28 stycznia 2006 roku o godz. 17.15 runął dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. W środku odbywała się wystawa gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, ponad 140 zostało rannych. To była największa katastrofa budowlana w historii Polski, a część poszkodowanych i rodzin ofiar do dzisiaj walczą o zadośćuczynienia oraz sprawiedliwość dla winnych.
- Przychodzi styczeń i wszystko to wraca. Nie da się od tego odizolować, zapomnieć. To już na zawsze będzie w człowieku – wspomina Zdzisław Karoń, ocalony z katastrofy hali MTK.
Sobota, 28 stycznia 2006 roku. W największym na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich pawilonie odbywały się targi gołębi pocztowych. W środku tłumy ludzi – hodowcy, miłośnicy, zwiedzający. Nikt nie spodziewał się tego, co się za chwilę wydarzy.
- To był zwykły dzień. Jak co roku na wystawie, bardzo wesoły. I nagle usłyszeliśmy niepokojący dźwięk. Spojrzeliśmy do góry i było po wszystkim – relacjonuje Sandrine Kosnicki, poszkodowana w katastrofie hali MTK.
Godz. 17.15
Obciążony śniegiem dach spada na ludzi. Wielu osobom udało się wyjść z pawilonu o własnych siłach. Ale nie hodowcy gołębi z Częstochowy i Francuzce, która przyjechała na targi z pucharami dla zwycięzców.
Ten dzień na zawsze zmienia ich życie.
- Pamiętam tylko ciemność i ciszę. I lęk przed tym, że już z tego nie wyjdę. Ciężko mi o tym mówić, to dla mnie ogromna trauma – mówi Zdzisław Karoń.
Co roku jednak pojawia się pod pomnikiem upamiętniającym ofiary tragedii. Ciężko mu spojrzeć w miejsce, w którym przeleżał kilka godzin przygnieciony żelazną konstrukcją.
O wiele dłużej czekała na pomoc w dwudziestostopniowym mrozie Sandrine Kosnicki, która na targi przyjechała z ojcem i swoim pracownikiem.
- Leżałam około sześciu godzin, a wydawało mi się, że całą wieczność. Momentami miałam dosyć – opowiada Kosnicki.
"Musimy mówić o katastrofie"
Na ratunek przybył Aleksander Malcher, ratownik medyczny z Pszczyny. Sądził, że na miejscu spotka braci, pasjonatów gołębi.
- Nadzieja umiera ostatnia. Pamiętam ogrom tych ludzi, którym chciałem pomóc. Niestety nie udało mi się pomóc najbliższym – wspomina bliski ofiar.
Pracując na gruzach hali, nie zdawał sobie sprawy, że leżą pod nimi jego bracia. 37-letniego Zbigniewa, który również pracował w pogotowiu, znaleziono około godz. 1.30. 51-letni Andrzej zmarł następnego dnia w szpitalu.
Malcher próbuje zapomnieć o katastrofie, ale jest przekonany, że należy o niej mówić.
- Ta sprawa do dzisiaj nie jest załatwiona. Myślę, że wszystkie rodziny, które zostały dotknięte tą tragedią myślą podobnie – przyznaje.
Chciałby, by bliskich ofiar i poszkodowanych potraktowano tak, jak tych którzy ucierpieli w wyniku podobnych zdarzeń.
- Wciąż nie rozumiemy dlaczego inaczej traktuje się zwykłych obywateli, którzy ponieśli straty a inaczej, np. bliskich osób, które zginęły w katastrofie samolotu CASA czy w Smoleńsku – tłumaczy mec.Piotr Misiewicz, przedstawiciel poszkodowanych.
Do dzisiaj wiele osób nie dostało odszkodowania, żadnej pomocy. Część z nich wciąż domaga się zadośćuczynień i uznania odpowiedzialności za katastrofę Skarbu Państwa.
W lutym 2011 r. do warszawskiego sądu został przesłany pozew zbiorowy, obejmujący 16 poszkodowanych i bliskich ofiar katastrofy. Jego adresatem był właśnie Skarb Państwa. Sąd odrzucił pozew uznając, że zgodnie z ustawą w postępowaniu grupowym nie można dochodzić roszczeń o ochronę dóbr osobistych.
Pełnomocnik poszkodowanych, mecenas Adam Car, złożył później kolejny pozew, tym razem obejmujący jedynie bliskich ofiar śmiertelnych katastrofy. W styczniu 2015 r. Sąd Najwyższy uznał go za dopuszczalny.
- Początkowo do pozwu przystąpiło ok. 30 osób, po ogłoszeniu w prasie jest ich już ok. 80 – przyznaje mecenas.
Wcześniej, Skarb Państwa wielokrotnie wzywany był przez adwokata do ugody – propozycję złożono prezydentowi Chorzowa, powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego w Chorzowie, wojewodzie śląskiemu, ministrowi Skarbu Państwa, głównemu inspektorowi nadzoru budowlanego i spółce MTK. Żadna ze stron nie zgodziła się na ugodę. Obecnie sprawą zajmuje się stołeczny sąd okręgowy.
- Nawet osoby, które do dzisiaj nie składały żadnych żądań, mają szansę to zrobić – wyjaśnia Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia Wokanda.
Bliscy ofiar nie domagają się na razie konkretnych kwot odszkodowań - chcą uznania, że za tragedię odpowiada Skarb Państwa, co ma ułatwić późniejsze dochodzenie roszczeń.
Dobiega końca proces karny
Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r.
- Oskarżonych zostało 12 osób, m.in. b. szefowie spółki MTK, projektanci hali i szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą obiektu. Jedna z osób, której przedstawiono zarzuty, dobrowolnie poddała się karze. Została wyłączona z głównego procesu - podaje Marta Zawada-Dybek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Proces karny ws. katastrofy toczy się przed katowickim sądem i jest szansa, że zakończy się w marcu.
- Do przesłuchania zostali jeszcze biegli i niektórzy oskarżeni, którzy chcą złożyć uzupełniające wyjaśnienia – kończy Jacek Krawczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.
Przedstawiciele MTK nie udzielają komentarza w tej sprawie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: msin/sk / Źródło: TVN24 Katowice / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24