Silny wiatr, padający śnieg, zaspy po pas i widoczność do 20 metrów - takie warunki panowały w sobotę na Babiej Górze. Mimo to turyści wyruszali na szczyt. Goprowcy musieli interweniować trzy razy. Jedną grupę znaleźli po ponad dwóch godzinach po słowackiej stronie góry.
O 15.30 do Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Beskidy w Szczyrku dotarło zgłoszenie od trójki turystów. - Zadzwonili, że są gdzieś w szczytowych partiach Babiej Góry, ale nie wiedzą gdzie - opisuje ratownik górski Tomasz Lipka, który brał udział we wczorajszej akcji pod Babią Górą.
Silny wiatr, padający śnieg, zaspy po pas
- Trójka turystów, dwie kobiety i mężczyzna zgubili szlak, co nie było trudne przy tak kiepskich warunkach atmosferycznych, jakie wczoraj panowały na Babiej Górze - dodaje Lipka.
Był drugi stopień zagrożenia lawinowego. Ale, jak mówi Lipka, nie trzeba było wczytywać się w komunikaty GOPR, by uznać, że nie jest to dzień na zdobywanie Babiej Góry. Wystarczył rozsądek. - Wiał silny wiatr o prędkości ponad 100 kilometrów na godzinę i padał śnieg - wymienia ratownik.
Z powodu opadów widoczność ograniczona była do 10 - 20 metrów. Pod śniegiem znikały ścieżki i oznakowania szlaku. Do tego brnięcie przez zaspy po pas wymagało dobrej kondycji.
Uratowała ich aplikacja "Ratunek"
Na poszukiwanie turystów wyruszyli goprowcy ze schroniska w Markowych Szczawinach. Kontakt z zaginionymi urywał się. Twierdzili, że są w okolicy przełęczy Brona, która znajduje się na wysokości 1412 metrów w północno-zachodniej grani masywu Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. To pół godziny czerwonym szlakiem od Babiej Góry.
Okazało się, że byli w błędzie. Na szczęście mieli w telefonie aplikację "Ratunek", która wskazała ratownikom prawidłową lokalizację.
- Byli na południowej, słowackiej stronie. To duża rozbieżność, druga strona góry. Można powiedzieć, że ta aplikacja ich uratowała - mówi Lipka.
Słowaccy ratownicy w akcji
Goprowcy poprosili o pomoc słowackich kolegów. Dotarli do turystów o 17.50, ponad dwie godziny od zgłoszenia i zaczęli schodzić żółtym szlakiem w stronę Slanej Vody. Dalszą akcję opisała na swojej stronie Horska Zachranna Sluzba.
"Dwóch ochotniczych ratowników kontraktowych HZS z Beskidu Środkowego wyruszyło w teren quadem. Dotarli do grupy polskich ratowników i turystów w rejonie Lávki, skąd wszystkich, pomimo dużej ilości śniegu, przewieziono czterokołowcem do Slanej Vody" - opisuje HZS.
Akcja zakończyła się o godzinie 21.
Jak mówi Lipka, była to najdłuższa akcja w sobotę, ale nie jedyna na Babiej Górze. Wcześniej ratownicy szukali samotnego turystę. Następnie turyści ze schroniska w Markowych Szczawinach zaalarmowali goprowców, zaniepokojeni, że stracili kontakt z kolegą, który wyszedł na babią Górę z 12-letnim synem. - Ojciec i syn wrócili do schroniska sami. Byli bardzo dobrze wyposażeni, mieli nawet nawigację - mówi ratownik.
Na wyposażenie, obok odpowiedniej odzieży i butów, powinien składać się naładowany telefon komórkowy, najlepiej z zainstalowana aplikacją "Ratunek" i powerbank.
W niedzielę warunki turystyczne na Babiej Górze są korzystniejsze, ale nadal utrzymuje się mgła.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: GOPR Beskidy