44-letni pan Grzegorz, któremu koronawirus tak nieodwracalnie zniszczył płuca, że konieczny był przeszczep, przeprowadzony w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, we wtorek ma opuścić szpital o własnych siłach.
Pracował w szpitalu zakaźnym w Tychach. Zachorował na COVID-19, mimo że nie miał kontaktu z pacjentami ani z innymi pracownikami. Jest tam szefem sterylizatorni.
Jego historię przedstawiono podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Zabrzu. Jest pierwszym polskim pacjentem, któremu przeszczepiono płuca z powodu powikłań po COVID-19.
Jak opowiadali lekarze, pierwsze objawy pacjent miał 10 czerwca. 9 dni później dostał wynik pozytywny testu na koronawirusa. 20 czerwca rano stał się pacjentem swojego szpitala. Miał silne duszności i jego stan się pogarszał. Tego samego dnia wieczorem przeniesiono go z oddziału otolaryngologii na oddział intensywnej terapii z obustronnym zapaleniem płuc. Mimo leczenia w 9. dobie zmiany objęły już 90 procent miąższu płucnego. W 13. dobie nie pomagał mu już respirator. Szpital w Tychach nawiązał kontakt ze szpitalem uniwersyteckim w Krakowie, gdzie pacjent trafił 2 lipca.
Życie pana Grzegorza udało się uratować dzięki współpracy lekarzy trzech ośrodków – Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach, gdzie był leczony w pierwszym etapie, Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, gdzie leczono go za pomocą ECMO, nazywanego sztucznymi płucami, oraz Śląskiego Centrum Chorób Serca.
Dr hab. n. med. Marek Ochman, koordynator oddziału transplantacji płuc w ŚCCS, podkreślił, że pacjent, nie licząc nadwagi, był sprawny fizycznie. - Jego płuca były strasznie zniszczone. Przypominały wątrobę, czyli narząd, który nie służy do oddychania. Były twarde, niewymieniające tlenu, absolutnie bezwartościowe - powiedział.
- Czuję się bardzo dobrze – zapewnił dziennikarzy pan Grzegorz. - Dziękuję wszystkim zespołom za uratowanie mi życia – dodał.
Autorka/Autor: mag\kwoj
Źródło: TVN 24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Stącel