Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Mirosław Wróblewski nałożył na Komendanta Głównego Policji karę za ujawnienie danych pani Joanny z Krakowa. Wobec kobiety podjęto policyjną interwencję po tym, jak dokonała aborcji i skontaktowała się ze swoją psychiatrką w obawie o swój zły stan psychiczny. Funkcję szefa policji pełnił wówczas Jarosław Szymczyk.
Decyzją szefa UODO komendant ma zapłacić 75 tysięcy złotych kary.
"Prezes UODO stwierdza, że to naruszenie przepisów RODO ma poważny charakter. Doszło do publicznego udostępnienia bez podstawy prawnej danych osobowych osoby, której policja miała udzielić pomocy. Komendant Główny Policji, jako organ władzy publicznej właściwy w sprawach ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz utrzymania bezpieczeństwa i porządku publicznego, stojąc na czele formacji przeznaczonej do realizacji tych zadań, jest podmiotem, który powinien szczególnie dbać o dobro takich osób i bezpieczeństwo ich danych osobowych" – czytamy w komunikacie UODO.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon
Zapłaci policja
Poprosiliśmy UODO o wyjaśnienie, kto konkretnie zapłaci nałożoną karę. Okazuje się, że nie będzie to Jarosław Szymczyk – a przynajmniej nie bezpośrednio.
"Prezes UODO nałożył administracyjną karę pieniężną w wysokości 75 tys. zł na Komendanta Głównego Policji jako organ, który był administratorem ujawnionych danych. W takiej sytuacji możliwe jest wystąpienie na drodze cywilnej z regresem o zwrot pieniędzy od konkretnych osób, które swoim zachowaniem spowodowały naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych" – przekazał w korespondencji z tvn24.pl Karol Witowski, rzecznik prasowy UODO.
Zwróciliśmy się do Komendy Głównej Policji z pytaniem, czy zapłaci karę za działania byłego komendanta. W odpowiedzi Mariusz Kurczyk, naczelnik Wydziału Prasowo-Informacyjnego Biura Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji, poinformował, że dotychczas do KGP nie wpłynęła decyzja UODO dotycząca kary.
Rzecznik poinformował też, że wskazana kwota trafi do budżetu państwa, nie do poszkodowanej pani Joanny.
"Każda osoba, która uzna, że w wyniku naruszenia przepisów RODO poniosła szkodę majątkową lub niemajątkową, ma też prawo dochodzić przed sądem powszechnym odszkodowania od administratora, do czego uprawnia ją art. 82 RODO" – zaznaczył Witowski.
Ujawnili dane i nagranie ze 112
Przypomnijmy, że sprawa pani Joanny z Krakowa zaczęła się w lipcu 2023 roku, kiedy kobieta trafiła do szpitala. O tym, jak podczas tej sytuacji traktowała ją policja, opowiedziała w mediach. Nie ukrywała swojej twarzy.
Po publikacjach ówczesny Główny Komendant Policji Jarosław Szymczyk zwołał konferencję prasową.
"Tłumacząc działania podwładnych ujawnił dodatkowo informacje dotyczące zdrowia kobiety i inne dane o niej, a nie miał do tego żadnych podstaw. Komendant ujawnił je w konkretnym kontekście – kiedy opinia publiczna znała jej dane i sprawę. Podane przez niego informacje można było więc powiązać z konkretną osobą. Podał przy tym dane wcześniej przez tę osobę nieujawnione, jak informacje o leczeniu psychiatrycznym, co narusza zakaz przetwarzania danych dotyczących zdrowia, określony w art. 9 ust. 1 RODO, a także informacje o rozpadzie związku skarżącej, miejscu zamieszkania i rodzaju domu oraz tytule prawnym do lokalu, co naruszyło art. 6 ust. 1 RODO" – tłumaczy prezes UODO.
Na konferencji została też upubliczniona rozmowa lekarki psychiatrii, z którą skontaktowała się będąca w kryzysie pani Joanna, z operatorem numeru 112. Lekarka ujawniła w niej, że pani Joanna dokonała aborcji, i że obawia się, że pacjentka może zrobić skobie krzywdę. "Policja nie może się w tej sprawie zasłaniać przepisami, które wyłączają RODO i pozwalają przetwarzać dane osobowe w celu 'rozpoznawania, zapobiegania, wykrywania i zwalczania czynów zabronionych'. Nagranie z numeru 112, które zapoczątkowało sprawę, dotyczyło możliwości popełnienia samobójstwa, a to nie jest czyn karalny" – komentuje UODO.
Policja w gabinecie
O sytuacji, w której znalazła się pani Joanna, zrobiło się głośno za sprawą materiału Renaty Kijowskiej w "Faktach" TVN.
Lekarka zawiadomiła policję, która "eskortowała" do szpitala karetkę pogotowia wiozącą panią Joannę do szpitala, a następnie miała uczestniczyć w badaniach i przeprowadzać czynności z kobietą jeszcze w gabinecie. W szpitalu policjanci otoczyli panią Joannę kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Na polecenie funkcjonariuszy pani Joanna miała się rozebrać, kucać i kaszleć.
Ówczesny komendant policji oświadczył, że głównym powodem działania policji było zgłoszenie dotyczące podejrzenia dokonania próby samobójczej. Niektóre działania funkcjonariuszy Rzecznik Praw Pacjenta uznał za nieakceptowalne.
Pani Joanna czuje się ofiarą działań policjantów, dlatego zdecydowała się wytoczyć proces, w którym domaga się 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia za niesłuszne - jej zdaniem - zatrzymanie. Nad przebiegiem całej interwencji wobec kobiety pochyli się krakowski sąd.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Łukasz Gągulski