Szli nocą przez wieś, drogą bez chodnika, lewym poboczem, jak należy, w sześć osób, 45-latek na końcu. Osłonił ich swoim ciałem, gdy wjechał w nich autem 19-latek. Osłonił żonę, córkę, jej dwie kuzynki, ale Emilki nie zdołał. 19-latek został dzisiaj skazany na rok bezwzględnego pozbawienia wolności za to, że spowodował wypadek śmiertelny, jadąc nieostrożnie i za szybko.
- Oskarżony z przyczyn nieustalonych zjechał z toru jazdy. Nie da się ustalić prędkości, z jaką jechał. Jednak bezspornym pozostaje, że prędkość była nadmierna - mówił dzisiaj sędzia Marek Garlik w sądzie rejonowym w Zawierciu, uzasadniając wyrok dla 19-letniego kierowcy opla.
19-latek odpowiadał za spowodowanie wypadku drogowego, w którym zginęła 13-letnia Emilka, a jej rówieśniczka doznała obrażeń.
Sędzia ocenił, że na podstawie zeznań pasażerów opla nie da się ustalić przyczyn tego zdarzenia ani znaleźć okoliczności łagodzących, bo zeznania te były niewiarygodne. - Państwo się umówili - mówił sędzia. - Świadczy o tym fakt pominięcia w zeznaniach obecności jednej z pasażerek w samochodzie.
Odniósł się do wyjaśnień oskarżonego, że miał uszkodzoną przednią lampę. - Jeśli rzeczywiście była uszkodzona, to oskarżony powinienem jeszcze bardziej obserwować przedpole jazdy. Czy się zagadał, czy szukał telefonu - nie wiem - dodał sędzia.
Zaznaczył, że żadna kara nie wynagrodzi strat pokrzywdzonym, ale 19-latek umyślnie i rażąco naruszył zasady w ruchu drogowym, co wyklucza warunkowe zawieszenie kary.
Z drugiej strony uznał, że kara jednego roku pozbawienia wolności jest absolutnie wystarczająca, bo oskarżony wyraził skruchę, przeprosił. - Kara nie jest surowa, nie przekreśla planów oskarżonego. Sąd wierzy, że on wyciągnie wnioski z tego procesu. Nie powinien pojawiać się długo na drodze w charakterze kierowcy - dodał, bo prócz rocznego pobytu w wiezieniu 19-latek ma także ośmioletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca kierowcy złożył już wniosek o pisemne uzasadnienie, co może zwiastować apelację. Wnioskował wcześniej o karę wolnościową. - Sprawa jest skomplikowana. Mówię tu o odblaskach u pieszych, o awarii lampy w samochodzie, o prędkości. Jeden biegły przyjął założenie wskazujące, że prędkość była nadmierna. Drugi biegły przyjął przedział prędkości, ale nie wykluczył, że była poniżej dopuszczalnej 60 na godzinę - powiedział nam obrońca kierowcy.
Prokuratura żądała dwóch lat więzienia. Kodeks karny za podobne przestępstwo przewiduje do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Marek Otok, ojciec dziewczynki, która w wypadku doznała obrażeń ciała: nigdy nie będzie tak, jak było.
Kilkadziesiąt kroków do domu
W lipcu 2018 roku, w nocy z niedzieli na poniedziałek w Koryczanach - małej wsi w powiecie zawierciańskim, wąską drogą bez chodników, ale oświetloną szło sześcioro pieszych. Szli prawidłowo: lewą stroną, dwójkami. Na końcu szedł 45-latek, na przodzie koleżanka jego córki, 13-letnia Emilka - tak wynika z relacji mieszkańca Koryczan, z którym rozmawialiśmy tuż po wypadku
- To był mój zięć i moje wnuczki, oprócz tej nieboszczki - powiedział nam mężczyzna.
Szli: 45-latek, jego żona, przed nimi cztery 13-latki, wśród tych dziewczynek ich córka, jej dwie kuzynki i Emilka. Wracali z imprezy w remizie. W niedzielę Koryczany świętowały 90-lecie ochotniczej straży pożarnej. Były występy i tańce.
Rodzina była z Koryczan, a Emilka mieszkała kilka wiosek dalej. - Szła do mojej wnuczki, bo się kolegują, szła do niej spać. Jej matka dzwoniła, chciała po nią przyjechać, ale ona powiedziała, że będzie u Karoliny spać. No i tu doszli - opowiedział dziadek.
Tu, do sadu w Koryczanach, gdzie znaleźli ciało Emilki. Mieli stąd jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków do domu.
Była godzina 1.20. Mieszkańcy Koryczan usłyszeli huk, odgłos uderzenia. - Żona wyjrzała przez okno i zobaczyła te trzy osoby, jak leżały - opowiedział nam pan Witold z Koryczan, który mieszka w pobliżu miejsca tragedii.
- Psy zaczęły szczekać. Mąż mówi: wstawaj, bo ktoś w sadzie leży. Wyleciał boso - powiedziała inna mieszkanka.
- Całe szczęście, że zięć szedł na ostatku i dał opór samochodowi - powiedział nam teść 45-latka, bo to w jego zięcia miał najpierw uderzyć opel.
Samochód jechał w tym samym kierunku, w którym poruszali się piesi, uderzył ich w plecy. 45-latek ochronił swoim ciałem żonę, córkę i jej kuzynki. Emilki nie zdołał. Jak opowiadali świadkowie, "wstał w szoku i podszedł do córki".
Opel zatrzymał się kilka metrów dalej. Patrol policji szybko dotarł na miejsce, był w pobliżu na interwencji. - Policjanci zastali mężczyznę reanimującego dziewczynkę - mówiła nam Marta Wnuk z policji w Zawierciu.
To był kierowca opla, 19-letni uczeń technikum z innej miejscowości w tym samym powiecie, dzisiaj skazany. Policjanci przejęli od niego akcję reanimacyjną, jednak nie przyniosła ona skutku.
Teść 45-latka widział, jak na miejsce przyjechali rodzice Emilki. - Dostali zastrzyki i dopiero się uspokoili - powiedział.
Pan Witold, inny mieszkaniec Koryczan: - Straszne nieszczęście. Emilka miała 13 lat. To koleżanka z klasy mojego wnuczka. Rano zabrali jej ciało. Jej mamę zabrała karetka. Była w szoku.
Do szpitala trafili 45-latek z obrażeniami głowy oraz jedna z kuzynek jego córki.
Zobaczył ich za późno
19-latek wiózł czterech młodszych od siebie pasażerów w wieku 15 i 16 lat. Był trzeźwy.
Przyznał się do spowodowania wypadku, ale nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego do tego doszło. Mówił śledczym, że zauważył grupę pieszych, ale było już za późno, by zahamować lub wykonać jakikolwiek manewr.
Czekał na proces na wolności. Poręczył za niego prezes ochotniczej straży pożarnej - to rzadko stosowane, ale przewidziane w Kodeksie postępowania karnego poręczenie za podejrzanego udzielane przez osobę godną zaufania publicznego.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja