"To było jak horror". Półtoraroczne dziecko wpadło do studzienki kanalizacyjnej, matka wskoczyła za nim

shutterstock_1136301209
Policjanci wybili szybę w samochodzie, w którym zatrzaśnięte zostało niemowlę (materiał z 8.04.2022)
Źródło: Policja Trzebnica

W brytyjskim Ashford osiemnastomiesięczny Theo podczas spaceru wpadł przez uszkodzony właz do studzienki kanalizacyjnej. Metalowa klapa zatrzasnęła się tuż za nim. Matka chłopca błyskawicznie ją odsunęła i wskoczyła na ratunek.

Niebezpieczna sytuacja miała miejsce w miejscowości Ashford, niedaleko domu babci półtorarocznego Theo. Zdarzenie zostało nagrane na kamerze przemysłowej umieszczonej na jednym z pobliskich budynków.

Jak widać na nagraniu, w pewnym momencie spacerujący z mamą chłopiec ruszył do przodu i nadepnął na niedomkniętą pokrywę studzienki, po czym wpadł do kanalizacji. Metalowa klapa zatrzasnęła się tuż za nim. Amy Blith w jednej sekundzie usunęła ją na bok i zeskoczyła na dół, by ratować dziecko. – W pierwszej chwili pomyślałam: o mój Boże, on nie żyje – przyznała cytowana przez "The Independent" kobieta.

Błyskawiczna akcja ratunkowa przyniosła skutek. Kobiecie udało się wyciągnąć dziecko ze studzienki. Chłopiec, który runął w dół z wysokości mniej więcej półtora metra, został przewieziony do szpitala. Jak podaje "The Independent", lekarze zdiagnozowali u niego "łagodny wstrząs", ale badania nie wykazały żadnych złamań ani innych poważnych urazów. Dwudziestotrzylatka zapamiętała, że po upadku Theo był w szoku i nawet nie płakał.

– To mogło się skończyć o wiele gorzej. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby to głowa uderzyła o beton jako pierwsza. On runął dosłownie na samo dno. To było jak horror – powiedziała Blyth, która na co dzień jest trenerką personalną.

Feralna studzienka znajduje się w obrębie publicznego chodnika, którym zarządza firma Southern Water. Amy Blyth ma pretensje o to, że jej pracownicy nie zainteresowali się usterką. – Gdyby Theo lub inne dziecko bawiło się tam samo, moglibyśmy go nie odnaleźć – dodała. Władze przedsiębiorstwa przeprosiły 23-latkę. Ustalają, kto ponosi odpowiedzialność za niedzielne zdarzenie.

Czytaj także: