Nawet dożywocie grozi Dariuszowi P. podejrzanemu o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób swojej żony i czworga dzieci. Dzięki opinii biegłych, którzy uznali, że mężczyzna był poczytalny, prokuratura może skończyć postępowanie. Głos w tej sprawie zabrał pełnomocnik rodziny zmarłej kobiety. Jak mówił, rodzinie zależy na poznaniu prawdziwego przebiegu tragicznego zdarzenia.
Biegli po przeprowadzonej obserwacji psychiatrycznej orzekli, że Dariusz P., podejrzany o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga członków najbliższej rodziny, był w chwili przestępstwa poczytalny. Oznacza to, że mężczyzna może odpowiadać karnie i śledztwo w sprawie tej tragedii nie zostanie umorzone. Jak informował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński, akt oskarżenia powinien trafić do sądu na początku marca. Dariusz P. będzie przebywał w areszcie do 26 marca.
Może mu grozić nawet dożywocie.
Dramat rodziny
- Rodzina podtrzymuje swoje stanowisko z kwietnia tego roku, w którym stwierdziła, że zależy jej na poznaniu prawdziwego przebiegu zdarzeń z maja 2013 r., bez względu na ciężar gatunkowy tego, co tam się zdarzyło - oświadczył Bartosz Sapota, pełnomocnik rodziny. Zaznaczył przy tym, że reprezentuje jedynie rodzeństwo oraz rodziców zmarłej kobiety, żony Dariusza P. - To słowo "spokój" nie jest oderwane od rzeczywistości. Emocje opadły, bo minął ponad rok od zdarzenia - podkreślił. Przyznał, że członkom rodziny nadal towarzyszy smutek. - Oni stracili piątkę, a właściwie szóstkę najbliższych osób - wyjaśnił.
Nie był w stanie powiedzieć, czy rodzina będzie dochodziła wyłączenia jawności procesu, jednak jego zdaniem bardzo prawdopodobne, że tak się stanie.
- Sprawa jest wielkiej wagi, więc wydaje się jednak sensowne, by stanowisko prokuratury zawierało wniosek o utajnienie postępowania - dodał.
W najbliższym czasie pełnomocnik ma się zapoznać z aktami sprawy, dopiero potem zapadnie decyzja, czy będą oskarżyciele posiłkowi.
Jak dodał, członkowie rodziny, których reprezentuje "wierzą w wymiar sprawiedliwości, niezależnie od wymierzonej przez sąd kary".
Dariusz P. i śmierć w płomieniach
Do tragedii doszło w maju 2013 roku. W pożarze domu jednorodzinnego w Jastrzębiu Zdroju (woj. śląskie) zginęło pięć osób: matka i czworo dzieci. Przeżył jedynie najstarszy syn. Dariusza P. nie było wówczas w domu. Jak twierdził, był w oddalonym o kilka kilometrów warsztacie stolarskim.
Policja szybko ustaliła jednak, że kłamał: gdy wybuchł pożar, jego telefon logował się w okolicach domu. Co więcej, Dariusz P. podczas śledztwa przyznał, że sam wysyłał sobie SMS-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości. Przyznanie się do utrudniania śledztwa nie oznacza, że podejrzany potwierdził pozostałe poważniejsze zarzuty. Dariusz P. Konsekwentnie twierdził, że to nie on zabił swoją rodzinę.
Także opinia biegłych z zakresu pożarnictwa jednoznacznie wskazywała, że pożar nie był nieszczęśliwym wypadkiem. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było śladów włamania.
Ubezpieczenie przed wypadkiem
Mężczyzna został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.
Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. Miesiąc przed pożarem Dariusz P. ubezpieczył żonę na ponad milion złotych na wypadek śmierci. Chciał też wykupić polisę dla dzieci, ale ubezpieczyciel odmówił.
W czerwcu gliwicki sąd uwzględnił wniosek prokuratury i zgodził się na umieszczenie Dariusza P. na obserwacji psychiatrycznej w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu. Trwała ona osiem tygodni i zakończyła się w październiku. Od tego czasu biegli przygotowywali ekspertyzę, która - jak dowiedzieli się nieoficjalnie dziennikarze "Uwagi!" TVN - ostatecznie wskazywała na poczytalność Dariusza P.
Do tragedii doszło w maju 2013 r. w Jastrzębiu-Zdroju:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: rf / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24