Zaledwie po dwóch miesiącach od wszczęcia prokuratura w Tarnobrzegu umarza śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez policjantów i prokuratorów po wypadku premier Beaty Szydło. – Nie wykryto znamion czynu zabronionego – mówią śledczy.
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte pod koniec czerwca, jednak zanim trafiło do tarnobrzeskiej prokuratury przeszło długą drogę.
Już w pięć miesięcy temu poseł PO Cezary Tomczyk i jego partyjna koleżanka Agnieszka Pomaska złożyli zawiadomienie o możliwości przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjantów i prokuratorów, którzy wykonywali czynności po wypadku premier Beaty Szydło.
Jedno zawiadomienie, kilka prokuratur
Zawiadomienie posłów pod koniec marca wpłynęło najpierw do prokuratury w Krakowie. W kwietniu decyzją zastępcy prokuratora regionalnego zostało przekazane do Prokuratury Okręgowej w Kielcach i ta 12 kwietnia podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa.
Zastępca prokuratora generalnego przekazał jednak sprawę do Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie, a ta z kolei wyznaczyła do prowadzenia śledztwa Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu. Jak tłumaczy Dubiel, przekazanie śledztwa do tarnobrzeskiej prokuratury było kierowane "chęcią uniknięcia ewentualnego zarzutu braku obiektywizmu i bezstronności ze strony prokuratorów z okręgu krakowskiego".
Teraz okazuje się, że po dwóch miesiącach śledczy zdecydowali się sprawę umorzyć. Jak mówił Andrzej Dubiel z prokuratury okręgowej w Tarnobrzegu, prokuratorzy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. Jak twierdzi, policjanci i prokuratorzy nie przekroczyli uprawnień i dopełnili wszelkich obowiązków.
Jak relacjonuje reporterka TVN24 Marta Gordziewicz, zdaniem śledczych po przeanalizowaniu dowodów zebranych w tej sprawie prokuratorzy i policjanci wykonywali obowiązki "tak jak należy"
Pierwsze przesłuchania w tej sprawie odbyły się pod koniec lipca. Zeznania składali m.in. zawiadamiający posłowie PO. Jak mówili, śledczy pytali, dlaczego złożyli zawiadomienie do prokuratury ws. wypadku szefowej rządu i skąd czerpali wiedzę o zdarzeniu
Głównymi zarzutami Tomczyka wobec śledczych i funkcjonariuszy było niezapewnienie podejrzanemu Sebastianowi K. możliwości skorzystania z pomocy obrony oraz niezasadne przedstawienie zarzutu dotyczącego wypadku.
- Jeszcze zanim powołano biegłych i ktokolwiek dowiedział się, co się stało, nie tylko minister Błaszczak (Mariusz Błaszczak, szef resortu MSWiA), funkcjonariusze już wydali wyrok, zatrzymując tego człowieka. Odmówiono mu prawa do adwokata i został postawiony wobec całej machiny państwa - mówił poseł. I zaznaczał: Czy po wypadku drogowym albo stłuczce kogoś aresztowano? Nie. A Sebastiana K. tak. 20-latek został sam, bez adwokata i pomocy. (Poseł mówi o 20-latku, w rzeczywistości mężczyzna ma 21 lat - red.).
Wypadek premier
Do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento; jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.
W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia. Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.
Zarzuty dla kierowcy
14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podaje treści jego wyjaśnień. Śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół trojga prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Nadzór nad śledztwem sprawuje Prokuratura Regionalna w Krakowie. Dziś ani prokuratura regionalna, ani okręgowa nie chciały rozmawiać na temat postępów w śledztwie.
Autor: mmw/gp / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: Oświęcim112