Tempo w tym wyścigu nie jest szaleńcze, ale przynajmniej kibice mogą ze spokojem analizować zawody. Tak jest, kiedy na starcie stają winniczki. W Zielonej Górze już po raz trzeci odbyły się ślimacze Mistrzostwa Polski.
Zawodników było w sumie 65 - spokojnych i zrelaksowanych, bo sezon polowań na winniczki już się skończył. Trasa, jaką mieli do przebycia, wynosiła zaledwie metr. Rekord tym razem jednak nie padł (najlepsi pokonują tę odległość zaledwie w 8 minut i 12 sekund), ale dobrej zabawy nie zabrakło.
Winniczek Ignacy z numerem 16 na skorupie już na starcie stracił głowę, a może skorupę dla pełzającej obok winniczki, próbując wejść na rywalkę w wyścigu. I trudno się dziwić, bo w tej gonitwie znalazł się przypadkiem. Znaleziony przez Oliwię na łące dziadka, w ostatniej chwili zastąpił wyścigowego Kajtka.
- Dostał kontuzji od psa sąsiada - tłumaczy Oliwia, właścicielka wyścigowych ślimaków Kajtka i Ignacego.
Twarde reguły
Zachowanie takie jak winniczka Ignacego wyklucza ślimaka z zawodów. - Dyskwalifikacja jest wtedy, gdy jeden ślimak wejdzie na drugiego i ten będzie musiał nieść podwójny ciężar - mówi Paweł Czarnecki, sędzia wyścigu ślimaków.
Wyścigi ślimaków, które Jakub Nagórski, organizator Festiwalu Kultury Absurdalnej określa mianem absurdalnych, cieszą się sporym zainteresowaniem. Oprócz Zielonej Góry zorganizowały je również Katowice.
Są też ślimacze sprinty organizowane na specjalnie konstruowanych - prawie lekkoatletycznych bieżniach. A relacje z tych wyścigów można znaleźć w internecie.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn