Samochód jechał dziwnie, a kierowcy nie było widać. Kiedy policjanci podjechali bliżej, okazało się, że pojazdem kieruje mały chłopiec. Drugi, jeszcze młodszy, siedział na miejscu pasażera. Matka chłopców, jak opisują policjanci, była zdziwiona... ich interwencją, bo "przecież nic się nie stało".
Policjanci z Bukowiny Tatrzańskiej (Małopolska) zauważyli jadący osiedlową drogą samochód, w którym – jak na pierwszy rzut oka mogło się wydawać – nie było kierowcy.
Funkcjonariusze nadali sygnał zatrzymania i wtedy fiat gwałtownie skręcił. - Przeciął drogę przed radiowozem i utknął na poboczu – relacjonuje Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji.
"Przecież nic się nie stało"
Kiedy patrol zbliżył się do fiata, wyszło na jaw, że za jego kierownicą siedzi 11-letni chłopiec. Jego 8-letni brat był pasażerem. - Po chwili podeszła matka dzieci, która oświadczyła, że uczy syna jeździć samochodem. Matka zapewniała, że syn już umie kierować, a poza tym przecież nic się nie stało – opisuje rzecznik.
Policjanci ukarali 43-latkę mandatem. To jednak nie koniec problemów matki małego kierowcy. - Udostępnienie pojazdu 11-latkowi, który nie posiada do tego uprawnień ani zdolności psychicznej oraz fizycznej do prowadzenia pojazdów na drodze publicznej, jest wykroczeniem. Policjanci w prowadzonym dochodzeniu ocenią również, czy doszło do narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia dzieci i przypadkowych, postronnych osób – zapowiada Gleń. Jeśli ten zarzut się potwierdzi, 43-latce może grozić do pięciu lat więzienia.
Sąd Rodzinny w Zakopanem ustali natomiast, czy opieka rodzicielska sprawowana przez kobietę była prawidłowa.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock