Kinga Jasiewicz pozwała Okręgową Komisję Egzaminacyjną po tym, jak - w jej opinii - egzaminator błędnie ocenił jej test maturalny. We wtorek w krakowskim sądzie ruszył proces w tej sprawie. Maturzystka, teraz już studentka, twierdzi, że gdyby jej praca została oceniona poprawnie, to nie musiałaby płacić za studia - 26 tys. złotych rocznie. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 11 grudnia.
Ta sprawa jest precedensowa. Rozprawa rozpoczęła się punktualnie o godz. 11:30. W sądzie stawiła się w autorka pozwu z pełnomocniczką oraz przedstawiciel Prokuratorii Generalnej.
Na wtorkowej rozprawie przesłuchiwany był świadek - przedstawiciel Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej.
Afery się nie spodziewała
- Wiedziałam, że powszechne są błędy egzaminatorów. Dlaczego miałam to zostawić? - mówiła Kinga po rozprawie, dodając, że jest przekonana, że pracę napisała lepiej, niż zostało to ocenione. - Gdyby udało mi się przenieść na studia dzienne to byłby duży sukces - zaznaczyła.
O swoim pozwie mówi: "nie spodziewałam się, że wywoła taką aferę".
Termin kolejnej rozprawy wyznaczony został na 11 grudnia.
Kinga Jasiewicz wniosła pozew o ochronę dóbr osobistych. Domaga się dodatkowych punktów za odpowiedzi na pytania egzaminu z biologii, który zdawała w ubiegłym roku. Jak twierdzi w pozwie, odpowiedzi nie zaliczono, a były prawidłowe. Domaga się też wydania nowego świadectwa maturalnego z korektą punktów.
Jak mówiła w sądzie, chce by wynik 73 proc., które uzyskała, został zmieniony na 80 proc..
W sądzie maturzystce pomaga fundacja Obrony Praw Dziecka KAMAKA z Bochni. Ta złożyła do sądu wniosek o uczestnictwo w procesie jako interwenient poboczny (czyli "trzecia strona" w procesie).
W pozwie autorka szczegółowo rozważa swoje odpowiedzi na pytania i wskazuje m.in., że nie powinna ponosić skutków rozbieżności zdań między autorem podręcznika, z którego się uczyła, a egzaminatorem. Uważa również, że oceniający popełnili istotne uchybienia, polegające na niepoprawnej, zbyt rygorystycznej interpretacji tzw. klucza, prowadzące do wypaczenia wyniku egzaminu.
"Nie doszło do błędów"
W odpowiedzi na pozew OKE domagało się oddalenia powództwa i wskazywało, że nie doszło do naruszenia żadnych dóbr osobistych powódki. - Praca została zweryfikowana. Widzieli ją inni egzaminatorzy. Nie biorę tu pod uwagę błędu - mówił Lech Gawryłow, dyrektor okręgowej komisji egzaminacyjnej w Krakowie.
Zdaniem komisji, nie doszło także do błędów przy ocenie maturzystki. Jak wyjaśniało OKE, punkty przyznawane są tylko za poprawne rozwiązania, precyzyjnie odpowiadające poleceniom zawartym w zadaniach; natomiast odpowiedzi niezgodne z poleceniem, tj. nie na temat, lub niepełne są traktowane jak brak odpowiedzi.
Jednak, jak mówi reporter TVN24 Leszek Kabłak, innego zdania są eksperci z dziedziny nauk biologicznych, którzy twierdzą, że Kinga nie pomyliła się w swoich odpowiedziach na pytania egzaminacyjne.
Zabrakło jednego punktu
Kinga ukończyła szkołę średnią w 2013 roku. Wtedy też zdała maturę, ale w ubiegłym roku zdecydowała się na poprawę wyniku z biologii. Dziewczynie zabrakło jednego punktu, aby dostać się na dzienną stomatologię w Krakowie.
Zdecydowała się na studia płatne. Rok studiowania na prywatnej uczelni kosztuje ją 26 tys. złotych. Kinga twierdzi, że gdyby egzaminator poprawnie ocenił jej egzamin, to nie musiałaby ponosić tych kosztów.
Pierwsza rozprawa odwołana
Pierwszy termin rozprawy został wyznaczony na 17 marca. Nie mogła się ona jednak odbyć, ponieważ Prokuratoria Generalna w odpowiedzi na pozew maturzystki uznała, że proces powinien być prowadzony przez inny sąd.
Jak wskazała w odpowiedzi na pozew, uwzględnienie roszczeń wiązałoby się de facto z ponownym ustaleniem wyniku egzaminu maturalnego przez sąd i ingerencją w treść dokumentu urzędowego - a to jest niedopuszczalne. Weryfikacji i zmiany wyników egzaminu nie przewiduje bowiem ustawa o systemie oświaty.
19 lutego krakowski Sąd Okręgowy oddalił wniosek prokuratorii, uznając, że sam posiada kompetencje prawne i jest upoważniony do prowadzenia sprawy. - Sąd uznał, że jest to tzw. sprawa sądowa i że maturzystce przysługuje możliwość wytoczenia powództwa przed sądem - tłumaczył Waldemar Żurek z krakowskiego sądu.
W toku postępowania obecna studentka rozszerzyła swoje roszczenia, wskazała też kolejne dobra osobiste, które miały zostać naruszone, jak prawo do budowania i ochrony własnego wizerunku, prawa do kultywowania tradycji rodzinnych oraz prawo do dysponowania swoimi danymi osobowymi.
Zdaniem Prokuratorii Generalnej również te argumenty nie mogą być uznane. Autorka pozwu nie miała rozpoznawalnego wizerunku, a upublicznienie jej danych osobowych nastąpiło poprzez jej kontakty z mediami. Subiektywnie oceniane prawo do kultywowania tradycji rodzinnych nie zostało naruszone, bo kobieta studiuje na tej samej uczelni i na tym samym kierunku co kiedyś jej rodzice i dziadek, a kwestia płatności nie stanowi tradycji i nie można mówić o jej naruszeniu. Natomiast przekazywanie pracy do oceny ekspertom było zgodne z prawem i nie stanowiło naruszenia danych osobowych.
Autor: mmw/i / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków | Stefania Kulik