- Wszedł od razu za ladę. Kojarzyłam go. Powiedziałam, masz stąd wyjść, tu nie wolno wchodzić. Złapał mnie za włosy i przyłożył mi pistolet do głowy - opowiada ekspedientka. 70-letni klient próbował ją bronić, ale jak dostał pistoletem w twarz, wyszedł ze sklepu i wezwał policję. Ekspedientka nacisnęła pilota przy kluczach, wzywając ochronę. Przyjechali za pół godziny. Do tego czasu ona sama uwięziła napastnika.
Do napaści na sieciowy sklep spożywczy przy ulicy Chorzowskiej w Gliwicach doszło w poniedziałek około godziny 17.
- Dopiero zaczynałam pracę, miałam dostawę. Wykładałam spokojnie towar i wtedy on wszedł, od razu za ladę - opowiada pani Magdalena, ekspedientka.
Rozpoznała go, już kiedyś widziała go w swoim sklepie.
- Powiedziałam, że ma stąd wyjść, bo tu nie wolno wchodzić. No to złapał mnie za włosy, wykręcił rękę i przyłożył mi pistolet do głowy.
Zaczęła się szarpać. Nacisnęła pilot przy kluczach, wzywający ochronę.
Wtedy do sklepu wszedł 70-letni Tadeusz, który wcześniej kupił u pani Magdaleny dwa piwa i był za sklepem.
Obrona
- Usłyszałem krzyk ratunku, pomocy, pobiegłem. Nie myślałem, to był instynkt - opowiada pan Tadeusz. - Napastnik trzymał ekspedientkę za gardło, w drugiej ręce miał pistolet. Ona była biała jak ściana. Rozerwałem ich, ale dostałem tym pistoletem w głowę. Od drzewa się odbiłem i na ulicę. Dobrze, że auta nie jechały.
Pani Magdalena: - Myślałam, że ten pan bardziej będzie mnie bronić. Ale jak sprawca go uderzył, on wyszedł i wezwał policję.
Ściślej: zadzwoniła znajoma pana Tadeusza, którą o to poprosił, bo akurat tamtędy przechodziła.
- Minęły dwie - trzy minuty i przyjechali policjanci. Nie wiem, jak oni otworzyli drzwi - mówi pan Tadeusz.
Otworzyli, bo klucze miała pani Magdalena i była już na zewnątrz.
- Sprawca zażądał od ekspedientki, aby zamknęła sklep od środka. Pani wykonała polecenie, ale nie po myśli napastnika. Wybiegła ze sklepu, zamknęła drzwi od zewnątrz i tym samym uwięziła sprawcę rozboju - potwierdza Marek Słomski, rzecznik policji w Gliwicach.
Drugie życie
A tak opowiada o tym pani Magdalena: wzięłam klucze i powiedziałam, że zamknę sklep. Chciałam go uspokoić, żeby mnie puścił. Podeszłam do drzwi i jak zamknęłam, jak zobaczyłam, że się już uspokoił i poszedł sobie brać pieniądze, otworzyłam szybko sklep, wyszłam, zamknęłam go w sklepie i rozpłakałam się. Nie umiałam nic z siebie wykrztusić. Wiedziałam, że on już nie wyjdzie, że policja przyjedzie i się wszystko skończy.
- Stwierdziłam, że jeżeli nie strzelił na początku, no to już we mnie nie strzeli, dlatego tak odważnie postąpiłam. Dostałam drugie życie. Poprosiłam szefa, żebym była z kimś na zmianie, żebym nie była sama, bo się boję. Co chwilę jakaś rzecz mi to wszystko przypomina.
Atrapa
Policja obezwładniła napastnika. To 36-letni mieszkaniec Gliwic. Nie miał przy sobie broni. Po oględzinach policjanci znaleźli ją na zapleczu. - Była to atrapa, do złudzenia przypominająca broń palną. Pistolet na kulki, ale nie posiadał magazynku - mówi Marek Słomski.
Za rozbój grozi 36-latkowi od dwóch do dwunastu lat więzienia. Wcześniej był karany za inne przestępstwa.
Pani Magdalena: ochrona przyjechała za pół godziny.
Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice