Krakowski Sąd Okręgowy utrzymał w mocy areszty zastosowane wobec pięciu podejrzanych o produkcję i rozprowadzanie niebezpiecznych substancji, tzw. dopalaczy. Utrzymał tym samym w mocy kwalifikację przyjętą przez prokuraturę.
W składzie sprzedawanych dopalaczy nie było substancji zabronionych, znajdowały się jednak substancje szkodliwe dla zdrowia. Dlatego prokuratura postawiła podejrzanym zarzut nie z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ale z kodeksu karnego, dotyczący sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. Przeciwko temu złożyli zażalenie podejrzani i ich obrońcy.
- Kwestionujemy to, że zarzucone zachowanie jest przestępstwem. Uważamy, że skoro na liście substancji zabronionych nie było tych substancji, to w związku z tym panowie, którzy przyznali się do tego, że produkowali to wszystko, nie popełnili przestępstwa. Takie jest stanowisko obrony i z tego wywodzimy, że oni nie powinni się znaleźć w areszcie – mówił mec. Maciej Burda, jeden z obrońców. Jak dodał, podejrzani kontrolowali stan prawny i skoro nie było zakazu prowadzenia takiej działalności, to prowadzili ją będąc przekonanymi, że prowadzą ją zgodnie z prawem.
Sąd nie uwzględnił zażaleń
Sąd Okręgowy w Krakowie, jako druga instancja, nie uwzględnił jednak zażaleń i utrzymał postanowienia o stosowaniu aresztu w mocy. Zarówno posiedzenia, jak i uzasadnienia stanowiska sądu odbywały się za zamkniętymi drzwiami. Wśród podejrzanych znajduje się chemik, dwaj przedsiębiorcy i dwaj mężczyźni podejrzani o rozprowadzanie dopalaczy.
- Takie stanowisko sądu daje nam zielone światło do walki z producentami dopalaczy – mówi Piotr Kosmaty, rzecznik prokuratury apelacyjnej. Jak dodaje, podobną kwalifikację prawną zastosował już inny sąd okręgowy w Polsce.
Dwie fabryki dopalaczy
Policjanci z krakowskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego zlikwidowali dwa profesjonalnie urządzone laboratoria chemiczne. - Są to prawdopodobnie pierwsze ujawnione fabryki, gdzie produkowano dopalacze – wyjaśniał Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. Jak podał, chemik odpowiedzialny za produkcję bardzo dbał o to, by w składzie dopalaczy nie znajdowały się substancje zabronione prawem.
Podejrzani oferowali substancję alfa – PVP. Jak wynika z informacji uzyskanych z Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Narodowego Instytutu Leków, jest ona bardzo niebezpieczna dla zdrowia, bo jej zażycie może spowodować poważne uszkodzenia wątroby, nerek i mózgu. - Podejrzani mieli świadomość, że jest to substancja szkodliwa, sprzedawali ją w cenie zbliżonej do amfetaminy – wyjaśniał Piotr Kosmaty, rzecznik prokuratury apelacyjnej.
Grozi im do ośmiu lat więzienia
Prowadzący sprawę zdecydowali o przedstawieniu zarzutów sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. - Ponieważ składniki sprzedawanego preparatu zostały zmodyfikowane, nie mogliśmy postawić zatrzymanym zarzutów w oparciu o ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, dlatego sięgnęliśmy po Kodeks Karny - mówił rzecznik prokuratury.
- Część członków grupy usłyszała zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, za co grozi do ośmiu lat pozbawienia wolności - dodaje.
Według Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii sprzedawane przez podejrzanych substancje mogły mieć działanie kilkunastokrotnie bardziej szkodliwe dla zdrowia niż narkotyki.
Autor: ał / Źródło: PAP/TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24