Helmut K. został znaleziony w walizce wyłowionej z rzeki. Skrajnie wychudzony, związany, z workiem na głowie. Jego zabójca został skazany na 25 lat więzienia, ale po apelacji wyrok złagodzono do lat 16. - W odbiorze społecznym było to zabójstwo odrażające, ale w świetle prawa nie nadzwyczajne i wyższa kara byłaby dla sprawcy eliminacyjna - wyjaśnia sędzia. Skazany zmarł po trzech tygodniach od wyroku.
Sprawa poruszyła miasto. Helmut K. został wyłowiony z rzeki. Starszy schorowany mężczyzna był skrępowany sznurem, w worku foliowym na głowie i zapakowany do walizki.
Jednak sąd apelacyjny w Katowicach obniżył wymiar kary o dziewięć lat, bo wyższa kara miałaby charakter eliminacyjny. Mówiąc wprost, sąd obawiał się, że sprawca nie przeżyje tych 25 lat i nie doczeka wyjścia na wolność.
- Jerzy R. miał 61 lat i cierpiał na poważne choroby, kara 25 lat więzienia byłaby dla niego jak dożywicie - mówi Robert Kirejew, rzecznik sądu apelacyjnego w Katowicach.
Prokuratura domagała się dożywocia.
"Zwyczajne" morderstwo
- Eliminacyjny charakter kary to nie była jedyna okoliczność, która wpłynęła na złagodzenie kary - zaznacza Robert Kirejew. - W odbiorze społecznym czyn, którego dopuścił się Jerzy R. był straszliwy, odrażający. Każde morderstwo jest czynem okrutnym, jednak w świetle prawa to zabójstwo nie było dokonane ze szczególnym okrucieństwem i z niskich pobudek, kiedy to należy sięgać po nadzwyczajne środki, takie jak dożywocie czy 25 lat pozbawienia wolności - dodaje sędzia.
Jerzy R. przyznał się, że zapakował Helmuta K. do walizki i wrzucił do rzeki, żeby spełnić ostatnią wolę zmarłego. Bronił się w sądzie, że K. chciał spocząć w morzu. Do końca zaprzeczał, że go zabił.
Helmut K. został zamordowany przez założenie na głowę i zaklejenie taśmą worka foliowego. Według wyników sekcji zwłok zmarł w wyniku uduszenia, zanim jego ciało w walizce znalazło się w rzece.
- Tymczasem szczególne okrucieństwo to zadawanie niepotrzebnego bólu, wielorazowe, stopniowe - tłumaczy Kirejew.
Sąd apelacyjny odrzucił również ustalenia prokuratury, potwierdzone przez sąd pierwszej instancji, że Jerzy R. miał się nad Helmutem K. znęcać.
Nie za darmo, ale mógł swobodnie pić
Przypomnijmy, że K. zniknął ze swojego mieszkania, gdy miał trafić do domu opieki społecznej. Sąsiedzi i pracownicy społeczni nie widzieli go przez rok. Został rozpoznany przez znajomych dopiero na zdjęciach, publikowanych przez policję już po śmierci w celu ustalenia tożsamości.
Prokuratura ustaliła, że Jerzy R. obiecał Helmutowi K. opiekę w zamian za jego emeryturę. Tymczasem nie wezwał do niego pogotowia. Lodówka była pełna - jak podnoszono w akcie oskarżenia - a K. ważył 37 kilogramów, zanikały mu narządy wewnętrzne, był posiniaczony, miał połamane żebra. Prokuratura twierdziła, że umierał na oczach swojego opiekuna.
Kirejew: - Pokrzywdzony był leciwy i schorowany, miał cukrzycę, schorzenia neurologiczne i był uzależniony od alkoholu, dlatego mógł być w złym stanie zdrowia. Nie miał bliskich, którzy mogliby się nim zająć. Skazany natomiast podjął się opieki nad pokrzywdzonym, co prawda nie za darmo, ale przyjął do swojego mieszkania, gdzie pokrzywdzony mógł swobodnie pić. W trakcie tej opieki skazany dopuścił się zabójstwa, bo nie miał już siły i ochoty zajmować się pokrzywdzonym. Nie zbezcześcił jego zwłok, tylko zacierał ślady. Każdy sprawca zabójstwa dąży do ukrycia zwłok.
Ostatecznie R. został skazany na 15 lat za zabójstwo i rok za nienależytą opiekę nad K.
Na korzyść Jerzego R. przemawiało także to, że wcześniej nie był karany. Sąd uznał, że na resocjalizację wystarczy 16 lat i że po takim czasie nie będzie już groźny dla społeczeństwa. 8 stycznia 2019 roku, trzy tygodnie po prawomocnym wyroku Jerzy R. zmarł w areszcie. Za kratami spędził 32 miesiące.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Gliwicach