Wciąż nie są znane przyczyny tragicznego pożaru w Rajczy Nickulinie pod Żywcem, który w nocy 2 lipca strawił drewniany dom. Zginęli 11-miesięczny Krystian i niespełna dwuletni Patryk. Zatruli się tlenkiem węgla. Budynek spłonął doszczętnie.
Prokuratora okręgowa w Bielsku-Białej, która prowadzi śledztwo, postawiła pierwsze zarzuty. Usłyszeli je 22-letnia Karolina i 30-letni Dominik. Matka i ojciec ofiar pożaru.
- Podejrzani są o bezpośrednie narażenie na utratę życia lub zdrowia oraz nieumyślne spowodowanie śmierci osób, które powinny przebywać pod ich opieką - mówi Jacek Boda, rzecznik bielskiej prokuratury.
I wyjaśnia: - Rodzice w chwili pożaru byli nietrzeźwi i już to powoduje, że nie byli w stanie sprawować właściwej opieki nad dziećmi. Po wybuchu pożaru opuścili też dom, nie pomogli dzieciom.
Śledczy na razie nie ujawniają, ile promili alkoholu w organizmie mieli rodzice. Jak podawaliśmy w pierwszej informacji o tragedii, czekali na straż pożarną przed płonącym domem. Opuścili go wraz z najstarszym synem, 4-letnim Oskarem. Oboje, prócz chłopca, trafili do szpitala z poparzeniami, ale już są w domu (mieszkają u babci pana Damiana).
- Wypiłem tego dnia 2 - 3 piwa, pracując w ogródku. W nocy obudził mnie dym. Wyniosłem z domu Karolinę i Oskara i wróciłem po najmłodszych synów. Ale w kuchni już był taki dym, że nie dało się wejść - opowiedział nam dzisiaj z płaczem pan Damian.
Najbliższa rodzina pogorzelców, która mieszka obok nich opowiadała wcześniej w "Dzienniku Zachodnim", że chcieli wbiec z powrotem po dzieci, ale pożar był ogromny.
- Słyszałam tylko, jak Damian krzyczał: ratunku, ludzie, ratujcie! A Oskar płakał wniebogłosy. Z domu wszędzie buchał ogień. Chcieliśmy wbiec po wnuki, ale gdy tylko otworzyliśmy drzwi, to tak buchnęło ogniem, że nie można było kroku zrobić, człowiek by się spalił - opowiadała prababcia chłopców.
Pradziadek: - Tam wewnątrz było wszystko w drzewie. Na dole salon, a w nim słupy drewniane, porządne, lakierowane. I meble stare, antyki. Jak się chwyciło, to wszystko płonęło.
"Nie sądźmy, a nie będziemy sądzeni"
Rodzicom grozić może od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Zostali objęci policyjnym dozorem. Jak informuje prokurator, ojciec przyznał się do winy, matka nie.
- Nie sądźmy, a nie będziemy sądzeni - mówi Kazimierz Fujak, wójt Rajczy, który apeluje o wsparcie dla pogorzelców. - Niech każdy we własnym sumieniu rozważy, czy pomagać. Ale nie oceniajmy, póki wszystkiego nie wyjaśniono. To są na razie tylko przypuszczenia. I nie wiadomo, jakbyśmy się na ich miejscu wtedy zachowali. Tak czy inaczej tych ludzi dotknęła ogromna tragedia.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24