Policjanci, strażacy, goprowcy szukali w niedzielę pod szczytem Szyndzielnia 11-letniego chłopca. Matka zostawiła go na szlaku i wróciła do schroniska po młodszego syna. Była godzina 15. Starszy syn miał czekać, ale ruszył w dół. Znaleźli go turyści.
W niedzielę kilkanaście minut po godzinie 16 policja została zawiadomiona o zaginięciu 11-letniego chłopca w okolicy góry Szyndzielnia w Beskidzie Śląskim. O 16.45 do poszukiwań włączyła się straż pożarna. W akcji brało także udział Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ratownicy przyjechali z goprówki z Klimczoka i ze Szczyrku.
Jak doszło do zaginięcia 11-latka?
Matka wróciła do schroniska po młodszego syna
Z relacji Sławomira Kocura, rzecznika policji w Bielsku-Białej, wynika, że chłopiec spacerował po górach z siedmioletnim bratem i mamą. - Szli zielonym szlakiem przez Szyndzielnię w kierunku Dębowca - mówi Kocur. - Dzieci wyprzedziły mamę. W pewnym momencie straciła ich z oczu..
Kobieta goniła synów. Okazało się jednak, że na szlaku jest tylko starszy. - Młodszy został w schronisku na Szyndzielni - mówi Kocur.
Matka wróciła do schroniska po młodszego syna, a starszy miał na nich czekać na Polanie Kamienickiej. Kocur nie umiał nam wyjaśnić, dlaczego się rozdzielili, dlaczego nie poszli po siedmiolatka razem. Możliwe, że 11-latek był już zmęczony wędrówką. Trasa z Polany Kamienickiej do schroniska pod Szyndzielnią to kilka minut spaceru, ale ostro pod górę.
Polana to dość rozległy, otwarty teren między schroniskiem a górną stacją kolei linowej. Przewija się tam sporo turystów. Szyndzielnia jest najchętniej odwiedzanym szczytem w Beskidzie Śląskim.
Było około 15. Po około pół godziny kobieta wróciła z siedmiolatkiem na polanę, ale starszego syna tam już nie było. Szukała go na własną rękę, w końcu powiadomiła służby.
Starszy syn poszedł dalej sam
Jak się okazało, 11-latek schodził w kierunku Dębowca czerwonym szlakiem, najbardziej popularnym turystycznie, szerokim i najmniej stromym. Tam został napotkany przez turystów. Ci powiadomili służby, że mają ze sobą dziecko.
Jak mówi Kocur, poszukiwania nie zostały w tym momencie przerwane. Trzeba było poczekać, aż turyści zejdą z dzieckiem na dół, żeby mieć pewność, że to ten sam chłopiec. Na szczęście okazał się poszukiwanym 11-latkiem. Akcja zakończyła się po godzinie 18.
Nie zostawiaj nikogo na szlaku
Policja uznała, że matka zachowała się prawidłowo. Przebadała kobietę alkomatem, a gdy ta okazała się trzeźwa, sprawa została zamknięta. Kocur podkreśla, że rozmawiano z kobietą.- To nie była ich pierwsza wędrówka po górach, byli doświadczeni - mówi.
- Zostawianie 11-letniego dziecka samego na szlaku w górach nie jest rozsądne. Ja bym nie zostawił 17-latka ani w ogóle nikogo - mówi Artur Jeziorski z Beskidzkiej grupy GOPR.
Co by radził w takiej sytuacji, gdy jesteśmy w górach sami z dwójką dzieci i jedno znika nam z oczu? - Dzwonić od razu do nas - mówi ratownik. - Jak coś się dzieje na terenie górskim, my powinniśmy być powiadamiani. Prosze się nie bać. Dzwonią do nas ludzie, żeby ich podwieźć, ale my już sami weryfikujemy, co jest błahe, a kiedy potrzebna jest pomoc. I w zależności od sytuacji, od pory roku, budujemy scenariusz, jak działać.
Jeziorski przypomina, że o tej porze roku w górach szybciej robi się ciemno, na szczytach może świecić słońce, ale w dolinach jest zimno, szlaki mogą być oblodzone. Dlatego wybierając się w góry, należy ubrać się ciepło, mieć ze sobą latarkę, najlepiej czołówkę i naładowany telefon plus powerbank.
W telefonie zapisać numery do GOPR: 985 lub 601 100 300.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PSP w Bielsku-Białej