To miał być drugi piknik śniadaniowy w kieleckim parku. Okazało się jednak, że urzędnikom tak bardzo na sercu leży los trawników, że w zezwoleniu zaznaczyli, że koce mogą być rozłożone tylko na... asfaltowych alejkach. Mimo to impreza się odbyła.
Piknik to pomysł inicjatywy o nazwie Letni Klub Śniadaniowy.
- Odkąd zamknięto ruch samochodowy w centrum miasta, ta okolica jest trochę opuszczona – zauważa pani Katarzyna, jedna z organizatorek pikniku. Jak dodaje, urząd miasta stara się teren zrewitalizować i zachęcić kielczan do spędzania czasu w centrum miasta. Piknik miał być oddolnym wsparciem tych starań, jednak urzędnicy stawili opór.
- Dostaliśmy pismo, w którym urząd zgadza się na zorganizowanie przez nas pikniku, ale pod warunkiem, że odbędzie się on "na terenie utwardzonym", czyli na asfalcie. Na trawę nie wolno nam było wchodzić, żeby się nie zniszczyła – tłumaczy pani Katarzyna. Podkreśla też, że tym razem pismo zostało skierowane nie tylko do Letniego Klubu Śniadaniowego, ale również… do straży miejskiej.
Piknik w centrum, nie na peryferiach
Pomysłodawcy pikniku niedzielne śniadanie zorganizowali, mimo zakazu wchodzenia na trawnik– jak tłumaczą, trochę po to, żeby pokazać absurdalność decyzji urzędników. Mieli ze sobą tabliczki z hasłami "zabytkowa trawa" i "piknik na bruku", z którymi pozowali do zdjęć.
- Według urzędników sezonowa trwa, którą wysiewa się co roku, jest zabytkiem, który trzeba chronić – dziwi się pani Katarzyna. I dodaje– Jakoś nie było z tym problemu, kiedy miesiąc wcześniej w tym samym miejscu odbywało się Święto Kielc i na tej samej trawie stały dmuchane zamki dla dzieci.
Organizatorka przyznaje też, że w Kielcach są inne miejsca, w których piknik mógłby się odbyć bez ingerencji urzędników – na przykład Kadzielnia oraz tereny nad zalewem. Jednak, jak dowodzi pani Katarzyna, jednym z celów pikniku było "ożywienie" centrum miasta, a nie jego peryferii.
Zaszkodził poprzedni piknik?
Organizatorka pikniku przyznaje, że przy poprzedniej edycji imprezy również zwróciła się do urzędu miasta o zgodę i również ją otrzymała. – Był tam zapis, żeby "nie zadeptywać trawy". Uznaliśmy, że jest na tyle niejednoznaczny, że pozwoliliśmy sobie rozłożyć koce na trawniku.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", kieleccy urzędnicy przy swojej decyzji kierowali się właśnie wydarzeniami z pierwszego śniadania na trawie. Według Grażyny Ziętal z wydziału zarządzania usługami komunalnymi "poprzednie śniadanie zostało zorganizowane w innym miejscu, niż zostało ustalone, blisko łabędzia z wikliny, który potem miał uszkodzoną szyję". Organizatorzy jednak stanowczo zaprzeczają, by mieli w tym swój udział.
- Przez cały piknik, nie wiem, czy przypadkiem, czy specjalnie, chodziła blisko nas straż miejska i policja, gdyby coś niewłaściwego się działo, na pewno zwróciliby nam uwagę – zauważa pani Katarzyna.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków / Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Letni Klub Śniadaniowy