Policjanci zgarnęli ją z ulicy późnym wieczorem. Osiem lat, sama, zapłakana, w piżamie i kapciach. W domu pijany tata kłóci się z pijaną mamą. W pogotowiu opiekuńczym izolatka. Rodzice przychodzą pod okno. Koronawirusowa rzeczywistość.
Tekst został opublikowany 25 kwietnia. Prezentujemy go w ramach przeglądu najważniejszych artykułów Magazynu TVN24 w 2020 roku.
***
"Przemoc domowa karmi się izolacją" - alarmują psychologowie. Tam, gdzie była, w czasie epidemii rośnie. I rodzi się nowa. Z frustracji po stracie pracy, ze strachu przed zakażeniem. Nagle siedzimy zamknięci z dziećmi w czterech ścianach 24 godziny na dobę. Stan epidemii to "sprawdzian z relacji". Nie każdy musi go zdać.
Jesteś ofiarą i nie masz dokąd uciec?
Nie radzisz sobie z agresją i stajesz się sprawcą?
Państwo ci nie pomoże.
Musimy sobie radzić sami. My, społeczeństwo.
Bardzo proszę uciekać
Ktoś o niej wiedział i wysłał linka do sklepu z naturalnymi kosmetykami. Złożyła zamówienie na czacie i od razu zadzwoniła na przesłany w odpowiedzi numer. Pijany mąż spał obok.
Przez pierwszą godzinę rozmowy płakała. Historia, którą następnego dnia opowie terapeutce, będzie bardzo wstydliwa i drastyczna.
- Tylko nie dzwońcie na policję – szeptała do słuchawki. - Żadnej policji. Wezmą go na izbę na 24 godziny i on wróci. Będzie na kacu, będzie wściekły i będzie jeszcze gorzej. Znajdą mnie martwą.
Musiała przerwać rozmowę - on się obudził. Sprawdził jej telefon, sprawdził Facebooka. Z kim rozmawiała? Do kogo pisała? To nic takiego, mogła powiedzieć, to tylko kremy. Znowu zasnął.
- Proszę wziąć walizkę – mówiła do niej terapeutka. – Proszę spakować piżamę. Wzięła pani szczoteczkę?
- Tak.
- I co teraz pani robi?
- Myślę.
- Nie ma czasu myśleć. Proszę wziąć walizkę i wychodzić.

Jest 14 kwietnia, stan epidemii. Nie wolno wychodzić z domu bez ważnego powodu.
Kobieta wyszła na ulicę i wróciła do domu.
Nie ma samochodu, nie ma prawa jazdy, nie ma na bilet, nic nie ma. Mieszkanie też jego. Ona nie pracuje. On robi zakupy, jak mu się chce. Jak nie zrobi, ona nie je. Nie je za karę od kilku dni. Bo czy wolno nie pozwalać mężowi, żeby ją dotykał?
Jeśli go nie sprowokuje, może się to więcej nie powtórzy?
Jeśli ucieknie, nie będzie powrotu.
Taksówka już po nią jechała. Opłacili jej kurs. Przygotowali miejsce w ośrodku, jedno z dwóch ostatnich.
- Jutro ucieknę – powiedziała do słuchawki. – Kiedy mąż wyjdzie rano do pracy.
Kremy, drinki i prognozy pogody
- Przyjechała następnego dnia, zabraliśmy ją do ginekologa, wymagała zabiegu. Ale musiałam ją cały czas prowadzić za rękę, być w kontakcie telefonicznym, zobowiązać do przyjazdu. "O której pani u nas będzie? Dziewiąta? To o 8.45 dzwoni pani do mnie z taksówki, tak?" – opowiada Monika Perdjon, terapeutka z Centrum Praw Kobiet.
Taki kontakt telefoniczny nie jest łatwy w czasie epidemii.
Perdjon: - Większość osób, które doświadczają przemocy domowej, siedzi teraz w domu ze swoimi oprawcami. Znamy kilka takich sytuacji: kobiety zamknięte z dziećmi w pokoju i boją się wyjść do toalety, kiedy w domu jest pijany tata. A sprawca przemocy domowej ma potrzebę kontrolowania, z kim kontaktuje się jego ofiara. Dostajemy nagrania z awantur. W skrajnych przypadkach panie nam zgłaszają, że zabierany jest im telefon, dowód osobisty, klucze do domu.

Dopóki nie było przymusowej izolacji, osoba doświadczająca przemocy mogła wyjść z domu pod pozorem na przykład wizyty u kosmetyczki. Dzisiaj kobiety wychodzą porozmawiać z psychologiem przez telefon do samochodu. Jeśli mają samochód.
W dobie kontaktów na odległość trzeba było wymyślić nowy kamuflaż. Tak powstał wirtualny sklep z naturalnymi kosmetykami, który prowadzi Centrum Praw Kobiet. Inspiracją był tajemny kod, którym od dawna posługują się kobiety w barach w USA i Wielkiej Brytanii. Gdy któraś zamawia drinka Angel Shot, daje znać barmanowi, że czuje się zagrożona. Angel Shot bez lodu to prośba o odprowadzenie do samochodu. Z lodem – o zamówienie taksówki. Z limonką – wezwij policję.
Administrator sklepu z naturalnymi kosmetykami ani słowem nie zdradza, o co naprawdę chodzi. Na wypadek gdyby zajrzał tam domowy oprawca.
W Wielkiej Brytanii już przed epidemią można było powiadomić o zagrożeniu w sytuacji, gdy nie da się rozmawiać przez telefon. Wystarczy do numeru alarmowego 999 dopisać 55 i operator po drugiej stronie linii wie, że ma do czynienia z przemocą domową. Nasłuchuje, co się dzieje, lokalizuje numer i policja wyrusza na interwencję.
W Polsce od grudnia 2019 roku dostępna jest bezpłatna aplikacja na telefon "Twój parasol". Dopóki sprawca jej nie rozszyfruje, sprawia wrażenie informacji pogodowej. Umożliwia dokumentowanie incydentów w formie zdjęć i filmów, ale przede wszystkim dyskretne powiadamianie o zagrożeniu. Po naciśnięciu przycisku policja otrzyma współrzędne ofiary. Aplikację trzeba tylko najpierw skonfigurować.
Gdy przemoc domowa w czasie epidemii drastycznie wzrosła we wszystkich krajach, Hiszpania, a za nią Francja umożliwiły ofiarom zgłaszanie przestępstwa w aptece. Wyjście do apteki jest dozwolone i nie wzbudza podejrzeń u sprawcy przemocy. Gdy klient złoży zamówienie na maseczkę numer 19 z dostawą do domu, pod podany adres farmaceuta wysyła policję.
- Odbieramy kilkadziesiąt wiadomości dziennie – mówi Perdjon o sklepie-przykrywce. Głównie od kobiet, panów napisało kilku.
Perdjon: - Jedna pani potrzebowała natychmiastowej dostawy. Podała adres, wysłaliśmy policję, była mocno pobita. Jak ktoś nie chce policji, bo już jej nie ufa albo wstydzi się, że tak sobie życie ułożył, pytamy, czy ma kogoś bliskiego, komu mógłby się wyżalić, u kogo mógłby się schronić. Mamy panie, mieszkające z przemocowymi partnerami, do których wyprowadziły się od rodziców, bo tam też stosowana była przemoc. To są osoby, które powtarzają schemat wyniesiony z domu rodzinnego i poza instytucjami nie mają żadnego bezpiecznego miejsca. Zgłaszają się nastolatki zupełnie zależne od rodziców, którzy potrafią karać za wszystko.
Sklep powstał 12 kwietnia, miesiąc po wprowadzeniu pierwszych rządowych restrykcji związanych z epidemią COVID-19. Nie wymyśliło go żadne ministerstwo, żadna instytucja publiczna, tylko Krysia Paszko, licealistka.
Do pracy, do sklepu, do apteki, do lekarza, ze strachu
25 marca, pierwszy dzień stanu epidemii w Polsce. Z domu można wyjść tylko do pracy, do sklepu spożywczego, do lekarza, do apteki. 85-letnia kobieta z Zawiercia wychodzi ze strachu przed 21-letnim wnuczkiem.
Rodzina od czterech miesięcy ma założoną Niebieską Kartę, chociaż babcia nigdy nie skarżyła się na wnuczka. To sąsiedzi wzywali policję. Chroniła się u nich przed 21-latkiem. Ubliżał jej, poniżał.
Za nieprzestrzeganie zakazów przemieszczania się i gromadzenia grożą kary od 5 tysięcy do 30 tysięcy złotych. Ale policja nie karze 85-latki. Doprowadza wnuczka do prokuratura, który w dwa dni wydaje mu nakaz opuszczenia lokalu. Młody mężczyzna po kilku dniach wraca do babci, która znowu ucieka do sąsiadów. Konsekwencje ponosi wyłącznie on, trafia do aresztu na trzy miesiące.
Wzorcowa interwencja, nieudanych policja nie opisuje.
- Powód opuszczenia domu to nie było widzimisię seniorki. To był stan wyższej konieczności, kobieta bała się o swoje życie, o bezpieczeństwo, ratowała siebie. Miała prawo obawiać się, że agresja słowna przejdzie w przemoc fizyczną – wyjaśnia Marta Wnuk, rzeczniczka policji w Zawierciu.
Kto o tym wie?
- Dzwoni do nas kobieta, mówi, że jest na klatce schodowej z dzieckiem, uciekła przed mężem i pyta, co dalej, czy może wyjechać, bo przecież jest zakaz przemieszczania się – mówi Paula Klemińska z Niebieskiej Linii. – Inna kobieta dzwoni, że jej matka uciekła z domu przed ojcem. Pyta, czy w stanie epidemii może ją do siebie przyjąć. Mieliśmy też pierwszy telefon od osoby z rodziny przemocowej, która objęta jest kwarantanną. Skierowaliśmy ją do policji. Więcej nie oddzwoniła, więc chyba pomogli.
Pytam Komendę Główną Policji, jak mają stosować się do zakazu przemieszczania się i gromadzenia ofiary przemocy domowej, zwłaszcza te objęte kwarantanną. Nie dostaję odpowiedzi.
- Jestem w stanie zrozumieć, że państwo nie daje publicznego komunikatu: "w takiej sytuacji możesz wyjść z domu, bo zaraz każdy będzie szukał dla siebie jakiegoś wyjątku". Ale organizacje pozarządowe powinny dostać wytyczne, żeby mogły doradzać ofiarom przemocy, a nie odsyłać je do dyżurnego policji. Zwłaszcza że rząd dał jasny komunikat: "nie wolno wychodzić z domu". Dla wielu ludzi może to być sygnał, że nie może wyjść, nawet gdy jest bity – mówi Grzegorz Wrona, adwokat specjalizujący się w przemocy domowej.
- Przemoc w rodzinie to jest sytuacja zagrożenia życia. Jak zawał serca. Gdy mam zawał, wzywam pogotowie, gdy jestem ofiarą przemocy, ratuję się ucieczką – dodaje prawnik. - Nawet jeśli policjant wlepi mandat, nie wyobrażam sobie, żeby sąd podtrzymał karę. Miałby orzec, że osoba doświadczająca przemocy powinna tę przemoc wytrzymać w domu? Skazywanie na konieczność bycia ofiarą przemocy to naruszenie praw człowieka. Żaden przepis nie wymaga od nikogo poświęcania życia lub zdrowia.
29 marca, brytyjska minister spraw wewnętrznych Priti Patel dla "Mail on Sunday": "To trudny czas dla wszystkich, ponieważ wszyscy jesteśmy proszeni o pozostanie w domu, aby zapewnić bezpieczeństwo naszym rodzinom, przyjaciołom i społecznościom. Ale dla niektórych osób jest jeszcze trudniej, ponieważ dom nie jest bezpieczną przystanią, jaką powinien być".
Minister deklaruje, że chronienie ofiar przemocy jest jej najwyższym priorytetem. Podaje konkrety: rząd przeznaczył na walkę z przemocą domową dodatkowe 15 milionów funtów, cały czas współpracuje w tej sprawie ze szkołami, policją, organizacjami pozarządowymi.
I wreszcie mówi to, na co czekają polskie organizacje pozarządowe: "Chciałabym również wyjaśnić, chociaż naszą radą jest pozostanie w domu, że każdy, kto czuje się zagrożony lub doświadcza przemocy domowej, nadal może opuścić ten dom i szukać schronienia. Schroniska pozostają otwarte, a policja zapewni wsparcie wszystkim osobom krzywdzonym fizycznie, emocjonalnie lub w inny sposób”.
26 marca, Polska, powiat gdański. Około trzynastej policja jedzie do kobiety pobitej przez 36-latka. Mężczyzny nie ma w domu. Wsiadł w samochód i odjechał. Po drodze potrącił 21-letnią kobietę w ciąży, a potem 18-letniego mężczyznę, który spacerował z sześciomiesięcznym dzieckiem. Na koniec uderzył w samochód dostawczy i dachował. W sumie poszkodowanych jest pięć osób.
Pusta mapa pomocy
Noc z 28 na 29 marca, Starogard. Wezwani do awantury domowej policjanci z daleka słyszą krzyk kobiety. 34-latka woła o pomoc. Ale drzwi mieszkania są zamknięte, a 40-letni mężczyzna ze środka rzuca groźby, że jeśli będą próbowali wejść, zrobi partnerce krzywdę. Policjanci wchodzą do mieszkania przez okno. 40-latek, który trzyma nóż, zostaje obezwładniony. Kobieta jest tak pobita, że karetka musi zabrać ją do szpitala.
30 marca. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar apeluje do minister rodziny "o uwzględnienie wpływu stosowanych środków zaradczych na sytuację osób doświadczających przemocy domowej". Przywołuje "alarmujące dane o gwałtownym wzroście zgłoszeń przypadków przemocy domowej w państwach, które – podobnie jak Polska – podjęły próby ograniczania rozprzestrzeniania się wirusa, zalecając zachowanie społecznego dystansu, pracę i naukę w domu, czy ograniczenie wyjść z domu do niezbędnego minimum".
Wymienia Chiny, gdzie według organizacji pozarządowych liczba zawiadomień o przemocy domowej wzrosła aż trzykrotnie, Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielką Brytanię.
"Apeluję o podjęcie przez Panią Minister analizy funkcjonowania systemu przeciwdziałania przemocy w rodzinie w okresie epidemii" – pisze Bodnar. Chodzi o uaktualnienie bazy teleadresowej na stronie ministerstwa: które ośrodki wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie są przygotowane na udzielenie schronienia w stanie epidemii, a które prowadzą poradnictwo na odległość, przez telefon bądź internet i jeśli zdalnie, to za pomocą jakich kanałów, jakie świadczenia, w jakich godzinach, kiedy dla osób głuchych.
Prosi, by potraktować sprawę jako pilną.
- Nie uzyskaliśmy odpowiedzi – mówi Agata Szypulska, rzeczniczka biura RPO.
O to samo zwracają się do ministerstwa rodziny organizacje pozarządowe: Centrum Praw Kobiet i Fundacja Feminoteka. Także bez odzewu.
Dopytuję ministerstwo śladem organizacji pozarządowych, czy przygotowano dodatkowe miejsca, na przykład nieczynne hotele, skoro przemoc domowa rośnie i ofiar może być więcej. Ile na to przeznaczono pieniędzy. Bez odzewu.
Feminoteka "ręcznie" zaczyna tworzyć mapę pomocy dla poszkodowanych kobiet. Już 19 marca wysłała maile do ośrodków interwencji kryzysowej z pytaniem, czy działają. Pierwszy odzywa się Płock. Potem Węgrów, Radom, Zachodniopomorskie. Na mapie Google zaznaczane są miejscowości, dokładne adresy, godziny otwarcia, rodzaje świadczeń. Poznań, Głogów, Kraków, Łódź, Giżycko - 6 kwietnia na mapie jest już ponad 60 czerwonych punktów.
Ministerstwo rodziny "budzi się" 8 kwietnia. Prosi samorządy o stworzenie baz placówek dla ofiar przemocy i przekazuje instrukcję ich organizacji.
Szypulska: - Z komunikatu dostępnego na stronie ministerstwa wynika, że nasze obawy potwierdzają się. Nastąpiło zawieszenie form wsparcia świadczonych w trybie ambulatoryjnym i ograniczono do minimum liczbę pracowników w placówkach.

Nikt nie może zostać na ulicy
1 kwietnia, trzecia w nocy, Łomianki. 40-latek podpalił samochód. W trakcie interwencji okazuje się, że od kilku miesięcy znęca się nad żoną i dziećmi, a rodzicom grozi śmiercią.
4 kwietnia, dwudziesta druga, Zabrze. 35-letnia kobieta dzwoni na policję i ucieka z domu, zostawiając z 37-letnim partnerem dwójkę małych dzieci. Ma rany cięte na głowie i połamane kości twarzy. Drzwi mieszkania są zamknięte. Policjanci wchodzą przez balkon. Mężczyzny już tam nie ma, uciekł na pobliskie działki. Dzieci same. Starsze ma dwa lata, młodsze pół roku.
5 kwietnia, dziewiąta rano, Gdańsk Wrzeszcz. Pogotowie zabiera do szpitala kobietę pobitą przez 38-letniego konkubenta.
5 kwietnia, Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt "Ekostraż" z Wrocławia dostaje SMS z Oleśnicy: "Witam. Jesteśmy w ciężkiej sytuacji. Ojciec pobił naszego królika i dostał paraliżu tylnych łapek. W aktualnej sytuacji nie mamy żadnych pieniędzy, a tym bardziej na leczenie królika. Czy możemy liczyć na jakąś pomoc?". Królik ma połamany kręgosłup. Dzieci zdążyły z mamą wyskoczyć przez okno.

8 kwietnia, Sejm, komisja finansów głosuje nad poprawką do specustawy (ustawa o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych oraz niektórych innych ustaw), którą zgłasza Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. Chodzi o dodanie do katalogu spraw pilnych orzekanie eksmisji i wykonywanie wyroków eksmisyjnych wobec sprawców przemocy domowej. Wcześniej zwracali na to uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich i przedstawiciele organizacji pozarządowych. Bo w projekcie specustawy jest propozycja wstrzymania wykonania wszystkich eksmisji, jeśli osoba nie ma gdzie zamieszkać.
Wiceminister sprawiedliwości Anna Dalkowska przekonuje, że rozumie racje przemawiające za innym podejściem, ale w trosce o zdrowie ogółu nie może poprzeć rozwiązania zezwalającego na eksmisję. Sprawca przemocy mógłby zarażać na ulicy.
"Cieszę się, że udało mi się przekonać ostatecznie kilku posłów PiS – pisze Lubnauer na Twitterze. - Poprawka została zaopiniowana pozytywnie przez komisję, wbrew stanowisku rządu”.
Poprawka @moanrosa , ja ją prezentowałam na Komisji Finansów i cieszę się, że udało mi się przekonać ostatecznie kilku posłów PIS. Poprawka została zaopiniowana pozytywnie przez komisję, wbrew stanowisku rządu. https://t.co/BPD5Xz7lcu
— Katarzyna Lubnauer (@KLubnauer) April 8, 2020
"Sejm 9 kwietnia uchwalił ustawę o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2, dzięki czemu zmieniono wiele przepisów, a do kategorii pilnych zaliczono sprawy dotyczące nakazania przez sąd opuszczenia mieszkania przez członka rodziny, który swoim zachowaniem polegającym na stosowaniu przemocy czyni szczególnie uciążliwym wspólne zamieszkiwanie" – informuje Biuro Komunikacji i Promocji Ministerstwa Sprawiedliwości.
17 kwietnia specustawa wchodzi w życie.
Biuro Ministerstwa Sprawiedliwości przypomina, że niezależnie od tego "zarówno policja, jak i prokuratura wykonują swoje obowiązki, toteż zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, w tym związanego z przemocą domową, powinno spotkać się z właściwą reakcją tych organów i sądu, nie wyłączając stosowania tymczasowego aresztowania. Na mocy przepisów już obowiązujących prezes sądu może zdecydować o rozpoznaniu wniosku w trybie artykułu 11a ustawy o przeciwdziałaniu przemocy jako wymagającego pilnego rozpoznania".
Pytam policję, ile interwencji w związku z przemocą domową odnotowali od wprowadzenia pierwszych restrykcji związanych z epidemią. Nie dostaję odpowiedzi.
Post Feminoteki na Facebooku z 9 kwietnia: "Z informacji od kobiet dzwoniących po pomoc do Feminoteki wynika, że funkcjonariusze policji mogą próbować odwieść Cię od zgłoszenia sprawy, mówiąc, że obecnie się tym nie zajmą, gdyż są pilniejsze rzeczy związane z kwarantanną i epidemią".

Dzień wcześniej, szef policji Jarosław Szymczyk w Polsat News: - Przeanalizowaliśmy marzec bardzo dokładnie i ilość interwencji generalnie w kraju spadła o około 10 procent. Natomiast te interwencje domowe utrzymują się na podobnym poziomie jak w marcu ubiegłego roku, przy czym tych związanych bezpośrednio z przemocą domową jest jednak mniej o około 15 procent.
Dodaje, że polecił wszystkim dzielnicowym w Polsce, "aby nawiązali kontakt z osobami, które w naszych Niebieskich Kartach figurują jako ofiary przemocy domowej. A także funkcjonariuszom pionu kryminalnego, którzy prowadzą postępowania przygotowawcze o przemoc w rodzinie, aby nawiązali bezpośredni kontakt z tymi osobami, które są ofiarami i sprawdzili, czy nie potrzebują jakiegoś dodatkowego wsparcia, czy pomocy".
Bez odpowiedzi pozostaje moje pytanie do policji, ile Niebieskich Kart założyli od zamknięcia szkół.

Samoloty z papieru
- Maks, chodź tu do mnie natychmiast. Chodź tu do mnie, ile razy będę mówiła. Chodź, bo ci zaraz wleję. Tak ci wleję, że się nie pozbierasz. Ile cię będę wołała. Dostaniesz takiego klapsa… – krzyczy kobieta na ulicy do dziecka i oboje zaczynają się śmiać. Bo to tylko spot kampanii społecznej, przygotowany przez policję i urząd miasta w Częstochowie.
Komunikat o kampanii zupełnie przypadkiem ukazał się 12 marca, w dniu, kiedy w szkole zawieszono zajęcia lekcyjne. Czytam, że celem jest "uwrażliwienie społeczeństwa na krzywdę najmłodszych oraz zaktywizowanie do reagowania w takich sytuacjach".
16 marca wszystkie placówki edukacyjne zostają zamknięte. Dla rodziców oznacza to, że jedno z nich musi zostać w domu. Dla dziecka – że powoli traci kontakt z innymi dorosłymi. Z każdym rozporządzeniem ministra zdrowia staje się coraz bardziej niewidzialne. Po Świętach Wielkanocnych osoba niepełnoletnia nie może wyjść na ulicę bez opiekuna dorosłego. Dzieci poniżej 13. roku życia ten zakaz obowiązuje do dzisiaj.
- Od wprowadzenia stanu epidemii odbieramy dużo więcej telefonów niż dotychczas, także od świadków przemocy. Przed epidemią dzwonili w sprawie rodzin, o których wiedzieli, że coś tam dzieje się źle. Teraz dzwonią obcy ludzie. "Słyszę płacz, mówią, słyszę krzyk dziecka" – opowiada Paula Klemińska ze Stowarzyszenia "Niebieska Linia”.
Na froncie zostaje nauczyciel. Zna ucznia. Nawet na odległość powinien wyczuć, że coś jest nie tak. Klemińska apeluje, by w trakcie zdalnego nauczania zwracać uwagę na zachowanie dzieci. Zawsze dużo mówiło, a teraz milczy? Posmutniało? Wydaje się wystraszone?
A jeśli lekcje nie odbywają się online, jest telefon. - Jeśli rodzic trzy razy odmówi podania dziecka do telefonu, nauczyciel powinien zawiadomić policję, żeby zajrzał tam dzielnicowy, sprawdził, czy dziecko jest bezpieczne - mówi Klemińska.
3 kwietnia Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak pisze do Ministra Edukacji Narodowej, że rodzice i dzieci skarżą się na "nadmierne obciążanie dzieci licznymi zadaniami (…) bez żadnego wkładu pedagogicznego". Pisze o sytuacjach, gdy "nauczyciel ogranicza się jedynie do wysyłania maili z kolejnymi zadaniami". Pisze o braku komputerów w domu, o braku ciepłych posiłków, ale o przemocy nie.
14 kwietnia Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę wydaje dla nauczycieli krótką "Instrukcję postępowania interwencyjnego w sytuacji podejrzenia krzywdzenia dziecka w okresie epidemii". Kiedy i jak rozmawiać z rodziną przez telefon, co robić po rozmowie.
- Procedura Niebieskich Kart nie została zawieszona w czasie epidemii i pracownicy oświaty, obok policji, pomocy społecznej, służby zdrowia oraz Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nadal mają realizować ten obowiązek - mówi Justyna Podlewska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
Ale ministerstwo edukacji nie dało nauczycielom wytycznych, jak mają zbadać sytuację przez telefon. Mają realizować podstawą programową i tyle.
A co z dziećmi, które nie chodzą jeszcze do szkoły, w ogóle nie korzystają z telefonów i komputerów? Mają puszczać przez okno alarmowe samoloty z papieru?
- Trzeba uruchomić niestandardowe myślenie i docierać do dziecka na różne sposoby, przez media, może na przykład przez Polskie Radio Dzieciom - mówi Podlewska.

Ostatecznie zostają świadkowie, sąsiedzi.
"Jeśli osobą krzywdzoną jest bezbronne dziecko, które pozostaje w relacji rodzinnej ze swoim prześladowcą i nie wie, że to, czego doznaje jest złe i karalne, otoczenie ma niewielkie szanse, by o krzywdzie dowiedzieć się bezpośrednio od niego" – czytam w komunikacie częstochowskiej policji.
"W sytuacji, gdy słyszymy płacz dziecka, kiedy w tle słychać krzyki i hałasy, a płacz nie ustaje lub kiedy słyszymy wyraźne wołanie o pomoc, nie ignorujmy tych sygnałów! Dzieci są osobami zależnymi i są bezbronne wobec wyrządzanej im krzywdy. Nie bądźmy obojętni! Reagujmy!".
Podlewska: - Jest płacz i płacz. Dziecko płacze, bo się złości, nie chce się uczyć. Może płacze niepełnosprawne dziecko - z bólu, kiedy ćwiczy. Ale jeśli płacze w tle kłótni rodziców, rzucania przedmiotów o ściany i to się powtarza, zadzwoń na policję.
A jeśli po wizycie policji będzie jeszcze gorzej, jeśli tylko zaszkodzimy dziecku?
- To jeden z mitów, który pokutuje w Polsce. W Niemczech, w Anglii wrażliwość społeczna jest na innym poziomie, tam jak ktoś poszarpie dziecko na ulicy, uderzy w pupę, ludzie natychmiast reagują. W naszym społeczeństwie na policję się nie donosi, brudy trzeba prać we własnym domu, a klaps to metoda wychowawcza. Brak reakcji jest najgorszy. Sprawca czuje się bezkarny. Ujawnianie jest konieczne – mówi Adrian Drdzeń ze Stowarzyszenia Moc Wsparcia w Czeladzi.
Podlewska: - Świadek, która zgłosiła podejrzenie przemocy wobec dziecka w Warszawie, musiała się niestety dobijać o interwencję. Policja odsyłała ją do ośrodka pomocy, ośrodek do policji. Była dopytywana, jakie ma podejrzenia i czy na pewno, jakby to ona musiała tam iść i ustalać fakty. Policjanci i pracownicy socjalni boją się o swoje zdrowie, nie mają odzieży ochronnej. Nie ma kto tego dziecka wyjąć z domu i dokąd zabrać.
Zakaz przytulania
27 marca późnym wieczorem po Tarnowie błąka się ośmioletnia dziewczynka. Ma na sobie tylko piżamę i kapcie. Płacze. Zauważa ją patrol policji. Dziewczynka mówi, że uciekła z domu, bo tata pokłócił się z mamą. W mieszkaniu policjanci zastają oboje rodziców, matka ma prawie 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, ojciec ponad 2,5 promila. Przyznają, że córka uciekła godzinę wcześniej.

Dziewczynka zostaje umieszczona w pogotowiu opiekuńczym w Tarnowie.
- Dostaliśmy wytyczne wojewody na czas epidemii, że nie ma żadnych wyjazdów dzieci ani odwiedzin w placówce. A one tak czekały na te Święta Wielkanocne, żeby zobaczyć rodziców – mówi Lucyna Tokarska, dyrektorka Centrum Obsługi Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Tarnowie.
Rodzice przychodzą zobaczyć dzieci pod okno. Także ci, którym 27 marca odebrali ośmioletnią córkę. Mogą połączyć się przez komunikator internetowy, ale "przez okno ten kontakt jest bardziej fizyczny".
- Ale jak przyjmować nowe dzieci, nikt nam nie powiedział – dodaje Tokarska.
Z własnej inicjatywy urządziła w małym pokoju z łazienką izolatkę. – Wypuściliśmy tę dziewczynkę do dzieci - przyznaje. - Z wywiadu epidemiologicznego i oceny lekarza wynikało, że jest zdrowa. Podjęliśmy ryzyko. Trudno zamykać w odosobnieniu takie małe dziecko. To by było nieetyczne.
7 kwietnia Koalicja na rzecz Rodzinnej Pieczy Zastępczej (związek organizacji pozarządowych) publikuje wytyczne dla powiatów, jak przyjmować dzieci w czasie epidemii. Zaleca znaleźć lokal na przykład w nieczynnym internacie, odpowiednio go wyposażyć (nie tylko w rękawiczki, maseczki i płyn dezynfekujący, ale także w zabawki, książki, gry, komputer z internetem) i wyznaczyć opiekunów, którzy mogliby tam odbyć z dzieckiem kwarantannę, a po dwóch tygodniach zapewnić im obu testy na koronawirusa.
Centrum Wsparcia Kryzysowego Dzieci i Młodzieży w Zabrzu uruchomiło podobne mieszkanie, zatrudniając do opieki zakonnice. Ale trochę za późno. Gdy 14 kwietnia późnym wieczorem do placówki przywieziono 12-letnią dziewczynkę i jej 9-letniego brata, mieszkanie nie było gotowe.
Przed interwencją rodzeństwo przynajmniej kilka dni mieszkało samo. Doglądała ich dawna koleżanka matki, sąsiedzi z dalszej rodziny. Dzieci nie głodowały, miały w co się ubrać. Ale ktoś zawiadomił policję.
Policjantom nie udało się w tym dniu dotrzeć do matki. Ściągnęli pracowników socjalnych i lekarza.
Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie miał już wtedy specjalnie przygotowane rodzinne pogotowie opiekuńcze. Na czym polega to przygotowanie? – Nie ma tam obecnie żadnych dzieci – wyjaśnia Danuta Dymek, dyrektorka MOPR w Zabrzu. Czyli nie ma groźby, że nowe dziecko zarazi innych.
Ale rodzeństwo tam nie trafiło, bo sąd już 17 marca wydał postanowienie o umieszczeniu ich w placówce, nie w rodzinie.
W ten sposób 12-letnia dziewczynka i 9-letni chłopiec na dwa tygodnie wylądowali w izolatce w domu dziecka.
- Nie dostaliśmy takich wytycznych od wojewody, ale odpowiadamy za życie i zdrowie naszych wychowanków. Te dzieci nie mają objawów choroby, wtedy byłyby w szpitalu. Ale nie wiadomo, z kim się stykały - wyjaśnia Lila Misztela, wicedyrektorka Centrum Wsparcia Kryzysowego Dzieci i Młodzieży w Zabrzu.
Izolatka to pokój obok łazienki i pomieszczenia wychowawców. Dziewczynka i chłopiec nie mogą zbliżać się do innych dzieci. Nie jedzą w kuchni. Wychodzą na podwórko, gdy inne dzieci siedzą w budynku. Za każdym razem muszą ubierać maseczki i rękawiczki: gdy idą do ubikacji, gdy przynoszą im posiłki, gdy odbierają śmieci, gdy wychowawca wchodzi do nich. - Jest za ścianą, na każde zawołanie, mogą do niego zadzwonić. Ale nie mogą się do niego przytulać - mówi Misztela. - Wiem, że to dla nich musi być trudne. Trudne jest zabranie z domu, nawet jak ten dom był trudny. Ale dobrze to znoszą. Na szczęście mają siebie.
22 kwietnia ministerstwo rodziny informuje, że na bieżąco monitoruje sytuację w placówkach opiekuńczo-wychowawczych i "żadne dziecko nie jest zakażone koronawirusem". W 12 placówkach izolacją objętych jest 32 dzieci.
Przyznaj się do agresji
- Nie ma niestety optymalnych rozwiązań tego problemu, nie tylko w czasach izolacji, ani w Polsce, ani w Szwecji – mówi o przemocy domowej Anna Baran, psychoterapeutka, która od wielu lat pracuje w Szwecji.
I proponuje terapię dla sprawcy. - Czasem samo przyznanie się do problemu to krok milowy na drodze do zmiany - mówi. - Rodzice powinni wiedzieć, że gdy mają problemy z opieką nad dzieckiem z powodu trudności w kontroli emocji, mogą otrzymać pomoc psychologiczną - nauczyć się kontrolować ataki złości i agresji. My ich zamiast tego stygmatyzujemy jako wyrodnych, więc oni zaprzeczają, że mają problem, no i kółko się zamyka. Chyba że sąsiad zauważy, zanim stanie się tragedia. Część z tych dzieci staje się dorosłymi z problemem agresji, której nauczyli się w domu. Przekazujemy brak umiejętności komunikacji z bliskimi kolejnemu pokoleniu – dodaje psychoterapeutka.
"Jeśli jesteś rodzicem/opiekunem dziecka, potrzebujesz porady, nie wiesz, gdzie szukać wsparcia – napisz do nas e-mail na adres: konsultacje@moc-wsparcia.pl. Konsultant odpowie na zgłaszany przez Ciebie problem i wskaże Ci możliwości dalszego działania. Możesz pozostać anonimowy – nie musisz podawać swoich danych. Poradnictwo jest bezpłatne" – zachęca w czasie epidemii Stowarzyszenie Moc Wsparcia z Czeladzi Adriana Drdzenia.
- "Jak krzyknę, jak rąbnę, to mam ciszę" - mówi rodzic. To najprostsze rozwiązanie, ale pozornie skuteczne. Dziecko nie rozumie kary. Uważa, że nie zasłużyło, że to niesprawiedliwe. Kara nauczy go tylko jednego - kombinowania, jak jej uniknąć. Zmieniamy to myślenie – mówi Drdzeń. - "Ja też byłem bity i wyszedłem na ludzi" - mówi rodzic. A jak to wspominasz, pytam, jak się wtedy czułeś? Jeśli oczekujemy, żeby dziecko zmieniło zachowanie, musimy mu to wytłumaczyć, porozmawiać z nim. Dzięki temu będzie widzieć świat jako miejsce bezpieczne, w którym coś znaczy.
Dotarcie do sprawcy przemocy może się okazać najprostszym (on ma telefon) i najlepszym sposobem pomocy ofierze.
Danuta Pajor, superwizor pracy socjalnej: - Pytałam kiedyś dzieci, jakie jest ich największe marzenie. Nie mówiły, że chciałyby znaleźć się w jakimś innym miejscu, gdzie czułyby się bezpiecznie. Pytały: czy ma pani taką moc, żeby zmienić mojego rodzica?

Gdzie szukać wsparcia
Policja: 112
Centrum Praw Kobiet: 22 621 35 37, 600 070 717, pomoc@cpk.org,pl, porady.prawne@cpk.org.pl, porady.psychologiczne@cpk.org.pl
Feminoteka: 888 88 33 88
Dajemy Dzieciom Siłę: 22 616 16 69, 22 826 88 62, cdir@fdds.pl, cpd@fdds.pl
Moc Wsparcia: 507 744 924, 794 130 272, konsultacje@moc-wsparcia.pl