Strażacy z OSP Rzeszów-Słocina dostali nietypowe wezwanie: mały chłopiec zgubił w pobliskim stawie aparat słuchowy. Sytuacja była poważna, bo urządzenie kosztuje ponad sto tysięcy złotych.
Do zdarzenia doszło w czwartek w parku w Słocinie (Podkarpacie). Aparat słuchowy, z którego korzystał chłopiec, wpadł do wody. Rodzice dziecka wezwali strażaków.
- Kolega ubrał się w wodery, wszedł do wody i przez bardzo długi czas przeszukiwaliśmy dno w miejscu, które wskazali rodzice – relacjonował Maciej Rąb z rzeszowskiej straży pożarnej.
"Kobieta płakała z radości"
Początkowo jednak działania nie przynosiły rezultatów. Jak tłumaczy Elżbieta Hałoń z OSP Słociny, rozważano wezwanie nurków. Zrezygnowano jednak z tego pomysłu, bo widoczność w wodzie była zbyt mała. – Zaczęliśmy rozmawiać, jak to urządzenie działa. Mama powiedziała, że przykleja się czasem nawet na lodówkę. Pojawił się pomysł, że wykorzystamy jakieś metalowe urządzenie – podaje strażaczka.
Silny magnes, w który wyposażony jest aparat, pomógł rozwiązać problem. Przyniesiono łopaty i po około 10 minutach aparat przykleił się do jednej z nich.
- Kobieta płakała z radości, było to dla nas niesamowite uczucie – wspomina Hałoń.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Elżbieta Hałoń OSP Rzeszów-Słocina