- Znaleźliśmy się w piekle na ziemi – mówiła w sądzie matka zamordowanego Mateusza. Chłopak został zaatakowany na jednej z ulic krakowskiego Kazimierza. We wtorek Sąd Najwyższy oddalił kasację obrony w tej sprawie.
Damian S. został skazany na dożywocie za zabójstwo 21-latka. Sprawa była wyjątkowo bulwersująca dla opinii publicznej, bo student był przypadkowa ofiarą. S. kilkadziesiąt minut wcześniej został pobity na ulicy i był przekonany, że atakuje jednego z napastników.
- Kasacja okazała się niezasadna w stopniu oczywistym, a podniesione w niej zarzuty nie znalazły jakiegokolwiek potwierdzenia nie tylko w stanie dowodowym sprawy, ale przede wszystkim w przebiegu postępowania w poszczególnych instancjach - mówił w uzasadnieniu postanowienia SN sędzia Jacek Błaszczyk. Dodał, że sądy przeprowadziły postępowanie w tej sprawie "w sposób modelowy" i nie doszło w jego trakcie do żadnych naruszeń uzasadniających kwestionowanie wyroku.
- Oby nikt nigdy już nie musiał przeżyć takiej tragedii - mówiła w wystąpieniu podczas rozprawy przed SN matka ofiary - zamordowanego Mateusza, który studiując na zagranicznej uczelni, przyjechał wtedy do Polski na pogrzeb dziadka.
Zaatakował "dużym nożem, przypominającym tasak"
Do zabójstwa doszło 3 stycznia 2017 r. późnym wieczorem w okolicy skrzyżowania ulic Miodowej i Brzozowej. Jak wyjaśniał w śledztwie oskarżony, wcześniej został on w tym miejscu dotkliwie pobity przez kilku napastników. Zakrwawiony wrócił do lokalu, w którym pracował jako kucharz, wziął - duży, przypominający tasak - nóż i wrócił na miejsce zdarzenia. Tam zaatakował od tyłu w plecy 21-latka sądząc, że był on uczestnikiem poprzedniej awantury. Chłopak zmarł.
Krakowskie sądy wymierzając sprawcy dożywocie wskazywały, że Damian S. działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, a jego ofiara nie miała żadnych szans na ratunek, mimo natychmiast udzielonej pomocy. Zwracały uwagę na obojętność napastnika względem ofiary, brak refleksji nad swoim czynem, a także groźby kierowane pod adresem świadka zdarzenia.
Damian S. był również - jak zaznaczano - pijany w momencie zabójstwa, a zdawał sobie sprawę z tego, jaki wpływ alkohol ma na jego zachowanie. Nie zainteresował się również swoją ofiarą; nie zadał sobie nawet trudu jej identyfikacji, poprzez zdjęcie z jej głowy kaptura - nie sprawdził zatem, czy zaatakowany chłopak jest osobą, która rzeczywiście wcześniej na niego napadła.
W opinii krakowskich sądów istnieje "realne ryzyko", że Damian S. może ponownie popełnić czyn o zbliżonej szkodliwości, a tym samym stanowić zagrożenie.
"Znaleźliśmy się w piekle na ziemi"
Obrona S. wskazywała w kasacji, że wymierzona kara była niewspółmierna, gdyż m.in. czyn został dokonany po wcześniejszym pobiciu S. przez inne osoby. Zresztą w 2019 r. w odrębnym procesie krakowski sąd rejonowy wymierzył kary więzienia oraz ograniczenia wolności trzem młodym sprawcom tego pobicia. Jednocześnie, zdaniem obrony, sądy błędnie przyjęły, iż S. działał w bezpośrednim zamiarze zabójstwa.
Zdaniem prokuratury, która wniosła o oddalenie kasacji, S. jest człowiekiem "zdemoralizowanym i agresywnym", zaś "sam fakt, że był świetnym kucharzem, nie może wpływać na ocenę, że doszło do rażącej niewspółmierności kary".
Jak podkreślił SN - zarzuty obrony podniesione przed SN były powtórzeniem argumentów z apelacji i jako takie nie mogły być podstawą kasacji. - Kasacja miałaby służyć do ponowienia kontroli odwoławczej, apelacyjnej, a nie jest to celem nadzwyczajnego postępowania kasacyjnego - zaznaczył sędzia Błaszczyk, uzasadniając oddalenie kasacji.
- Chciałabym, aby ten człowiek nigdy się nie narodził. Znaleźliśmy się w piekle na ziemi - mówiła natomiast przed SN o skazanym i obecnym życiu swojej rodziny matka zamordowanego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24