Ulicami Katowic przeszedł VI Marsz Równości. W tym roku dołączyli do niego aktywiści z Odessy w Ukrainie. Jeden z organizatorów powiedział w rozmowie z naszą reporterką, że uczestnicy chcą pokazać, że nie będą znikać, dlatego, że "ktoś ma problem z akceptacją i zrozumieniem, że świat nie jest czarno-biały".
- To pierwszy marsz równości od pandemii. Jest wyjątkowy również dlatego, że w tym roku dołączyło do niego Odesa Pride (czyli ukraińscy aktywiści społeczności LGBT – przyp. red.) – mówiła w sobotę (3 września) na antenie TVN24 nasz reporterka Małgorzata Marczuk.
Była w Katowicach, gdzie ulicami miasta przeszedł VI Marsz Równości.
Żeby "wypełnić Katowice tęczą" i wyrazić solidarność z Ukrainą
- Jest tu prawie cztery tysiące osób. Aczkolwiek wydaje mi się, że trochę więcej – stwierdził, rozmowie z naszą reporterką, jeden z organizatorów marszu Przemysław Walas ze Stowarzyszenie Tęczówka.
Dodał, że uczestnicy "wypełniają Katowice tęczą" i wyrażają solidarność z Ukrainą i tamtejszą społecznością LGBT.
- Zależy nam na tym, żeby mieszkańcy naszego miasta, całego regionu, a podejrzewam że też i całej Polski wiedzieli, że jesteśmy tutaj. Nie zapominajcie o nas. Nie będziemy znikać dlatego, że ktoś ma problem z akceptacją i zrozumieniem, że świat nie jest czarno-biały – powiedział.
Na marszach jest coraz więcej osób
Na pytanie, czy widzi efekty marszów odparł, że przede wszystkim są to efekty liczbowe.
– Jest nas coraz więcej. To największy sukces marszów. Również tego w Katowicach. Jest to okazja, aby społeczność mogła poczuć się bezpiecznie i komfortowo. Dla bardzo wielu - szczególnie młodych - osób jest to jedyna okazja, żeby w zgodzie ze swoją tożsamością i ekspresją przejść przez centrum i nie bać się, że zostanie się pobitym – tłumaczył Walas.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24