Siedmioletni chłopiec został potrącony w niedzielę wieczorem na osiedlowej ulicy w Gliwicach (woj. śląskie). Mimo reanimacji nie udało się go uratować. - Mieszkał na tym osiedlu, bawił się, wszystko wskazuje na to, że wbiegł nagle przed maskę samochodu - informuje policja. 39-letni kierowca był trzeźwy.
Policja w Gliwicach pod nadzorem prokuratury prowadzi śledztwo w sprawie wypadku, w którym zginął siedmioletni chłopiec.
"Mieszkał tam, bawił się, wbiegł nagle przed maskę"
Przed godziną 18 w niedzielę dziecko wpadło pod koła fiata 500 L na ulicy Czernego w Gliwicach. To osiedlowa ulica wśród bloków, parkują na niej samochody. Maksymalna prędkość wynosi tu 30 kilometrów na godzinę.
- Chłopiec mieszkał na tym osiedlu. W tym wieku nie musiał być pod opieką rodziców. Prawdopodobnie bawił się na podwórzu. Wszystko wskazuje na to, że wbiegł nagle przed maskę samochodu - mówi Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.
To wstępne ustalenia na podstawie zeznań świadków, będą one weryfikowane w śledztwie.
39-letni kierowca fiata, mieszkaniec Gliwic, był trzeźwy. Jak mówi Słomski, nic nie wskazuje na to, że jechał za szybko.
Na miejscu były karetki pogotowia i śmigłowiec medyczny. Mimo wysiłku ratowników nie udało się przywrócić chłopcu funkcji życiowych. Dziecko zmarło.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Nowiny Gliwickie