Miała iść na religię i za półtorej godziny być z powrotem w domu, żeby zdążyć do szkoły. Ale nie dotarła ani na katechezę, ani na lekcje. Dziewięcioletnia Beata Radke zaginęła 14 kwietnia 1975 roku. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Kilka lat temu została uznana za zmarłą, ale jej zdjęcia nadal znajdują się w bazach osób zaginionych. Historia Beaty Radke powraca co roku w okolicach 25 maja. Tego dnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego.
Z domu wyszła ok. godz. 8:30. Przykościelna sala katechetyczna przy ul. Pięknej w Poznaniu znajdowała się tylko 800 metrów stamtąd. Beata znała tę drogę na pamięć, ale zawsze ktoś odprowadzał ją na miejsce. Tego dnia jej mama była umówiona do lekarza, tata pracował, a starsza siostra rozchorowała się, więc dziewczynka po raz pierwszy poszła sama. Była ubrana w brunatny płaszcz, niebieski beret oraz spodnie w biało-czarną kratę. Do domu miała wrócić przed godz. 10:00, żeby zdążyć na drugą zmianę lekcyjną do szkoły.
Na lekcję religii nie dotarła, nie pojawiła się też w szkole. Mama 9-latki po powrocie od lekarza od razu zaczęła podejrzewać, że stało się coś złego. Ojciec dziewczynki kilka godzin później zgłosił zaginięcie, ale dyżurujący na komendzie milicjant stwierdził, że córka pewnie po prostu "się zasiedziała" i wróci sama. Rodzice rozpoczęli poszukiwania na własną rękę. Był 14 kwietnia 1975 roku.
Po niemal 50 latach sprawa jej zaginięcia wciąż nie została wyjaśniona. Dziś Beata Radke miałaby 56 lat. Wśród wszystkich osób w Polsce, które zaginęły w wieku kilku lat, jej poszukiwano najdłużej. Za zmarłą uznano ją dopiero w 2012 roku.
Działka i czarna wołga
Swoje poszukiwania rodzina Beaty rozpoczęła od bliskich i znajomych mieszkających na terenie Poznania. Bez żadnego efektu – nikt nie widział dziewczynki, nikt nic nie wiedział. Na drugi dzień po zaginięciu w akcję poszukiwawczą włączyła się milicja. Funkcjonariuszy rozmieszczono też na Osiedlu Grunwald, gdzie mieszkała Beata. Obserwowali oni podwórko i klatki w pobliskich blokach na wypadek, gdyby ktoś odwiózł dziewczynkę.
Sprawdzono też ogródki działkowe w pobliskim Baranowie. Państwo Radke mieli tam działkę, na którą niedługo przed zaginięciem dziewczynki wywieźli jej ukochanego psa. Podejrzewano, że Beata mogła pójść tam, żeby się z nim zobaczyć. Trwał akurat remont prowadzącej na działkę drogi, okolica była rozkopana. Zakładano, że 9-latka mogła ulec wypadkowi. Przeczesując plac budowy, milicjanci natrafili na dwa groby niemieckich żołnierzy. Nie znaleźli jednak żadnego śladu dziewczynki.
Wydawało się, że przełomem będą zeznania koleżanki Beaty, która 14 kwietnia też szła na lekcję religii przy ul. Pięknej. Dziewczynka przekazała, że widziała, jak Radke rozmawiała z dwoma mężczyznami poruszającymi się błękitną warszawą. Nie umiała określić, czy wsiadła do nich z własnej woli, czy została wciągnięta do auta. Zeznania były jednak wiarygodne, dziewczyna dokładnie opisała, jak ubrana była zaginiona. Rodzice Beaty wiązali duże nadzieje z tym tropem, ale okazało się, że prowadzi donikąd.
Podobnie jak zeznanie o czarnej wołdze, w której inny świadek miał widzieć Beatę. Podał nawet numery rejestracyjne. Okazało się, że właścicielem samochodu jest mężczyzna z Pucka karany w przeszłości za przestępstwa na tle seksualnym. W dodatku jego nazwisko w pisowni niewiele różniło się od nazwiska Beaty. Mieszkaniec Pomorza został zatrzymany, ale miał mocne alibi.
Ciało ukryte w przęsłach wiaduktu?
W tamtym okresie w okolicach Lasu Dębińskiego, czyli około pięciu kilometrów od osiedla Grunwald, uprowadzonych zostało kilka dziewczynek. Ustalono, że porwał je ten sam sprawca. Mężczyzna został zatrzymany, a jego zeznania wskazywały na to, że może mieć związek z zaginięciem dziewięciolatki. Ale gdy usłyszał od jednego z milicjantów, że "za Beatkę będzie wisieć", przestał odpowiadać na pytania i zaczął zasłaniać się problemami psychicznymi.
Inny poznański pedofil przyznał się nawet do zabicia dziewięciolatki. Gubił się jednak w zeznaniach, a w trakcie wizji lokalnej nie był w stanie wyjaśnić, w jaki sposób zamordował dziewczynkę i gdzie ukrył jej ciało. Później wycofał się z przedstawionej wcześniej wersji i przyznał, że szczegóły zbrodni znał jedynie z gazet. Nie do końca wiadomo, w jakim celu przypisywał sobie zabójstwo.
Henryk Radke, ojciec Beaty, przyznawał po latach, że w pewnym momencie to on stał się jednym z głównych podejrzanych, przynajmniej w oczach opinii publicznej.
Za najbardziej prawdopodobną milicja uznała jednak wersję, wedle której Beata Radke miała zostać wykorzystana seksualnie i zamordowana, a jej ciało ukryto na placu budowy. Nie chodzi jednak o okolice wspomnianej drogi prowadzącej do Baranowa, tylko budowany wówczas na pograniczu Poznania wiadukt Franowo, będący częścią tzw. trasy katowickiej. Zwłoki dziewczynki miały zostać zabetonowane. Milicja wystąpiła nawet o zgodę na częściową rozbiórkę mostu, jednak władze jej nie wydały. Podobno istnieją zdjęcia, na których widać przebijający się przez beton zarys ciała. Pojawił się też trop prowadzący na wysypisko śmieci na Marcelinie. Milicjanci przeszukali zalegające tam śmieci, ale nie znaleźli żadnych śladów Beaty.
Nadal figuruje jako zaginiona
Beata Radke uznawana jest za najdłużej poszukiwane dziecko w Polsce. Choć od jej zaginięcia minęło już 47 lat, profil poznanianki wraz z portretową progresją wiekową wciąż figuruje w rejestrze osób zaginionych Fundacji Itaka. Ale wiarę w jej odnalezienie straciła nawet rodzina. Pod koniec 2011 roku Henryk Radke wystąpił do sądu o uznanie córki za zmarłą. Po trzech miesiącach tak się stało.
Pan Henryk ma 88 lat i nadal mieszka na osiedlu Grunwald. W przeszłości media kilka razy pisały o jego śmierci, ale była to pomyłka. Nie żyją za to jego żona i starsza córka, ta, która rozchorowała się w dniu zaginięcia Beaty. W kwietniu tego roku z Henrykiem Radke rozmawiali dziennikarze Radia Zet.
– Ja byłem u jasnowidzów, byłem też u Jackowskiego. Powiedział jeden, że tutaj, jak przechodziła przy piaskownicy, to ją ktoś zabrał. Ale nie chcę w to wierzyć, przecież tu cały czas są dzieci, ludzie z okien wszystko widzą i słyszą. Mówili, że wziął córkę do siebie domu i ją zgwałcił, potem gdzieś ukrył zwłoki. Inny powiedział, że żyje, jest daleko wywieziona i że Beata odezwie się, ale bardzo, bardzo późno – wspominał ojciec zaginionej dziewczynki.
Historię Beaty Radke media przypominają zwłaszcza w okolicach 25 maja. Tego dnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego. Ustanowił go 1983 roku ówczesny prezydent USA Ronald Reagan. Skłonił go do tego przypadek 6-letniego Etana Patza z Nowego Jorku, który zniknął cztery lata wcześniej. Chłopca nie odnaleziono, ale dzięki szeroko zakrojonym poszukiwaniom do domu wróciło kilkoro innych dzieci, m.in. 17-letnia Bonnie. Od 2001 roku Dzień Dziecka Zaginionego obchodzony jest również w Unii Europejskiej, w tym w Polsce.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zaginieni.pl