Zwrotnicza ze stacji w Zabrzegu w gminie Czechowice-Dziedzice na początku maja zauważyła na torach pocisk, który mógł wybuchnąć i poinformowała o tym służby. W czwartek została odznaczona przez ministra infrastruktury za swoją postawę. - Gdyby nie właściwa reakcja pani Beaty Szatanik, mogło dojść do tragedii, do śmierci osób, co potwierdzają dochodzenia właściwych służb - powiedział minister Dariusz Klimczak.
W czwartek w Ministerstwie Infrastruktury szef tego resortu Dariusz Klimczak wręczył pracownicy PKP PLK Beacie Szatanik, która zapobiegła wysadzeniu torów, odznakę honorową "Zasłużony dla kolejnictwa". Pracownica PKP PLK otrzymała również nagrodę finansową. Klimczak podczas konferencji podkreślił, że Szatanik pełniąc swoje obowiązki na stacji kolejowej Czechowice-Dziedzice (woj. śląskie) dostrzegła nietypowy przedmiot na torach, który nie pasował do infrastruktury kolejowej. Kobieta zawiadomiła swoich przełożonych.
- Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że to jest jakiś zwykły przedmiot. Tylko ze względu na profesjonalizm pani Beaty Szatanik nie doszło do katastrofy - zaznaczył Klimczak. Dodał, że w tym miejscu poruszają się zarówno pociągi towarowe, jak i osobowe, zbiegają się linie kolejowe. - Gdyby nie właściwa reakcja pani Beaty Szatanik, mogło dojść do tragedii, do śmierci osób, co potwierdzają dochodzenia właściwych służb - powiedział Klimczak.
Zobacz też: Położył pocisk moździerzowy przy torach. Przejechało koło niego kilka pociągów. Było blisko tragedii
Zauważyła pocisk na torach i zapobiegła tragedii
O sprawie znalezionego niewybuchu informowaliśmy pod koniec maja. Pracownica PKP PLK odkryła go w czasie rutynowej kontroli infrastruktury kolejowej w Zabrzegu - wsi w gminie Czechowice-Dziedzice, przez którą przejeżdża pociąg z Katowic do Wisły i Cieszyna.
- Pocisk leżał w pobliżu zwrotnicy. Miejsce jest objęte monitoringiem. Z nagrań wynika, że pocisk został tam położony przez jednego mężczyznę tego samego dnia - mówił komentujący sprawę pod koniec maja Artur Olechnowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Pszczynie.
Olechnowicz mówił, że "od momentu podłożenia pocisku do momentu jego ujawnienia przejechało tamtędy kilka pociągów". - Detonacja nie nastąpiła, ale pocisk miał możliwość wybuchowości - dodał.
Pocisk moździerzowy na torach mógł spowodować katastrofę
Pracownica tuż po dokonaniu odkrycia natychmiast powiadomiła służby. Policjanci potwierdzili później, że był to radziecki pocisk moździerzowy o długości około 20 centymetrów, pochodzący najprawdopodobniej z czasów drugiej wojny światowej.
Pocisk został przewieziony przez pirotechników z Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji KWP w Katowicach w bezpieczne miejsce przeznaczone do neutralizacji materiałów wybuchowych. Tam poddano go próbie sprawności bojowej. Okazało się, że jego eksplozja mogła być bardzo niebezpieczna i spowodować katastrofę w ruchu lądowym - przekazała wówczas śląska policja.
Funkcjonariusze ustalili, że za podłożeniem pocisku może stać 63-letni mężczyzna. Został on zatrzymany 8 maja i usłyszał zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Na wniosek Prokuratury Rejonowej w Pszczynie tamtejszy Sąd Rejonowy aresztował 63-latka na trzy miesiące. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP