Wiedzieli, że poziom jednego z dopływów Wisłoki przybiera szybko, ale nie spodziewali się, że tym razem woda znajdzie się w ich salonie. - W środku nocy woda wdarła się na podwórko, a po chwili pływał już cały dom - mówi pani Edyta. Nagranie zatopionego budynku dostaliśmy na Kontakt24.
Dom ma blisko 80 metrów kwadratowych. Na co dzień mieszkają tu cztery osoby - małżeństwo, ich dorosła córka i ośmioletnia wnuczka. W nocy z wtorku na środę nocował tu też drugi syn - Janusz i Edyta, jego narzeczona.
- Wieczorem sytuacja była poważna, poziom rzeki szybko się podnosił - mówi Edyta.
Dla jej przyszłych teściów ta sytuacja nie była niczym nowym. Woda podchodziła pod posesję niemal po każdej większej ulewie.
- Mieszkańcy wcześniej zgłaszali problemy podczas ulew do wójta gminy Żyraków, ponieważ rowy i rzeka wymagają oczyszczenia i pogłębienia koryta rzeki. Nie spodziewaliśmy się jednak tego, że tym razem może być aż tak źle - mówi Edyta.
Bez szans
Domownicy domu w Bobrowej (woj. podkarpackie) przez całą noc monitorowali poziom wody.
- Około drugiej w nocy mama mojego narzeczonego nas obudziła. Powiedziała, że woda jest już na podwórku - mówi Edyta.
Telefon na straż pożarną już w niczym nie pomógł.
- Usłyszeliśmy, że nie da rady postawić kolejnej warstwy worków z piaskiem - opowiada rozmówczyni tvn24.pl.
Niedługo potem woda wdzierała się już do środka parterowego domu. I to szybko.
- We wnętrzu było pół metra wody. Nie było szans, żeby uratować meble - tłumaczy Edyta.
Na teraz wiadomo, że niezbędny będzie remont podłóg i wymiana wielu sprzętów. Największym jednak zmartwieniem domowników jest to, czy problem się nie powtórzy.
- Od lat samorząd jest głuchy na nasze prośby o udrożnienie koryta rzeki. Bez tego nie ma sensu wracać do domu - kończy Edyta.
"Nie ma zlituj"
Wójt Marek Rączka rozumie nerwy, ale podkreśla, że to nie on jest odpowiedzialny za całą sytuację.
- Potok płynie przez środek miejscowości. Faktycznie, jest zaniedbany. Wielokrotnie prosiłem o interwencję zarządcy rzeki, czyli Wody Polskie. Niestety, bez reakcji - zapewnia samorządowiec.
Tłumaczy, że przez Bobrową przepływa woda spływająca niemal z terenu całej gminy.
- Miejscowość jest "wąskim gardłem". Sprawę komplikują dwa pomosty, przy których dochodzi do rozlewania się potoku. Nigdy jednak sytuacja nie była tak poważna - tłumaczy wójt.
Wskazuje, że zmiany są konieczne, ale jednocześnie wskazuje, że i one mogłyby nie uchronić dobytku mieszkańców.
- Jeśli w ciągu dnia spada tyle deszczu, co średnio przez miesiąc to nie ma zlituj. Niestety - wskazuje.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24