Uniewinniony od czynnej napaści, winny podania fałszywej tożsamości. Taką decyzję podjął w środę krakowski sąd ws. mężczyzny oskarżonego o usiłowanie zamachu na byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego poprzez rzucenie krzesłem i obrażanie obelżywymi słowami.
Za znieważenie prezydenta Marek Majcher (zgadza się na ujawnienie swych danych, sam nazywa się "działaczem prawicowej opozycji antysystemowej") będzie musiał zapłacić grzywnę w wysokości 200 stawek dziennych (wysokość stawki wynosi 20 złotych -red.). Został jednak uniewinniony od zarzutu czynnej napaści.
Sąd podkreślił, że ani nagrania, ani zeznania funkcjonariuszy policji obecnych na miejscu nie potwierdzają zarzutu, że mężczyzna chciał rzucić krzesłem. Wcześniej podczas wiecu było ono wykorzystywane jako element happeningu. Sąd zaznaczył też, że Majcher w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów miał ograniczoną poczytalność.
Mężczyzna został natomiast skazany na 3 miesiące więzienia i grzywnę w wysokości 860 złotych za to, że wprowadził policjantów w błąd podając fałszywą tożsamość.
Sąd zaznaczał, że na karę wpływa ograniczenie poczytalności i jest to okoliczność łagodząca. Ze względu na fakt, że mężczyzna był wcześniej karany, nie usłyszał wyroku w zawieszeniu.
Majcher był już karany za przygotowanie do wprowadzenia do obrotu fałszywych pieniędzy, usiłowanie wyłudzenia odszkodowania, napaść na funkcjonariuszy i oszustwa.
Prokuratura dla mężczyzny żądała kary 5 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Obrona oskarżonego chciała uniewinnienia.
Proces w tej sprawie zakończył się w na początku listopada.
Oskarżony o próbę zamachu na prezydenta
Majcher był oskarżony o to, że w trakcie trwania wiecu przedwyborczego Bronisława Komorowskiego 3 marca 2015 r. na Rynku Głównym w Krakowie najpierw wyzywał wchodzącego na scenę prezydenta obelżywymi słowami, a następnie, stojąc w tłumie zamachnął się usiłując w Komorowskiego krzesłem. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy w cywilu. Oskarżony odpowiadał także za posługiwanie się podczas zatrzymania cudzym dokumentem i podawanie nieprawdziwej tożsamości - "Marek Marecki".
Podczas ostatniej rozprawy prokurator podkreślał, że mężczyzna powinien zostać uznany winnym zarzucanych mu czynów.
- Przeprowadzone dowody wskazują, iż oskarżony co najmniej kilkukrotnie wypowiadał pod adresem prezydenta słowa wulgarne – mówił prokurator Andrzej Kabat. Dodał, że usiłowanie czynnej napaści na prezydenta potwierdza nagranie zarejestrowane przez jedną ze stacji telewizyjnych.
- Zdaniem oskarżenia istniało realne zagrożenie dla bezpieczeństwa prezydenta – mówił prok. Kabat. Do napaści nie doszło – bo jak zauważył – udaremnili ją interweniujący funkcjonariusze. - Oskarżenie nie kwestionuje, że krzesło było elementem happeningu. Było, ale do czasu, do momentu, kiedy oskarżony usiłował rzucić nim w prezydenta – podkreślał prokurator.
"Miał ograniczoną poczytalność"
Przypomniał, że według biegłych psychiatrów oskarżony w czasie popełnienia zarzucanych mu czynów miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność.
Obrońca mężczyzny mec. Bartłomiej Czech-Kosiński podczas ostatniej rozprawy odczytał list, w którym jego klient napisał, że "dla wszystkich obecnych na wiecu Bronisława Komorowskiego jasnym było, że krzesło, którym rzekomo miał dokonać zamachu, było elementem happeningu politycznego wyśmiewającego wpadkę dyplomatyczną prezydenta w Japonii". - Cała sprawa od początku do końca została sprowokowana i spreparowana przez funkcjonariuszy policji - twierdził Marek Majcher.
Autor: mmw/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24