Podczas obsługiwanego przez Air Canada lotu z Toronto do Dublina zaginęła walizka należąca do Donny O'Connor z USA. W bagażu znajdowała się urna z prochami rodziców kobiety, które miały zostać rozsypane w ich rodzinnej Irlandii. Właścicielka walizki szukała jej przez prawie dwa tygodnie. W końcu okazało się, że linie lotnicze omyłkowo odesłały ją do Chicago, skąd O'Connor przyleciała do Kanady.
Amerykanka Donna O’Connor leciała z Chicago do Dublina 30 czerwca. Urnę z prochami rodziców włożyła do walizki, ta trafiła do luku bagażowego. Nie wzięła jej ze sobą na pokład, ponieważ podróżowała z kotem i to jego umieściła w bagażu podręcznym. W Irlandii O’Connor zamierzała rozsypać prochy rodziców na ich rodzinnej farmie.
O’Connor nie leciała do Dublina bezpośrednio z USA - po drodze miała międzylądowanie w Toronto. Stamtąd do stolicy Irlandii podróżowała samolotem linii Air Canada. Na lotnisku w Toronto były duże opóźnienia, pasażerowie lotu do Dublina musieli czekać na pokładzie aż pięć i pół godziny, zanim samolot otrzymał pozwolenie na start.
"Gdzie są moi rodzice?"
Po wylądowaniu w Irlandii O’Connor skierowała się do taśmy bagażowej, gdzie miała odebrać walizkę z prochami rodziców. Spędziła tam trzy i pół godziny, ale jej bagaż się nie pojawił. "Zamiast myśleć: gdzie jest mój bagaż, myślałam: gdzie są moi rodzice?" - powiedziała BBC Amerykanka o irlandzkich korzeniach. Kiedy zdała sobie sprawę, że walizka zaginęła, zgłosiła się do obsługi lotniska i wypełniła odpowiedni dla takich sytuacji formularz. To, jak twierdzi, zajęło kolejne dwie godziny.
Przez kilka dni losy walizki były nieznane. O’Connor przekazała BBC, że codziennie jeździła na lotnisko, by dopytywać, czy pojawiły się jakieś nowe informacje w tej sprawie. Jednego dnia na poszukiwaniach walizki spędzić miała aż 12 godzin.
Szóstego dnia swojego pobytu w Irlandii O’Connor zgłosiła się do redakcji "Irish Independent", by nagłośnić historię zgubionego bagażu. Gazeta skontaktowała się z Air Canada. "Zdecydowana większość naszych klientów dociera na miejsce ze swoimi walizkami. Jednak ostatnio odnotowujemy więcej przypadków zaginięcia bagażu, to zjawisko obserwowane na całym świecie w okresie, gdy branża podnosi się po kryzysie wywołanym przez pandemię COVID-19" - przyznali w oświadczeniu przesłanym "Irish Independent" przedstawiciele linii.
Walizka znalazła się w Chicago
Przełom w sprawie walizki nadszedł wieczorem 11 lipca, prawie dwa tygodnie po feralnym locie. O’Connor otrzymała na pocztę głosową wiadomość od pracownika Air Canada. Poinformował ją, że walizka została odesłana na lotnisko w Chicago. Amerykanka skontaktowała się z liniami, te zapewniły ją, iż wyślą bagaż do Dublina. Tyle że w międzyczasie O’Connor - która w Irlandii planuje spędzić kilka miesięcy - przeniosła się już ze stolicy do hrabstwa County Meath.
Problem odbioru walizki został rozwiązany dzięki uprzejmości pracownika lotniska. Mężczyzna o imieniu Dermot zaoferował, że osobiście dostarczy bagaż kobiecie, i słowa dotrzymał.
Po otrzymaniu urny O’Connor w końcu rozsypała prochy rodziców na należącej do jej rodziny farmie w miejscowości Castlebar w hrabstwie Mayo. "Ulżyło mi, to było coś więcej niż oczyszczenie. Zabrzmi to absurdalnie, ale mogłam w końcu odetchnąć z ulgą i poczuć się normalnie" - podkreśliła cytowana przez BBC kobieta.
Źródło: BBC, "Irish Independent"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock