Zdjęcie strażaka przytulającego niespełna trzyletniego chłopca, który chwilę wcześniej stracił w wypadku rodziców, wstrząsnęło Polską. Kierowca, który według śledczych, spowodował tę tragedię był pijany. Usłyszał w szpitalu zarzuty, odmówił składania wyjaśnień. - Niech o tragedii, do której doszło pod Stalową Wolą, przypomni sobie każdy kierowca przekraczający prędkość, łamiący przepisy, siadający za kierownicą po alkoholu. Pamiętaj: możesz stać się sprawcą kolejnego koszmaru - podkreśla policja, która po raz kolejny przygotowuje mapę wakacyjnych wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Jeszcze nie było dnia, żeby nikt na drogach nie zginął.
W sobotę jechali we troje - za kierownicą siedział Mariusz, obok jego żona Marzena. Z tyłu - ich dwuipółletni synek. Dwóch starszych synów zostało wtedy pod opieką babci i dziadka. Kiedy ich samochód był na drodze wojewódzkiej numer 871, z przeciwka nadjechał inny. Jego kierowca był pijany. Kiedy miał minąć się z prawidłowo jadącą rodziną, rozpoczął manewr wyprzedzania, który skończył się czołowym zderzeniem. Mariusz i Marzena zginęli. Jeden z fotoreporterów, który pojawił się na miejscu tragedii, uchwycił moment, kiedy jeden ze strażaków tuli ich osieroconego synka.
- Prokurator przesłuchał w charakterze podejrzanego 37-letniego Grzegorza G. Usłyszał on zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości oraz prowadzenia pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości. W momencie wypadku miał 1,6 promila alkoholu - przekazuje Adam Cierpiatka, prokurator rejonowy w Stalowej Woli.
Podejrzanemu grozi do 12 lat więzienia. Mężczyzna nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Śledczy nie mogą na razie zawnioskować o tymczasowe aresztowanie 37-latka, bo nie pozwala na to stan jego zdrowia.
Zniszczone życie
Waldemar Grochowski jest burmistrzem miasta Rudnik nad Sanem. W jego gminie mieszkali Mariusz i Marzena z dziećmi. - Akurat byliśmy na spotkaniu ze strażakami, gdy dowiedzieliśmy się o tragedii. Trudno zachować spokój, kiedy życie młodej, świetnie radzącej sobie rodziny zostało zniszczone bez ich najmniejszej winy - mówi samorządowiec.
Burmistrz dodaje, że do wypadku doszło w miejscu, gdzie jest podwójna linia ciągła. - Jeżdżę tam regularnie. Wiem, że kierowca nie miał gdzie uciekać. Włos się na głowie jeży - kręci głową Grochowski.
Podkreśla, że z członkami rodzin zmarłych skontaktowali się przedstawiciele ośrodka kryzysowego Caritas. - Pracownice społeczne gminy są w ciągłym kontakcie z pogrążoną w tragedii rodziną. Będziemy robić, co tylko możliwe, żeby pomóc im przejść przez najgorszy etap w ich życiu - dodaje burmistrz.
Każdy punkt to nowy koszmar
Komisarz Robert Opas z Komendy Głównej Policji jest świadom, że tragedia rodziny spod Stalowej Woli wstrząśnie opinią publiczną. Liczy, że z koszmaru wnioski wyciągną niektórzy kierowcy.
- Zanim ktokolwiek wsiądzie za kierownicę po alkoholu, niech przypomni sobie zdjęcie z tamtego wypadku. Niech pomyśli o nim kierowca, który lubi jeździć "szybko, ale bezpiecznie". O przerażonym, osieroconym chłopcu niech pamięta ktoś, kto spieszy się na pilne spotkanie. Musimy w końcu zrozumieć, że jadąc autem, możemy na zawsze zniszczyć życie niewinnych osób - mówi policjant.
Funkcjonariusz przypomina, że od trzech lat policja prowadzi interaktywną wakacyjną mapę wypadków drogowych. Każdego dnia umieszczany jest na niej kolejny punkt. Do 5 lipca umieszczono ich już 59.
- Każdy z nich oznacza śmiertelny wypadek, w którym życie straciła przynajmniej jedna osoba. W te wakacje jeszcze nie było dnia bez drogowej tragedii - mówi Opas.
Podkreśla, że każdy z tych punktów to tragedia podobna do tej spod Stalowej Woli. - Nie wszędzie są dziennikarze. Nie zawsze opinia publiczna dowiaduje się, jak i komu zawaliło się życie. Mogę jednak zapewnić, że zawsze jest to niewyobrażalny koszmar, który dotyka całe rodziny - przekazuje.
Komisarz Opas podkreśla, że mapa ma uzmysłowić kierowcom, że wypadki są bardziej powszechne, niż się to wydaje.
- Przywykliśmy do suchych komunikatów, że gdzieś doszło do wypadku, że ktoś stracił życie. Dopiero jednak patrząc na mapę czarną od śmierci, możemy zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się na naszych drogach - kończy Opas.
W tragicznej czołówce
Z policyjnych statystyk wynika, że 89 procent wypadków w 2019 roku (korzystaliśmy z liczb sprzed pandemii, aby nie wypaczały danych) spowodowali kierowcy samochodów osobowych. Najczęstszym grzechem doprowadzającym do tragedii jest nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu (ponad 7 tysięcy zdarzeń w 2019 roku). Na drugim miejscu jest zbyt szybka jazda.
W co dziesiątym wypadku z 2019 roku (9 proc.) brała udział osoba pod wpływem alkoholu. Promile we krwi, w jakimś stopniu, doprowadziły do śmierci 326 osób.
W 2019 roku opublikowane zostały dane Eurostatu, z których wynika, że liczba osób tracących życie na drogach spada. Niestety, Polska jest ciągle w czołówce najbardziej niebezpiecznych krajów wspólnoty: na milion mieszkańców rocznie ginie u nas 77 osób. Gorszą statystykę mają tylko Rumuni (96 ofiar na milion) oraz Bułgarzy (90).
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Tarnobrzeg 112 - Ratownictwo Powiatu Tarnobrzeskiego