32-latek, który potrącił trzy rowerzystki w Rajczy (pow. żywiecki), trafi na 3 miesiące do aresztu - tak zdecydował sąd w Żywcu. W chwili wypadku mężczyzna był pijany - miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie. Na miejscu zginęły matka i 7-letnia córka. 14-latka została ciężko ranna. Marcinowi R. grozi do 12 lat więzienia.
Mężczyzna został rano doprowadzony do prokuratury, gdzie spędził około dwie godziny. - Usłyszał zarzut spowodowania wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym z zaostrzoną odpowiedzialnością karną z uwagi na stan nietrzeźwości - poinformowała prok. Alicja Borowska z prokuratury rejonowej w Żywcu.
Sąd przychylił się do wniosku prokuratury o tymczasowe aresztowanie sprawcy wypadku. W areszcie mężczyzna spędzi najbliższe 3 miesiące. - Sąd podjął taką decyzję, bo - jak tłumaczył - występowała tutaj obawa matactwa. Dodatkowo, było zagrożenie wysoką karą, która może czekać Marcina R. - relacjonowała reporterka TVN24, Marta Kupiec.
Sprawcy wypadku grozi do 12 lat więzienia.
Śledczy nie chcą ujawnić, czy 32-letni Marcin R. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Nie wiadomo też jak się tłumaczył. - To jest początkowa faza śledztwa. Nie będę komentować wyjaśnień - powiedziała prok. Alicja Borowska.
Samochód staranował rowerzystki
Do wypadku doszło około godz. 19.30 w sobotę, na prostym odcinku ulicy Ujsolskiej w Rajczy. Kierujący mercedesem vito podczas wyprzedzania stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w trzy jadące prawidłowo rowerzystki: 42-letnią matkę oraz jej 7- i 14-letnie córki. Potem wpadł do rowu.
- Na miejscu zginęła 42-letnia matka. Na skutek odniesionych obrażeń zmarła również 7-letnia dziewczynka. 14-latka została zabrana śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach - relacjonował podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji.
Stan zdrowia nastolatki się poprawia, ale najprawdopodobniej jeszcze przez kilka tygodni pozostanie w szpitalu. Nie przeszła żadnej operacji. - Ma uraz śledziony. Pracują z nią psychologowie - poinformował prof. Janusz Bohosiewicz, kierownik kliniki chirurgii dziecięcej GCZD.
32-latek - sprawca wypadku - też został przewieziony do szpitala. - Odniósł obrażenia, które - jak opisują lekarze - nie zagrażają jego życiu - dodał Gąska.
Odmówił badania alkomatem, pobrano mu więc krew. Po badaniach mężczyzna został wypisany do domu, po czym trafił do policyjnego aresztu. W poniedziałek policja podała wyniki badań krwi, mężczyzna był pijany. Miał w organizmie 2,38 promila alkoholu.
Świadkowie: koszmarny wypadek
Ci, którzy jako pierwsi przybiegli na miejsce wypadku mówią, że najpierw usłyszeli ogromny huk i trzask. - Jadłem kolację. W pewnym momencie zobaczyłem jak bus dosłownie przeleciał w powietrzu - relacjonuje Stanisław Koziołek, który mieszka w pobliżu.
- Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam busa w rowie. Myślałam, że zderzyły się tylko dwa samochody. Później, jak podeszliśmy, zobaczyliśmy dziewczynkę. Nie wiedzieliśmy co robić - dodaje pani Anna.
Dopiero kiedy wybiegli na ulicę, zobaczyli do jak wielkiej tragedii doszło. - Leżał samochód, a pod nim dwie osoby. Okoliczni mieszkańcy też przybiegli. Ja zająłem się tą dziewczyną, która - jak się potem okazało - jest w stanie ciężkim. Rozmawiałem z nią, była przytomna - opowiada Tomasz Margol, który jako jeden z pierwszych próbował udzielić poszkodowanym pomocy.
Twierdzi, że karetka przyjechała dopiero po 35 minutach. - Próbowaliśmy podnieść busa. W 20-30 chłopaków szarpaliśmy to, żeby uwolnić matkę spod tylnego koła. Mam wrażenie, że słyszałem wtedy jej płacz - dodaje.
Z kolei pani Anna, wraz z kuzynką i jednym z kierowców, zajęła się 7-letnią córeczką kobiety. - Wyciągnęliśmy ją na asfalt, na koc, żeby udzielić jak umieliśmy najlepiej pomocy. Uciskaliśmy ją. Ktoś w końcu podbiegł do samochodu, przyniósł ustnik. Robiliśmy sztuczne oddychanie do przyjazdu straży pożarnej - relacjonuje.
Mówi, że kierowca, który spowodował wypadek, najprawdopodobniej "wyleciał przez szybę pasażera do rowu". - Nic nie mówił, tylko leżał odwrócony i oddychał - dodaje pani Anna.
Nie wiadomo jeszcze, co dokładnie było przyczyną utraty panowania nad samochodem przez kierowcę. Najprawdopodobniej 32-latek wpadł w poślizg.
Do wypadku doszło w sobotę, na prostym odcinku ulicy Ujsolskiej w Rajczy:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24