Co się stanie z moim ciałem po śmierci? Takie pytanie stawiało i stawia sobie wielu ludzi. Nie bez powodu najsłynniejsze budowle świata były nieraz wielkimi grobowcami. Wystarczy wspomnieć egipskie piramidy czy Taj Mahal. Teraz przyszedł czas na pochówek w kosmosie!
Amerykańska firma Space Services Inc. jest wyjątkowa pod wieloma względami. Poza naukową pracą nad specjalistycznymi zagadnieniami dotyczącymi komunikacji i pogody kosmicznej, firma oferuje m.in. usługę, pozwalającą na nazwanie własnej gwiazdy. Jest to co prawda tylko symboliczny wpis do bazy danych firmy, ale kto z nas nie chciałby mieć gwiazdy z imieniem bliskiej osoby? Albo i własnym...
Wyżej niż najwyżej
Jednak nie ta usługa jest najciekawszą ofertą nowatorskiej firmy. Największym jej osiągnięciem jest przeprowadzanie pogrzebów w przestrzeni kosmicznej. I to za nie wygórowaną cenę, zaczynającą się od 695 dolarów (przy obecnym mocnym kursie złotówki to poniżej 1500 zł) za krótki przelot w stanie zerowej grawitacji.
Jak to wygląda?
Jeśli jednak ktoś ma nadzieję, że jego ciało zostanie w całości wysłane na inną planetę, to musi poczekać zapewne jeszcze kilka(set?) lat.
Jak dotąd możliwe jest przetransportowanie w kosmos najwyżej kilku gramów prochów zmarłej osoby. W najtańszej wersji zostają one wysłane w krótki lot w strefę bez grawitacji, po czym powracają na Ziemię i są zwracane rodzinom.
Aby kapsuła została dłużej w stanie nieważkości należy już zapłacić co najmniej 2,5 tysiąca dolarów. Wtedy prochy zostaną umieszczone na orbicie okołoziemskiej i pozostaną tam tak długo, jak utrzyma się na niej niosący je satelita. Gdy skończy się paliwo jego silników, prochy rozsypią się w ziemskiej atmosferze wraz z płonącym satelitą.
Na księżyc i dalej...
Im dalej chcemy polecieć, tym więcej musimy zapłacić. Zatem jeśli marzymy o pozostawieniu doczesnego śladu na Księżycu, musimy wydać kilkadziesiąt tysięcy dolarów i poczekać do najbliższego lotu firmy Space Services na to ciało niebieskie. Najbliższy planowany księżycowy pochówek ma nastąpić w 2010 roku.
Najwięcej zapłacimy jednak za wysłanie prochów poza Układ Słoneczny. Chociaż pierwszy taki lot ma się odbyć w 2011 roku, już trwają na niego zapisy.
Wśród gwiazd
Kosmiczny pochówek nie jest wcale niczym nowym. Pomijając oczywiście ofiary misji kosmicznych, pierwszy lot z prochami na pokładzie miał miejsce w 1997 roku. Wtedy to w miniaturowej kapsule znalazły się szczątki m.in. Gene Roddenberryego, twórcy serii "Star Trek", czy Timothy Learyego, guru hipisów.
Dwa lata później odbył się pierwszy pochówek na Księżycu. Spoczęły na nim szczątki jednego z odkrywców komety Shoemaker - Levy 9, która w latach dziewięćdziesiątych zderzyła się z Jowiszem. Prochy Eugene Shoemakera poleciały na Srebrny Glob wraz z księżycową sondą Lunar Prospector, wystrzeloną w styczniu 1999 roku.
Do dziś setki osób zostały "pochowane" w podobny sposób ponad atmosferą Ziemi. Ostatnio co prawda nie powiodło się wysłanie ponad 200 szczątków prywatną rakietą Falcon 1 (CZYTAJ WIĘCEJ). Jednak to, w jakim tempie rozwija się przemysł kosmiczny jest obietnicą, że w przyszłości na prawdę każdy będzie mógł sobie pozwolić na taki pochówek. Jeśli dla kogoś ma znaczenie, co stanie się z jego prochami...
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu