Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko dyrektorce ośrodka interwencji kryzysowej oraz matce dziewczynki. Według śledczych obie wiedziały, że dziecko jest wykorzystywane seksualnie przez policjanta i nie powiadomiły organów ścigania. Z ich ustaleń wynika, że krzywda dziecka trwała jeszcze cztery lata od momentu pierwszego zgłoszenia. Przerwała ją dopiero szkoła. Proces byłego już policjanta wciąż toczy się przed sądem.
Dyrektorka Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Jaworznie Barbara O. oskarżona jest o niedopełnienie obowiązku służbowego. - To jeden zarzut, który dotyczy dwóch kwestii. Oskarżona, mając wiedzę o tym, że do jej ośrodka zgłosiło się dziecko sygnalizujące, że jest molestowane, nie zawiadomiła organów ścigania. Nie zabezpieczyła także dowodu w tej sprawie, dopuściła do jego utraty - mówi Monika Stalmach, prokurator rejonowa w Tychach.
Dowód to zapis audio rozmowy czteroletniej dziewczynki z psychologiem ośrodka. Śledczy ustalili, że do takiej rozmowy doszło w 2014 roku i że została zarejestrowana, ale nie udało im się dociec, co się z tym zapisem stało.
Akt oskarżenia, skierowany do sądu 28 maja, obejmuje także matkę dziewczynki, Annę K. Kobiecie zarzucono, że nie powiadomiła policji ani prokuratory o wykorzystywaniu córki i - jak podkreśla Stalmach - nie ma tu znaczenia, że jest matką ofiary. - Od 2016 roku każdy, kto ma wiedzę o przestępstwie pedofilii, ma obowiązek zawiadomienia organów ścigania - mówi prokurator.
To matka przyprowadziła dziewczynkę do ośrodka. Wyraziła zgodę na nagranie córki. To było to nagranie, które potem zniknęło.
O molestowaniu wiedziała jeszcze ciocia dziewczynki, siostra jej matki. Usłyszała o tym jako pierwsza od samej siostrzenicy. Ale - jak mówi Stalmach - poinformowała matkę dziecka i została przez nią zapewniona, że ta uruchomi drogę prawną.
Obu oskarżonym grozi do trzech lat więzienia. Prokurator podkreśla, że na Barbarze O. spoczywał obowiązek funkcjonariusza publicznego, na matce zaś - obowiązek moralny.
Dopiero szkoła zareagowała
Sprawa dyrektorki ośrodka i matki ofiary to wątek, wyodrębniony w trakcie procesu Jacka K., oskarżonego o zgwałcenie dziewczynki przy użyciu podstępu, dopuszczenia się wobec niej innej czynności seksualnej i doprowadzenia jej do wykonania takiej czynności, prezentowania jej treści pornograficznych i wreszcie kierowania wobec niej gróźb karalnych, aby nie informowała o tym nikogo - ani rodziny, ani organów ścigania.
Obie oskarżone, według prokuratury, już w grudniu 2014 roku miały pierwszy sygnał, że córka Anny K. może być ofiarą wykorzystywana seksualnego. Dziewczynka miała wtedy cztery lata.
- Anna K. posiadała pełną, wiarygodną wiedzę o tym, że jej dziecko jest ofiarą molestowania seksualnego, a nawet gwałtu. Przyznała się do tego. Powiedziała, że miała takie sygnały od swojej siostry - mówi prokurator Monika Stalmach.
Dziewczynka, według śledczych, skarżyła się na Jacka K. swojej cioci, bo nie chciała sprawiać mamie przykrości. Żona policjanta była jedyną znajomą matki, Anna K. tylko do niej chodziła w odwiedziny. Córki kobiet są w podobnym wieku i bawiły się razem w domu Jacka K.
Ciocia kilkakrotnie przekazywała złe informacje matce dziecka, czyli swojej siostrze. Matka umówiła się na wizytę do psychologa w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Jaworznie.
Anna K. zaprzeczyła w prokuratorze, że została w ośrodku poinformowana, co ma dalej robić. - Stwierdziła, że nie jest urzędem i że to urząd miał obowiązek zawiadomić organy ścigania. Tkwiła w przekonaniu, że urząd ją wyręczy. Przyznała, że córka ciągle ją pytała, "kiedy to zgłosisz, czy się tym zajmiesz". Odpowiadała "jutro", ale z jakichś względów tego nie zrobiła. Nadal bywała z córką w domu Jacka K., ale zapewnia, że miała dziecko pod kontrolą - mówi prokurator.
Krzywdę przerwała w 2018 roku szkoła podstawowa dziewczynki. Gdy uczennica poskarżyła się nauczycielce języka obcego, ta zaalarmowała dyrektorkę, która od razu złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w prokuratorze.
"Powinni objąć dziecko opieką, a nie szukać dowodów"
Dyrektorka Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Jaworznie Barbara O. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów i odmówiła składania wyjaśnień.
W rozmowie z portalem tvn24.pl, przeprowadzonej jeszcze przed postawieniem zarzutów, Barbara O. wyjaśniała, że w trakcie wizyty matki z dziewczynką w ośrodku "nie uzyskali potwierdzenia". - Nie uzyskaliśmy jakichkolwiek faktów, które w sposób uzasadniony mogłyby wskazywać na jakiś czyn karalny i co moglibyśmy przekazać organom ścigania - mówiła. Wielokrotnie powtarzała o "braku jakichkolwiek niepokojących faktów".
Gdy dopytywaliśmy, jakie fakty mogła dostarczyć czteroletnia dziewczynka, dyrektorka odmówiła wyjaśnienia z uwagi na ochronę danych osobowych.
- Nie mieści mi się to w głowie - komentowała na naszym portalu Jolanta Zmarzlik, terapeutka z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę". - Rozumiem, że w poradni psychologicznej mogliby sobie nie poradzić z podjęciem interwencji, nie mają w tym doświadczenia. Ale ośrodek (interwencji kryzysowej - red.) jest instytucją wyspecjalizowaną w interweniowaniu w takich sprawach. Rolą pracowników ośrodka jest objąć rodzinę opieką, przyglądać się dziecku i zawiadomić prokuraturę, że matka przyszła do nich z informacją, która budzi niepokój. A nie szukać dowodów, oceniać wiarygodność, czy to ewidentny materiał, czy niejasny, słuszny czy niesłuszny. Wszelkie dywagacje są zbędne i szkodliwe dla dziecka. To kompromitujące i skandaliczne, że tego nie zgłosili. Niedopuszczalne - mówiła.
K. nie jest już policjantem, dyrektorka na urlopie
- Proces zmierza do końca, w lipcu może być wyrok - zapowiada Monika Stamlach.
K. przybywa w areszcie i od dawna nie jest policjantem. - Został zwolniony po około trzech tygodniach od postawienia mu zarzutów - mówi Monika Śliwińska z zespołu prasowego policji w Jaworznie.
Barbara O. wciąż jest dyrektorką ośrodka. - Informowaliśmy władze Jaworzna o zarzutach już w listopadzie 2019 roku - zaznacza prokurator.
Urząd miasta, któremu podlega placówka, wydał w tej sprawie oświadczenie. Wynika z niego, że Barbara O. poinformowała prezydenta Jaworzna o przedstawieniu jej aktu oskarżenia. "Aktualnie dyrektor przebywa na urlopie. Pracami jednostki kieruje zastępca dyrektora" - czytamy w oświadczeniu.
Z innego oświadczenia jaworznickiego magistratu wynika, że władze miasta przyznają, że stało się coś nagannego. "Prezydent (Paweł - red.) Silbert, powziąwszy informację o toczącym się postępowaniu, zlecił natychmiastową kontrolę w siedzibie OIK" - czytamy na stronie urzędu. Po kontroli dyrektorka otrzymała z urzędu zalecenie, że ma "bezwzględnie wypełniać obowiązek wynikający z art. 304 § 2 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks postępowania karnego".
Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję oraz przedsięwziąć niezbędne czynności do czasu przybycia organu powołanego do ścigania przestępstw lub do czasu wydania przez ten organ stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do zatarcia śladów i dowodów przestępstwa.
Dyrektorka miała także "wzmocnić nadzór nad pracownikami Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Jaworznie w zakresie sporządzania dokumentacji merytorycznej, tak aby stanowiła ona kompletną i rzetelną informację na temat spraw prowadzonych przez Ośrodek". Wreszcie "zapewnić przeszkolenie pracownikom ośrodka w zakresie rozpoznawania i sposobu postępowania w przypadkach nadużyć względem małoletnich" i "wprowadzić pisemne procedury dotyczące nagrywania, archiwizowania oraz usuwania zapisów audiowizualnych".
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock