Policja domagała się ukarania uczestnika protestu kobiet za przeklinanie i przechodzenie w miejscu niedozwolonym. Sąd pierwszej instancji uznał go winnym tylko drugiego czynu i nie wymierzył kary. Policja odwołała się od tego wyroku. W drugiej instancji uczestnik protestu został oczyszczony z obu zarzutów.
Sąd Okręgowy w Częstochowie uniewinnił dzisiaj Ryszarda Raczka, ściganego przez policję za przeklinanie i przechodzenie w miejscu niedozwolonym. Mężczyzna miał popełnić te wykroczenia na proteście kobiet przeciwko opublikowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który odbył się 23 października 2020 roku w Częstochowie. Wyrok jest prawomocny.
Miłosz Kościelniak-Marszał, obrońca Raczka, powiedział nam po ogłoszeniu wyroku, że jest bardzo usatysfakcjonowany. - Apelacja teoretycznie na niekorzyść pana Raczka, przyniosła dla niego skutek odwrotny i okazała się korzystna. Obwiniony został uniewinniony od zarzucanych mu czynów, a oskarżyciel został obciążony kosztami – stwierdził.
Obrona: emocja uzasadniona powszechnym poruszeniem
Już sąd pierwszej instancji uznał, że Raczek nie popełnił wykroczenia, przeklinając. Orzekł za to, że mężczyzna zawinił, przechodząc w miejscu niedozwolonym. Ale odstąpił od wymierzenia kary. Zobowiązał pana Ryszarda do przestrzegania zasad ruchu drogowego.
Od tego wyroku odwołał się oskarżyciel publiczny – komenda miejska policji w Częstochowie. Policja domagała się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy.
- Nie wiem, czy jest coś obelżywego w słowie "tchórze", być może dla kogoś jest to obraźliwe, ale nie jest to słowo wulgarne – mówił na czwartkowej rozprawie Miłosz Kościelniak-Marszał, obrońca Raczka. - Słowo "w*********ć" jest dosyć powszechnie używane w języku politycznym, także w debacie publicznej. Pan Raczek był uczestnikiem demonstracji, w której wszyscy tego słowa używali, trudno dopatrywać się tu społecznej szkodliwości, która nakazywałaby interwencję sądu – mówił.
Przypomniał, że sąd rejonowy, rozpatrując tę sprawę, zwrócił uwagę, że "w debacie publicznej i podczas manifestacji słowa zawsze są zbyt daleko posunięte". Stwierdził też, że policjanci jako funkcjonariusze publiczni muszą się liczyć także z tym, że takie słowa będą kierowane do nich. - Protest był odpowiedzią na sytuację, która była powszechnym poruszeniem w kraju. W tym przypadku ta emocja była uzasadniona i nie była szkodliwa społecznie – argumentował Kościelniak-Marszał.
Odnosząc się do drugiego zarzutu, czyli przechodzenia w miejscu niedozwolonym, obrońca znowu powołał się na stwierdzenia sądu pierwszej instancji, że "policjanci nie reagowali na przewinienia innych osób, a dopiero analizując nagranie podjęli kroki".
- W cywilizowanym kraju, gdzie prawo do protestu jest elementarną wartością policjanci, nie powinni utrudniać przeprowadzania jej. Nie podjęli żadnych kroków, aby ułatwić przebieg manifestacji. Nie stało nic na przeszkodzie, by przekierować ruch z jezdni gdzie indziej. Tymczasem policja zachowała ruch, aby później móc stosować wobec manifestacji ruch mrożący. Jest to sposób blokowania protestu przez policję – stwierdził adwokat. Na koniec wniósł o uniewinnienie Raczka.
Oskarżony: przechodziłem, by udzielić pomocy
Ryszard Raczek wyjaśniał w sądzie, dlaczego przechodził przez ulicę: - Policja maltretowała młodego człowieka, tam padły słowa "wypuście chłopaka", więc ja udałem się tam w celu udzielenia mu pomocy. Przepisy ruchu drogowego mówią o tym, że jeżeli do przejścia jest dalej niż sto metrów, to uczestnik może przejść w miejscu niedozwolonym w szczególnych przypadkach. Myślałem, że chłopaka atakują członkowie organizacji (narodowej – przyp. red), którzy rzeczywiście tam się grupowali. Moje domniemanie, że muszę udzielić człowiekowi pomocy znajduje usprawiedliwienie w artykule 16 Kodeksu wykroczeń, ponieważ moje czyny były popełnione dla dobra wyższego.
Sąd: słowa Raczka znaczyły "precz"
Sąd podzielił stanowisko obrony. Nie tylko odrzucił apelację, ale uniewinnił Raczka od drugiego zarzutu – przechodzenia przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. Uchylił także orzeczenie o zobowiązaniu do przestrzegania zasad ruchu drogowego.
- W ocenie sądu zachowanie Ryszarda Raczka cechuje brak społecznej szkodliwości, w nadzwyczajnych okolicznościach zrealizował je jako obywatel chroniony konstytucją – uzasadnił sędzia Sławomir Brzózka. - Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego jest w sprawie, która jest od lat tematem debaty publicznej, jedna ze stron uważa, że przerwanie ciąży realizowało praktyki eugeniczne, druga strona uważa, że jest to ograniczanie wolności. Wyrok spowodował powszechne w całym kraju manifestacje, miały one charakter spontaniczny i pokojowy. W tych okolicznościach Ryszard Raczek miał prawo wyrazić swoje zdanie. Słowo użyte przez Raczka na proteście miało jedno wyraźne znaczenie: "precz". Ryszard Raczek podobnie jak setki obywateli nie miał zamiaru naruszyć porządku publicznego i narazić wzorców kultury – orzekł sędzia.
Jak mówił, z zachowanego nagrania można zaobserwować, jak Raczek przechodzi z rowerem w miejscu niedozwolonym. Widać także innych manifestantów, chodzących po trawnikach. - Tłum zebrał się celem wyrażenia swojej racji – mówił sędzia. - Takie zgromadzenia mogą prowadzić do nieintencjonalnego nieprzestrzegania przepisów ruchu drogowego.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24