W szpitalu w w Siemianowicach Śląskich zmarli dwaj górnicy, którzy byli leczeni po wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła. To czwarta i piąta śmiertelna ofiara katastrofy.
Jeden ze zmarłych to 29-letni wiertacz. Pracował w kopalni prawie 7,5 roku, osierocił córkę. Drugi zmarły to 28-letni górnik ze stażem ponad 6 lat pracy w kopalni, żonaty.
Jak poinformowała na antenie TVN24 Justyna Glik z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, górnicy zmarli w nocy. - Pierwszy z nich zmarł o 2:55, a drugi o 6:15 - powiedziała. Ich stan od wielu dni był określany jako "skrajnie ciężki".
- Cały czas trzech górników leży jeszcze na intensywnej terapii. Ich stan jest bardzo ciężki. Pozostali przebywają na oddziałach chirurgicznych - podkreśliła Glik. Łącznie w szpitalu nadal leczonych jest 17 poszkodowanych w wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła.
Czterech górników zmarło w wyniku poparzeń
Łącznie wypadek pochłonął już 5 śmiertelnych ofiar. Pierwszy z poparzonych górników zmarł w ubiegłym tygodniu w poniedziałek. 26-latek był jednym z najciężej rannych w wyniku wypadku.
W sobotę, jak poinformował rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, w szpitalu w Siemianowicach Śląskich zmarł drugi z poparzonych górników. To 32-letni pracownik dozoru z oddziału wiertniczego mysłowickiej kopalni. Pozostawił żonę i dwoje dzieci. Od momentu wypadku jego stan był "ekstremalnie tragiczny".
Natomiast w nocy z piątku na sobotę ratownicy po 12 dobach akcji dotarli do zaginionego górnika. 42-letni kombajnista nie żył.
Tragedia w kopalni
6 października wieczorem na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników; 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali.
W poniedziałek rano w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarł jeden z najciężej rannych, 26-letni górnik. W siemianowickiej placówce jest nadal 20 najciężej poszkodowanych.
Okoliczności wypadku wyjaśniają Prokuratura Okręgowa w Katowicach i Wyższy Urząd Górniczy.
Autor: eos//kdj / Źródło: TVN24, PAP