Wenecki festiwal filmowy przekroczył półmetek i ma już faworytów. Goście podkreślają, że tak dobrej imprezy na Lido już nie pamiętają, bo spora część filmów konkursowych zyskała najwyższe noty, ale w rankingu krytyków prowadzi zaskakująco nostalgiczny, czarno-biały obraz Alfonso Cuarona "Roma" i jak zwykle nader oryginalny obraz Greka Yorgosa Lanthimosa "Faworyt". Największe emocje wzbudziły horror Luki Guadagnino "Suspiria" i film z udziałem Lady Gagi.
Zgodnie z przewidywaniami tegoroczny 75. już festiwal filmowy na weneckiej wyspie Lido okazał się najlepszym od wielu lat, a są i tacy, którzy twierdzą, że przejdzie do historii jako najlepszy spośród wszystkich edycji. W tej ostatniej kwestii jednak pewnie odmienne zdanie mają ci, którzy pamiętają filmy zwycięzców weneckiej imprezy sprzed kilku dekad - Buñuela, Antonioniego, czy Viscontiego, których obrazy do dziś mają status arcydzieł. Czy faktycznie tegoroczne filmy mogą się z nimi równać, dowiemy się dopiero, gdy trafią do kin.
Wiadomo już jednak, które z nich mają największe szanse na tegoroczne laury, a jury pod przewodnictwem Guillermo del Toro - ubiegłorocznego zdobywcy Złotego Lwa za "Kształt wody" - nie będzie miało łatwego zadania. Na szczycie najważniejszego rankingu sporządzanego przez krytyków obecnych na festiwalu pojawiają się dwa tytuły. Jeden to "Roma" Meksykanina Alfonso Cuarona, twórcy "Grawitacji" i "Ludzkich dzieci", który zaskoczył lirycznym powrotem do dzieciństwa. Drugi to "The Favourite" jednego z bardziej oryginalnych europejskich reżyserów - Yorgosa Lanthimosa, twórcy niezapomnianego "Kła".
Wysoko, choć już nie jednomyślnie, oceniono też bardzo oczekiwany remake kultowego horroru z lat 70. - "Suspiria" Luca Guadagnino. W przeciwieństwie do dwóch wyżej wymienionych tytułów przyciąga on też gwiazdorską obsadą - Tildą Swinton, Dakotą Johnson, a na dalszym planie Polką, Małgorzatą Belą. Przed gośćmi festiwalu jeszcze sporo mocnych nazwisk i tytułów, między innymi niezwykle oczekiwany "22 lipca" Paula Greengrassa, w którym Brytyjczyk opowie o dramacie na wyspie Utoya.
Cuaron, jakiego nie znamy
Dla wszystkich fanów niezwykle dotąd efektownego kina Cuarona - zwłaszcza "Grawitacji" z niezwykłymi zdjęciami jego ulubionego operatora Emmanuela Lubezkiego - najnowszy, czarno-biały film tego reżysera będzie sporym zaskoczeniem. Ten lubujący się w widowiskowym kinie, pracujący z gwiazdami twórca tym razem nakręcił refleksyjną opowieść o Meksyku lat 70., w dodatku po hiszpańsku i z nieznanymi aktorkami.
"Roma" to widziana z perspektywy 10-latka opowieść o samotnej, zaniedbywanej przez męża matce czworga dzieci oraz jej indiańskiej służącej. To historia o solidarności w obliczu wielkich dramatów - w tym również politycznych w Meksyku przełomu lat 60. i 70 - kobiet z różnych klas społecznych. Cuaron pokazuje, że sojusz z pozoru słabych kobiet to siła zdolna przenosić góry.
"Roma" powstała dzięki Netflixowi, bo w przeciwieństwie do Cannes Wenecja otworzyła się na produkcje tej platformy streamingowej i aż sześć filmów na festiwalu zostało wyprodukowanych właśnie przez nią. Wiadomo też, że "Roma" trafi wkrótce do kin, a tym samym będzie mogła ubiegać się o nieanglojęzycznego Oscara, do którego nominację krytycy amerykańscy wróżą. Przewidują ją też dla polskiej "Zimnej wojny", którą chwalił w Wenecji Cuaron, nazywając jej reżysera Pawła Pawlikowskiego swoim przyjacielem.
"Faworyt" wśród faworytów
Drugi z typowanych do głównej nagrody filmów - "The Favourite" Yorgosa Lanthimosa - to kino nietypowe dla tego artysty. Osadzony na XVIII-wiecznym angielskim dworze królewskim mógłby być historią walki dwóch młodych kobiet, jej bliskich powiernic, o względy królowej. Ponieważ jednak nakręcił go reżyser jak ognia unikający oczywistości, widz otrzymuje okraszoną specyficznym humorem groteskę. We wszystkich niemal recenzjach pojawia sie określenie "The Favourite" jako krzyżówki "Barry'ego Lyndona" Stanleya Kubricka z "Wszystko o Ewe" Jospeha L. Mankiewicza, przy czym Lanthimos pozostaje sobie wierny i sprawia, że całość robi wrażenie przedstawienia w świecie totalnego absurdu.
Atutem obrazu jest gwiazdorska obsada - piękna Rachel Weisz w roli dumnej księżnej i Emma Stone jako jej uboga, ale nad wyraz przebiegła kuzynka. Zdaniem krytyków obie aktorki przyćmiewa jednak obsadzona w roli zdziecinniałej królowej Anny Olivia Colman, co czyni ją faworytką do nagrody za najlepszą rolę kobiecą, Pucharu Volpi.
Colman ma zresztą wyjątkowe szczęście do ról królowych - zagrała już Elżbietę I, a niebawem w serialu "The Crown" zastąpi Claire Foy w roli dojrzałej królowej Elżbiety II.
Lady Gaga, "Suspiria" i skandal
Choć Wenecja nie należy do festiwali, gdzie polowanie na gwiazdy spycha na dalszy plan bardziej wymagające kino, jak to się dzieje choćby w Cannes, od początku najbardziej oczekiwanym filmem konkursowym była "Suspiria". To remake horroru Dario Argento sprzed 40 lat w reżyserii twórcy "Tamtych dni, tamtych nocy" Luki Gudagnino.
Argento opowiedział historię młodej Amerykanki, która jedzie do Niemiec, by zacząć naukę w słynnej szkole baletowej. W trakcie jej pobytu dochodzi do zniknięcia jednej z uczennic i przerażającego morderstwa. Gudagnino natomiast nakręcił raczej wariację na temat tamtego filmu, choć pozostał wierny samej historii. Główną rolę zagrała Dakota Johnson, a obok niej znacznie większa gwiazda i o niebo lepsza aktorka - Tilda Swinton oraz Chloë Grace Moretz.
Obraz podobał się chyba bardziej publiczności niż krytykom, bo zebrał mieszane recenzje. Jedni chwalili twórcę, inni pisali o chaosie. Na pewno, mimo tłumów na pokazach, nie zachwycił tak, jak znakomite "Tamte dni...", po których okrzyknięto Włocha "nowym Viscontim".
Większe tłumy stawiły się jedynie na projekcji pozakonkursowego, reżyserskiego debiutu Bradleya Coopera "Narodziny gwiazdy" z Lady Gagą debiutującą w roli aktorki, jako postać pierwszoplanowa. To kolejna wersja głośnego filmu muzycznego, z których najlepiej znany jest ten z Barbrą Streisand. Z relacji medialnych wynika, że samo pojawienie się piosenkarki na festiwalu spowodowało poważne przestoje w ruchu na weneckiej wyspie Lido, a kolejki do kasy po bilety ustawiały się już o wschodzie słońca. Takich tłumów nie doczekał się nawet Ryan Gosling grający Neila Amstronga w otwierającym festiwal filmie Damiena Chazelle'a "Pierwszy człowiek".
Piosenkarka wzbudzała sensację od momentu, gdy przypłynęła taksówką wodną na Lido. Bradley Cooper w podwójnej roli reżysera i aktora, wpatrzony w nią z uwielbieniem, opowiadał na konferencji o fantastycznej współpracy. Odwdzięczała mu się tym samym. Film przyjęto ciepło i choć w recenzjach pojawiły się przytyki do braku aktorskiego warsztatu Lady Gagi - kwitowane taktownym unikiem, że "dużo lepiej śpiewa niż gra" - o nominacji do Oscara dla piosenkarki mówi się od dawna. Złośliwi oceniają, że to za sprawą tego, iż gwiazda po raz pierwszy pokazała się publicznie bez makijażu, przez co miała być niemal zupełnie nie do rozpoznania.
Cooper, który nie miał ostatnio najlepszej prasy, może być spokojny - na ten film z całą pewnością publiczność na całym świecie będzie walić drzwiami i oknami.
Jako że przysłowie powiada, iż festiwal bez skandalu jest nieważny, tradycji i tym razem stało się zadość. Na czerwonym dywanie pojawił się w niedzielę tajemniczy mężczyzna w koszulce z podobizną Harveya Weinsteina z angielskim napisem "Weinstein jest niewinny". Jak się okazało, był to włoski reżyser castingu Luciano Silighini Garagnani, zagorzały konserwatysta i zwolennik byłego włoskiego premiera Silvio Berlusconiego. Niedawno nakręcił film, który według dziennika "The Independent" "dostarczył pozytywnego spojrzenia na ekscesy seksualne 'bunga-bunga' z udziałem Berlusconiego". Przekazał też spore pieniądze na kampanię prezydencką Donalda Trumpa. Tłumy fotografów ustawiały się w kolejce, by go sfotografować w obrazoburczej koszulce. Następnego dnia gościł na czołówkach wszystkich włoskich gazet. Prawdopodobnie za swój wybryk zostanie ukarany wysoką grzywną.
Festiwal na Lido zakończy się 8 września. Wtedy też poznamy laureatów.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: "The Hollywood Reporter", "The Guardian", tvn24.pl