Niemowlę przebywa na szpitalnym oddziale neurochirurgii. Trafiło tam z domu, w którym policja interweniowała pięć razy "z powodu drobnicy, niewymagającej stałego kontaktu z dzielnicowym". - Sąsiad powiedział, że awantura tam była codziennie - mówi prokurator.
Czteromiesięczna dziewczynka z Siemianowic Śląskich, wygłodzona, z wieloma krwiakami i złamaniami, trafiła w piątek do szpitala, ale nie dlatego, że policja zareagowała na telefon sąsiadów. Matka sama poszła z małą do lekarza rodzinnego z powodu problemów zdrowotnych. Teraz podejrzana jest o maltretowanie córki, podobnie jak jej partner oraz ojciec niemowlęcia.
Prokurator rejonowa w Siemianowicach Śląskich Beata Cedzyńska powiedziała w rozmowie z nami, że dziewczynka ma zespół dziecka potrząsanego.
- Niemowlę przebywa na oddziale neurochirurgii - poinformował Wojciech Gumułka, rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Dodał, że pacjenci tego oddziału cierpią z powodu uszkodzenia mózgu.
"Pięć interwencji z powodu drobnicy"
26-letnia kobieta ma trójkę dzieci, prócz niemowlęcia dwuletniego syna i pięcioletnią córkę, każde z innym mężczyzną. Rodzina mieszkała z 31-letnim ojcem dwulatka.
- W budynku wielorodzinnym - podkreśla Beata Cedzyńska. Zatem miała sąsiadów. Nic nie słyszeli?
Rzeczniczka policji w Siemianowicach Śląskich Tatiana Lukoszek przesłała nam wypowiedź wideo na temat piątkowej interwencji. - Policjanci zatrzymali 26-letnią kobietę i jej 31-letniego partnera, podejrzanych o znęcanie się nad czteromiesięczną córką kobiety. Informacje te przekazał dyżurny szpitala, do którego trafiło niemowlę - zrelacjonowała Lukoszek. Opowiedziała, że matki nie było ani w szpitalu, ani pod adresem zamieszkania, ale ustalono miejsce, do którego się wyprowadziła. Już telefonicznie dopytaliśmy, czy była to jedyna interwencja w tej rodzinie.
- Policja interweniowała tam pięć razy z powodu drobnicy, niewymagającej stałego kontaktu z dzielnicowym. Rodzina nie miała założonej niebieskiej karty - odpowiedziała Lukoszek.
- Z jakiego powodu były interwencje? - dociekaliśmy.
Lukoszek: - Nie była to przemoc wobec dzieci czy dorosłych. Raz był to hałas.
- Sąsiad powiedział, że awantura tam była codziennie. Będziemy dogłębnie wyjaśniać powody interwencji policyjnych - zapewnia prokurator Cedzyńska.
Śledczy sprawdzają także, czy rodzina była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Trzy osoby podejrzane
Śledczy ustalili, że 26-latka i 31-latek zażywali środki odurzające. Dlatego postawili im zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź zdrowia wszystkich dzieci pozostających pod ich opieką. Starsze rodzeństwo trafiło do placówki opiekuńczo-wychowawczej w Siemianowicach. Jej dyrektorka Katarzyna Stawik powiedziała nam, że "są w dobrym stanie zdrowia, nie wyglądają na przerażone i szybko się zaaklimatyzowały".
26-latka i 31-latek oraz 32-letni ojciec niemowlęcia usłyszeli także zarzuty znęcania się nad czteromiesięczną dziewczynką ze szczególnym okrucieństwem. Grozi im do 10 lat więzienia. Sąd na wniosek prokuratury zastosował areszt tymczasowy tylko wobec matki i jej partnera. Prokuratura zamierza złożyć zażalenie na brak aresztu dla 32-latka.
"Najczęściej potrząsają ojcowie i przyjaciele matek"
Śledczy nie mają jeszcze dokumentacji medycznej niemowlęcia. Wiadomo, że do lutego dziewczynka przebywała w szpitalu w Zabrzu i była wtedy w dobrym stanie. Dlatego przyjęli, że maltretowanie dziecka trwało dwa ostatnie miesiące. Wskazywały na to także obrażenia, świeże i zagojone, oraz diagnoza lekarzy.
Czy lekarze rodzinni, policjanci, sąsiedzi mogli nie zauważyć wcześniej sygnałów, że niemowlę jest maltretowane? Matka, ojciec i partner matki twierdzili w prokuraturze, że nie wiedzą, skąd ono miało obrażenia.
Medycy wyjaśniają, że zespół dziecka potrząsanego jest trudny do zdiagnozowania, a objawy często są mylone z innymi chorobami. Narażone są na niego przede wszystkim niemowlęta do 11. miesiąca życia.
Podkreślają, że bardzo ważne jest informowanie rodziców o tym, że nie należy potrząsać dzieckiem. Przestrzegają: wystarczy kilka sekund i można wyrządzić krzywdę. - Kiedy dziecko jest potrząśnięte, to on może się zachować jak taka galaretka, która się posunie w stronę wstrząśnięcia i potem wróci, obijając się o ściany czaszki - wyjaśniał w tvn24.pl profesor Jacek Rudnicki z Pomorskiej Akademii Medycznej. W rezultacie u niemowlęcia może nastąpić wylew krwi do mózgu. Dochodzi do uszkodzeń naczyniowych, które mogą mieć bardzo poważny wpływ na dalszy rozwój dziecka. Może ono mieć problemy ze wzrokiem i słuchem, może być sparaliżowane.
- Najgorszą konsekwencją zespołu dziecka potrząsanego jest jego zgon. Dziecko nie musi umrzeć natychmiast, może się to stać po dwóch, trzech tygodniach czy miesiącach - mówi Izabella Kołecka z Fundacji Pomocy Rodzinie "Opoka".
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu