- To podkreślenie znaczenia Chin w dzisiejszej architekturze i urbanistyce. W nadchodzących dekadach sukces, jaki można osiągnąć w tym kraju, będzie jednocześnie sukcesem ludzkości - uzasadniło swój wybór jury, przyznając Nagrodę Pritzkera 49-letniemu Wang Shu. To pierwszy Chińczyk, który został laureatem nagrody zwanej "architektonicznym Noblem" i jeden z najmłodszych. 100 tys. dol. nagrody odbierze 25 maja podczas ceremonii w Pekinie.
Zwycięstwo Wang Shu to kolejny dowód na to, że jury Pritzkera zamiast nagradzać za międzynarodową sławę i bombastyczne projekty, woli doceniać architekturę lokalną, której twórca projektuje głównie w okolicach miejsca swojego zamieszkania.
- Tegoroczny laureat wykracza swoimi dziełami poza odwieczny spór: szanować lokalność i tradycję, czy dać ponieść się nowoczesności? Architektura Shu jest głęboko zakorzeniona w lokalnym kontekście i jednocześnie współczesna i uniwersalna. To ponadczasowe działa mistrza – mówił Peter Palumbo, przewodniczący jury Pritzker Prize, ogłaszając wyniki.
Sześciany w połowie zatopione w wodzie
Projekty Chińczyka powstają w kontrze do gigantycznych inwestycji w jego ojczyźnie. Podczas gdy gwiazdy architektury prześcigają się na rozmiar i chcą, żeby ich budynki zdominowały okolicę i stały się słynne na cały świat, Shu robi wszystko, by jego projekty w jak najmniejszym stopniu zakłócały krajobraz. Co w niezwykle dynamicznie rozrastających się i modernizowanych Chinach jest bardzo ważne i równie trudne.
Do tego, tegoroczny zwycięzca w sypiących pieniędzmi na wielkie inwestycje Chinach projektuje tak, żeby korzystać z surowców naturalnych i wykorzystywać materiały pozostałe po rozbiórce obiektów, które stały na miejscu jego nowych inwestycji. Tak było m.in. w Hangzou, gdzie do budowy kampusu tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych wykorzystał 2 miliony ceramicznych dachówek pozostałych po tradycyjnych domach. Wykorzystuje też cegły i drewno z rozbiórki.
- Wszędzie widać, że współcześni architekci nie dbają o materiały. Chcą tylko nowe budynki, tylko nowe rzeczy. Tymczasem pomijają to, co jest cenne: pamięć, tradycję, ludową kulturę. To wszystko jest w środku starych budynków, które burzą. Ja jako architekt próbuję coś z tym zrobić - wyjaśnił w wywiadzie dla "New York Timesa".
Wykształcony w Chinach (z wyróżnieniem skończył Nanjing Institute of Technology) za swoją największą ambicję uznał przywracanie do pracy lokalnych rzemieślników. - Staram się połączyć rękodzieło z nowoczesnymi technologiami. Nie interesuje mnie bezduszna architektura jaka jest dzisiaj praktykowana – zapewnia.
Dlatego niechętnie tworzy wysokie budynki, woli te w intymnej skali, stopione z naturą, np. jeden z jego projektów ma formę skupiska małych sześcianów zatopionych w połowie w wodzie. A całość w zgodzie z tradycją feng shui.
Architekturę porównuje do tworzenia chińskiego ogrodu. - Wymaga to zdolności do bycia elastycznym, improwizacji i rozwiązywania nieoczekiwanych problemów - wyjaśnia. Zaś proces projektowania - do tradycyjnego chińskiego malarstwa. Przez około tydzień konstrukcja budynku materializuje się w jego głowie. - Ale np. pomysł na Muzeum Historyczne w Ningbo przyszedł w jedną noc, kiedy nie mogłem spać. Wstałem z łóżka i zacząłem rysować ołówkiem: struktura, rozmiary, lokalizacje i inne aspekty. A potem piłem herbatę - wspomina.
Dostanie 100 tys. dolarów
Mimo młodego jak na architekta wieku, 49-letni Shu ma już bogate doświadczenie: projektuje zarówno budynki użyteczności publicznej, jak i mieszkaniowe. Jego najważniejsze dzieła to - obok ogromnego projektu Chińskiej Akademii Sztuk Pięknych w Hangzhou - Dom Ceramiczny w Jinhua, Pięć Rozproszonych Domów w Ningbo, Muzeum Sztuki Współczesnej w tym samym mieście i biblioteka w Suzhou.
- Moje praca jest bardziej "przemyślana" niż "zbudowana". To wynik moich humanistycznych zainteresowań. Chciałem być artystą lub pisarzem, ale moi rodzice (ojciec stolarz i muzyk amator oraz matka nauczycielka i bibliotekarka) naciskali na nauki ścisłe, więc poszedłem na kompromis i wybrałem architekturę - tłumaczy "New York Times".
W 1997 roku, po 10 latach pracy dla innych biur architektonicznych, założył własne studio. Amateur Architecture Studio prowadzi razem z żoną, Lu Wenyu w rodzinnym mieście Hangzhou. Wybrał nazwę, która miała podkreślać "spontaniczność, ekstremalność i amatorstwo" jego pracy. - Amatorstwo rozumiem jako sytuację, w której pracuję nie dla zysku, ale dla własnej satysfakcji i rozwoju - tłumaczy przewrotnie.
Nagrodę Pritzkera - czek na 100 tys. dolarów oraz odlany z brązu medal z wygrawerowanymi trzema zasadami architektury według Witruwiusza: trwałość, użyteczność, piękno - odbierze podczas ceremonii, która odbędzie się 25 maja w Pekinie.
- Każdy architekt marzy o nagrodzie. Jestem szczęśliwa za niego – powiedziała "Guardianowi" jego żona po ogłoszeniu wyników Pritzker Prize 2012. Wang przebywa obecnie w USA, gdzie prowadzi wykłady i nie ma czasu na kontakt z mediami.
Talent, wizja, zaangażowanie
Pritzker Prize ufundowana została w 1979 r. przez Jeya i Cindy Pritzkerów, właścicieli m.in. sieci hoteli Hyatt. Nie bez powodu jest nazywana architektonicznym Noblem - jest to nie tylko najważniejsza nagroda, jaką może dostać architekt, ale też sam proces nominacji i wyboru laureata wzorowany jest na procedurach Szwedzkiej Akademii Nauk.
Nagrodą honoruje się architektów za całokształt twórczości, która powinna być "mieszanką talentu, wizjonerstwa i zaangażowania". Laur przyznaje się tym twórcom, którzy w swoich projektach umieją połączyć idee humanistyczne i artystyczne.
Lista laureatów Nagrody Pritzkera - jest ich już 35. - pokrywa się z listą najważniejszych współczesnych architektów. Są na niej: Philip Johnson, Oscar Niemeyer, Tadao Ando, Frank Gehry, Rem Koolhaas, Zaha Hadid, Herzog & de Meuron, Norman Foster i duet SANAA. W ub.r. laureatem został Portugalczyk Eduardo Souto de Moura.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Hyatt Foundation