Firma z Sosnowca proponuje zastąpić konie wożące turystów do Morskiego Oka elektrycznymi ciągnikami. To miałoby odciążyć konie, a także obniżyć koszty przewozu turystów - przekonują. Tatrzański Park Narodowy póki co do pomysłu odniósł się lakonicznie.
Wzburzenia nowym pomysłem nie kryją zakopiańscy fiakrzy.
- Chcą nam zabrać chleb – oburza się w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Stanisław Chowaniec, prezes stowarzyszenia fiakrów z Tatr. - Moim zdaniem firmy produkujące takie pojazdy od dawna marzą o tym, by zarabiać zamiast nas – dodaje.
- Każdy z czegoś musi żyć. Pojazdem też ktoś musi kierować – odpowiada Jakub Bernatt z firmy Maszyn Elektrycznych Komel chcącej zastąpić konie elektrycznymi pojazdami. – Niewykluczone, że ciągnikami będą kierować fiakrzy. Przesiądą się z woźnicy na kierowcę – dodaje.
Próbny kurs? TPN nic nie wie
- W jednej z gazet przeczytałem o ciężkiej sytuacji koni zamęczanych na trasie do Morskiego Oka i postanowiłem coś z tym zrobić – opowiada Bernatt. – Skontaktowałem się najpierw z Dominikiem Nawy z Komitetu Pomocy dla Zwierząt i przedstawiłem swoją propozycję – dodaje.
Aktualnie prowadzi rozmowy z firmami, które mogłyby wypożyczyć elektryczny ciągnik do próbnej jazdy. – Myślę, że już koło połowy lipca możemy przeprowadzić taki próbny kurs zapowiada - mówi.
– Nic o tym nie wiem – ucina Zbigniew Krzan, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Taniej i ekologicznie?
Tymczasem firma przekonuje, że to wyszłoby na dobre zarówno zwierzętom, jak i turystom.
Maszyna pociągnie wóz z 10-12 osobami.
– Jest to tańszy sposób, bo pojazd elektryczny pali ok. 5 zł na 100 km. Ceny dla turystów będą więc także dużo niższe – przekonuje Bernatt.
Jak podaje "Gazeta Krakowska", teraz przyjezdni muszą wyłożyć za kurs do Morskiego Oka 70 zł w górę i 40 zł w dół.
Pomysłodawca wprowadzenia na tę trasę ciągników zaznacza też, że są one przyjazne dla środowiska. – Nie emitują CO2, nie wycieka z nich olej – wylicza Bernatt.
Dwie sprzeczne ekspertyzy
Pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami uważają, że "dochodzi do drastycznych przeciążeń" koni ciągnących wozy z turystami na trasie do Morskiego Oka. Ekspertyzy na zlecenie obrońców praw zwierząt przygotowało dwóch niezależnych badaczy. Wynika z nich, że konie pracują za ciężko.
– W ubiegłym roku w rzeźniach straciło życie 14 procent koni pracujących w Morskim Oku. Nie dzieje się tak bez powodu. Jest to wina przeładowanych wozów oraz ukształtowania trasy, na której pracują konie – mówi Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Z kolei ekspertyza, którą posługuje się TPN dowodzi, że nie dochodzi do przemęczenia zwierząt. TPN utrzymuje, że konie są stale monitorowane.
Autor: nf/mz / Źródło: TVN24Kraków/"Gazeta Krakowska"
Źródło zdjęcia głównego: auto-elektryczne.pl