Dwóch mężczyzn chciało wjechać na teren Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie (woj. podkarpackie), gdy bramę blokowali ekolodzy. Kierowca miał potrącić jednego z manifestujących, a potem obaj z pasażerem mieli się szarpać z aktywistami i uszkodzić im kamery. Sprawą zajmuje się policja.
W poniedziałek aktywiści z Inicjatywy Dzikie Karpaty w ramach protestu blokowali bramę Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Mieli ze sobą transparenty m.in. "Tracimy nasze dziedzictwo, chrońmy bieszczadzkie lasy!", "Starych drzew się nie wycina" czy "Ocalmy Puszczę Karpacką".
Ekolodzy sprzeciwiają się wycince drzew w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, domagają się utworzenia Turnickiego Parku Narodowego i ochrony cennych fragmentów otuliny Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
- Chodzimy po tutejszych lasach i z przerażeniem obserwujemy, jak cięcia wkraczają w najcenniejsze, najlepiej zachowane fragmenty Puszczy Karpackiej. Jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat nie będzie już po co powoływać rezerwatów. Piękny, dziki las zostanie przeorany przez ciężki sprzęt i podporządkowany produkcji drewna. Wtedy będzie już za późno na ochronę – mówiła "Gazecie Wyborczej" Aleksandra Kamińska, jedna z protestujących.
Zaczęło się od protestu w hamakach
Od zeszłego wtorku na terenie Nadleśnictwa Stuposiany trwał protest hamakowy. Około 30 osób rozwiesiło hamaki między drzewami oznaczonymi do wycinki oraz w poprzek dróg wykorzystywanych przez maszyny leśne. W ten sposób aktywiści sprzeciwiali się wycince drzew w projektowanym rezerwacie przyrody "Las Bukowy pod Obnogą".
Od minionej środy wycinka i zwózka drewna z tego obszaru zostały wstrzymane.
W piątek aktywiści wstrzymywali pracę w Nadleśnictwie Stuposiany. Przed godz. 7 rano około dwudziestu osób przypięło się metalowymi rurami do barierek, odcinając główne wejście do budynku nadleśnictwa.
Oba protesty zakończyły się w piątek po południu.
W poniedziałek Inicjatywa Dzikie Karpaty blokowała bramę Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.
Blokowali bramę
Jak informują leśnicy, manifestacja zapowiedziana na godziny 9 do 15 odbywała się w pokojowej atmosferze.
"Protestujący zgromadzili się pod budynkiem RDLP w Krośnie już przed godziną 7:00, przykuli się na schodach Dyrekcji i rozwiesili swoje transparenty, nie uniemożliwiali jednak pracownikom Lasów wejścia do biura. Do godziny 15:00 postulowali swoje żądania wobec leśników" - czytamy w oświadczeniu RDLP.
- W miniony poniedziałek był zgłoszony protest przed budynkiem dyrekcji w Krośnie. Miał odbywać się od 9.00 do 15.00. W ramach tego protestu miał odbyć się happening, później odbyła się rozmowa z trzema przedstawicielami inicjatywy i regionalnej dyrekcji - relacjonował w środę dr Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Jak dodał, rozmowa trwała półtorej godziny, w trakcie której "wyjaśnialiśmy sobie kwestie związane z oczekiwaniami".
Tłumaczył, że żądania aktywistów są "nie do spełnienia", jak na przykład utworzenie parku narodowego, co leży w gestii rządu, a nie Lasów Państwowych.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystkie kwestie. Byliśmy umówieni, że we wtorek nadleśniczy nadleśnictwa Stuposiany spotka się z aktywistami w towarzystwie naczelnika merytorycznego wydziału dyrekcji. Rozstaliśmy się około godziny 14. Myśleliśmy, że protest zgodnie z planem zakończy się o 15.00. Około 14.30 dostaliśmy sygnał, że niektóre osoby przywiązały się do bramy, blokując jej otwarcie, a pracownicy nie mogą opuścić terenu - relacjonował Marszałek.
Powiedział, że po tym, jak protestujący nie reagowali na apele o umożliwienie przejazdu, została wezwana policja.
Aktywistka: zamiast rozmów było pouczanie
- Doszło do rozmów pomiędzy Grażyną Zagrobelny, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, rzecznikiem prasowym i trzema osobami od nas wyznaczonymi. Postulowaliśmy, żeby został utworzony planowany od 30 lat Turnicki Park Narodowy, który jest objęty planowanym rezerwatem puszczy reliktowej, żeby została utworzona sieć chroniąca najcenniejsze tereny, lasy, znajdujące się na terenie trzech nadleśnictw - opowiadała Julia "Lena" Gagaczowska.
Aktywistka tłumaczyła również, że w trakcie rozmów apelowano o zaprzestanie polowań, w tym polowań zbiorowych i w okresie godowym jeleni.
- Rozmowy, tak jak zresztą zawsze, nie są formą dialogu, Jak zapewniają Lasy Państwowe. Są formą pouczania nas. Na pytania odpowiada się pytaniem, cały czas odbija się piłeczkę. Lasy Państwowe z panią Grażyną Zagrobelny tu na czele zapewniają nas, że wystarczająco chronią te lasy. A podkreślę, że chodzi o najcenniejszy górski las w Polsce - zaznaczyła.
Auto kontra aktywiści
Około godziny 15.30 przed bramą budynku doszło do szarpaniny. "Pokojowy protest został zamieniony przez dwie agresywne osoby, które zaatakowały protestujących w bardzo nieprzyjemną sytuację" - napisała we wtorek Inicjatywa Dzikie Karpaty.
Wszystko zaczęło się od tego, że pod bramę, od strony ulicy, podjechał samochód z dwoma mężczyznami. Kierowca miał potrącić jednego z manifestujących. Na miejsce wezwano policję.
Po tym zdarzeniu pod bramą zrobiło się gorąco. - Pomiędzy mężczyznami a protestującymi doszło do utarczki słownej i przepychanki, podczas której naruszono nietykalność cielesną. Doszło też do umyślnego uszkodzenia sprzętu elektronicznego – jeden z mężczyzn wyrwał kamerę manifestującej osobie i odrzucił ją - wyjaśnia Paweł Buczyński, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krośnie.
Na filmie opublikowanym przez Inicjatywę Dzikie Karpaty widać, jak dwójka mężczyzn szarpie się z manifestującymi. Mężczyźni sprzeciwiają się między innymi nagrywaniu sytuacji i fotografowaniu ich. Na filmie widać m.in., jak wyrywają z rąk aktywistów kamerę i rzucają o ziemię.
- Nie masz prawa robić mi zdjęć! - krzyczy mężczyzna do jednej z aktywistek.
Na jej odpowiedź, że ma takie prawo, odpowiada: - Tak? Masz? To się jeszcze okaże! - po czym wyrywa jej kamerę z ręki i ciska nią o ziemię.
Na nagraniu widać też, jak ten sam mężczyzna zrywa aktywistce maseczkę z twarzy. - Jak rozmawiasz ze mną, zdejmij - krzyczy.
- Jest koronawirus, mamy mieć maseczki! - krzyczy w odpowiedzi inna protestująca.
Na te słowa drugi z mężczyzn zerwał maseczkę z jej twarzy. - Jaki koronawirus, k***a mać!? - odpowiedział.
Policja zabezpieczyła monitoring
Po przyjeździe policji, jak twierdzi Buczyński, sytuacja się uspokoiła. Jak mówi, interweniujący na miejscu policjanci wezwali protestujących do zejścia z jezdni. - Funkcjonariusze nie musieli wykorzystywać środków przymusu bezpośredniego. Podczas interwencji nikt nie odniósł obrażeń, nikogo też nie zatrzymaliśmy – mówi Buczyński.
Policja teraz zajmuje się szeregiem naruszeń prawa, do jakich miało dojść na miejscu: zdarzenia drogowego z udziałem pieszego, naruszeniem nietykalności cielesnej, uszkodzeniem sprzętu.
Aktywista, który miał zostać potrącony przez auto, trafił do szpitala. - Mężczyzna uskarżał się na dolegliwości, wobec czego wezwano karetkę i zabrano go do szpitala – tłumaczy rzecznik krośnieńskiej policji. Jak się okazało, urazy, jakich doznał, nie zagrażają jego zdrowiu ani życiu. Obrażenia, które ma, powodują rozstrój zdrowia trwający nie dłużej niż siedem dni, dlatego zdarzenie zostało zarejestrowane jako kolizja.
- Zabezpieczyliśmy zapis kamer monitoringu z miejsca zdarzenia, bowiem wersje zdarzeń opisywane przez manifestujących i drugą stronę sporu się różnią – podkreśla Buczyński.
Choć jeden z mężczyzn na nagraniu krzyczał, że "tam pracuję", regionalna dyrekcja zaprzecza, że to jej pracownicy.
"Dwóch postronnych obserwatorów wydarzeń wdało się w dyskusję z ekoaktywistami. Leśnicy nie byli bezpośrednimi świadkami tego zajścia, z oddali zauważając jedynie zgromadzone osoby, a następnie nadjeżdżający radiowóz oraz karetkę pogotowia ratunkowego. (...) Żaden z leśników nie użył wobec protestujących przemocy fizycznej, ani słownej. Pracownicy RDLP w Krośnie byli pozbawieni możliwości ingerowania w demonstrację, gdyż uniemożliwiono im wydostanie się poza bramę siedziby" - czytamy w oświadczeniu RDLP w Krośnie.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Inicjatywa Dzikie Karpaty