Prokuratura sprawdza, czy biegli psychiatrzy działali zgodnie ze sztuką, badając Dariusza P. Mężczyzna był podejrzewany o kradzież, ale został uznany za niepoczytalnego. Później został oskarżony o zamordowanie własnych dzieci i żony. Miał w nocy podpalić dom z rodziną w środku. W tej sprawie jest uznany za poczytalnego. W jego warsztacie znaleziono podręcznik psychiatrii. W śledztwie nie raz udowodniono mu kłamstwo.
Chodziło o kradzież 200 tys. zł (oskarżony ukradł je sam sobie i udawał ofiarę, by nie płacić kontrahentom) i przywłaszczenie mienia. Wiadomo, że miał problemy finansowe, co ostatecznie miało być przyczyną podpalenia domu z własnymi dziećmi i żoną w środku.
Podręcznik psychiatrii i symulowanie objawów chorób
Obie wcześniejsze sprawy zostały umorzone, ponieważ biegli uznali Dariusza P. za niepoczytalnego. W warsztacie ojca zmarłej tragicznie rodziny później, już po tragicznym pożarze, znaleziono podręcznik psychiatrii.
Prokuratura złożyła wniosek do rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy, by zbadał czy lekarze, którzy stwierdzili wtedy niepoczytalność Dariusza P. działali zgodnie ze sztuką.
- Biegli stwierdzili, że dali się oszukać. Oskarżony symulował objawy chorób, które się wzajemnie wykluczają. Robił to na podstawie podręcznika do psychiatrii. Można wskazać konkretne strony, z których korzystał - mówi Karina Spruś, prokuratory okręgowej w Gliwicach, dodając, że badanie psychiatryczne Dariusza P. było pobieżne. - Biegli opiniujący oparli się na diagnozie po 1,5-miesięcznym pobycie podejrzanego w zakładzie psychiatrycznym - dodaje.
- Wszczęliśmy czynności sprawdzające. Gromadzimy dokumentację - mówi Anna Tabaka ze Śląskiej Izby Lekarskiej.
W sprawie o podpalenie domu i śmieć rodziny jest poczytalny
Dariusz P. jest oskarżony o podpalenie swojego domu, w którym zginęła jego rodzina, żona i czworo ich dzieci. Został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 r. Grozi mu dożywocie, w każdym razie nie mniej niż 12 lat więzienia. Nie przyznał się do popełnienia zbrodni i w różny sposób próbował odwrócić podejrzenia od siebie. Proces jest poszlakowy i prawdopodobnie zakończy się pod koniec roku. W tej sprawie biegli psychiatrzy uznali już, że jest poczytalny.
Do tragedii doszło 10 maja 2013 roku. W pożarze domu jednorodzinnego w Jastrzębiu Zdroju zginęła matka i czworo dzieci. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną ich śmierci było zatrucie tlenkiem węgla. Mieli poparzone twarze i klatki piersiowe, obrzęk płuc i mózgu. Przeżył jedynie najstarszy syn, Wojciech, a to wyłącznie dzięki akcji ratowniczej. Na ojcu ciąży zarzut, że i Wojciecha usiłował zabić.
Dariusza P. nie było wówczas w domu. Jak twierdził, był w oddalonym o kilka kilometrów warsztacie stolarskim.
Policja szybko jednak ustaliła, jego telefon logował się w okolicach domu, gdy wybuchł pożar. Było to jedno z wielu kłamstw Dariusza P. Jeszcze przez pożarem wysyłał sobie smsy z pogróżkami, by skierować podejrzenia o podpalenie domu na inną osobę. Ale znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości. Biegły lingwista stwierdził, że wiadomości u odbiorcy i u nadawcy sporządziła ta sama osoba. Treść sms porównywano też m.in. z tekstem wywiadu, którego P. udzielił dziennikarzom. Oskarżony przyznał, że w ten sposób budował sobie alibi.
Kolejnym jego sposobem - tym razem na upozorowanie przypadkowego spowodowania pożaru - było podrzucenie myszy do piwnicy. Miała przegryźć kable i doprowadzić do zwarcia. Biegli weterynarz i patomorfolog po sekcji zwłok gryzonia wykazali jednak, że zdechł on przed pożarem na skutek uderzenia, a nie porażenia prądem. Niezależnie od tego biegły z mechanoskopii stwierdził, że kabel został przecięty nożem.
Ogień podłożony w sześciu miejscach
Opinia biegłych z zakresu pożarnictwa jednoznacznie wskazywała, że pożar nie był nieszczęśliwym wypadkiem. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i tak zablokowane, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było śladów włamania. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliła się część schodów i szafa.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że to Dariusz P. podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z polis. Według ustaleń śledztwa Dariusz P. na krótko przed pożarem zawarł umowy ubezpieczeń majątkowych i osobistych na wysokie kwoty. Z domu usunął wartościowe przedmioty. Z wiedzy prokuratury wynika, że oskarżony miał poważne długi w Urzędzie Skarbowym, a także z tytułu obowiązków alimentacyjnych.
Cała piątka w jednym grobie
W pożarze na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka. Dariusz P. odwiedzał ich przed śmiercią.
Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnał ich tłum, rodzina, w tym Dariusz P., mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła - 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a rodzice byli związani z ruchem "Światło-Życie". P. miał opinię przykładnego ojca i wzorowego męża.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24