Kilka dni temu internet obiegła historia psa porzuconego na stacji kolejowej w Szkocji. Teraz głos zabrała kobieta, która pozostawiła zwierzaka z walizką pełną jego zabawek i jedzenia. Przekonuje, że pies stał się ofiarą nieudanej internetowej transakcji.
Pies rasy shar pei wabiący się Kai został znaleziony 2 stycznia na stacji Ayr w hrabstwie South Ayrshire w Szkocji. Widok czworonoga przywiązanego do poręczy poruszył tysiące internautów na całym świecie. Teraz do kobiety, która miała porzucić zwierzę dotarli dziennikarze szkockiego dziennika "The Daily Record".
39-letnia Fin Rayner tłumaczy, że przyjechała do miasta w odpowiedzi na ogłoszenie o sprzedaży psa, które znalazła w internecie. I opisała, w jakich okolicznościach Kai trafił w jej ręce.
Coś się nie zgadzało
- Jego właściciel wybiegł do mnie z pojemnikiem na jedzenie i psem na smyczy. Od razu widziałam, że coś jest nie tak, bo zwierzę było nieco wychudzone i wyglądało inaczej niż na zdjęciu w ogłoszeniu - opowiada kobieta.
- Wtedy powiedziałam, że chcę się z nim przejść na spacer. Właściciel się zgodził, pod warunkiem, że zostawię mu 150 funtów na wypadek, gdybym nie wróciła - dodaje.
Po tej wymianie zdań mężczyzna miał nagle wsiąść do samochodu i odjechać.
Dog abandoned with suitcase at Ayr station was left by woman after website sale went wrong http://t.co/gmlKrRbejA pic.twitter.com/7vhicoA2SU— The Daily Record (@Daily_Record) styczeń 10, 2015
"Nie zrobiłam nic złego"
Zaskoczona kobieta nagrała mężczyźnie wiadomość, by wrócił po swojego psa. - Właściciel jednak jak dotąd nie oddzwonił - relacjonuje Fin. I przyznaje, że spanikowała.
- Musiałam zdążyć na ostatni pociąg, a byłam z 9-letnią córką, która choruje na astmę. Chciałam nawet psa zabrać ze sobą, ale syn zadzwonił i powiedział, że jego zdjęcie w ogłoszeniu to jakaś fikcyjna fotografia sprzed paru lat - kontynuuje Rayner.
Wtedy kobieta zdecydowała, że zostawi psa na dworcu. Pracownikowi kolei powiedziała, że zwierzę nie należy do niej. Dodała, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo upewniła się, że Kai jest bezpieczny.
Internauci krytykują
Tłumaczenia kobiety nie przekonały jednak internautów, których poruszył los czworonoga.
"Fin Rayner, psów się nie porzuca. Mam nadzieję, że twoje dzieci postąpią z tobą tak samo. Głupia k***. Nie zasługujesz na psa" - napisała jedna z użytkowniczek. "Wstydzę się, że jesteśmy tej samej narodowości" - dodaje inny internauta.
#Fin Rayner, you don't leave a dog. Hope your kid deals with you in the same way. Dumb C*. You don't deserve a dog.— Linda Kimmelman (@Linda_Kimmleman) styczeń 10, 2015
Fin Rayner is a disgusting human being. Hope she rots. Call the SPCA idiot.— Samantha MacKenzie (@Sammalla) styczeń 9, 2015
#Fin Rayner. Stupid, fugly, moronic creature who I am ashamed to share nationality with.— Sesquipedalia (@1Sesquipedalia) styczeń 9, 2015
Pod opieką
Kai, który naprawdę wabi się Pluto, jest teraz w rękach Szkockiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. "Czekają na niego oferty nowego domu z całego świata" - mówią przedstawiciele towarzystwa.
W ciągu kilku dni udało im się uzbierać już ponad 2,5 tys. funtów (ok. 13,5 tys. złotych) na opiekę nad psem, do czasu aż ten nie trafi do nowego właściciela.
Read Kai's story: http://t.co/IzwWic0CFP #AdoptDontBuy pic.twitter.com/YGnFGRSbD3— PETA UK (@PETAUK) styczeń 9, 2015
Autor: ts//rzw / Źródło: dailyrecord.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: Twitter | Daily_Record, PETAUK