Rosyjski plan, aby odciąć Ukrainę od tranzytu gazu jest nierealny, ponieważ Unia Europejska będzie dążyć do poszukiwania innych źródeł surowca, niż przyłączy się do proponowanego przez Moskwę gazociągu z Rosji do Turcji - uważają analitycy i źródła branżowe.
W grudniu ub.r., kiedy nastąpiła eskalacja konfliktu we wschodniej Ukrainie, prezydent Rosji Władimir Putin zapowiedział, że Rosja rezygnuje z gazociągu South Stream, który miał zapewnić dostawy do 63 mld m sześc. gazu rocznie z Rosji do Europy Środkowej i Południowej z ominięciem Ukrainy.
Alternatywa dla South Streamu
Rura miała prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. South Stream miał być drugą - po Gazociągu Północnym (Nord Stream) - magistralą gazową z Rosji omijającą Ukrainę.
Putin podkreślił, że projekt South Stream został zamknięty z winy Komisji Europejskiej, która nie dała zielonego światła, a mnożyła przeszkody. Zamiast South Streamu Rosja zaproponowała zbudowanie innej magistrali o takiej samej przepustowości - do Turcji i dalej do granicy z Grecją. Gazociąg znany jako Turkish Stream powinien zacząć działać w 2017 roku i na początku będzie dostarczać gaz tylko do Turcji.
Gazprom zaproponował, aby UE zbudowała własne połączenie do jeszcze nie wybudowanego hubu gazowego na granicy turecko-greckiej, z którego mogłaby otrzymywać 50 mld m sześc. gazu rocznie. Pomysł ten spotkał się jednak ze sceptycyzmem Brukseli.
- Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby firmy pracujące na kontraktach długoterminowych, wykraczających daleko poza 2019 rok, po prostu chętnie zamieniły odbiorcę z Ukrainy na Turcję - powiedział w ub. tygodniu Oliver Koch z unijnej komisji ds. energii. Dodał, że wątpi, aby decyzja o rezygnacji z South Streamu była “ostatnim zdaniem Rosji”.
Skąd Europa bierze gaz?
W ub. roku Unia Europejska otrzymała 147 mld m sześc rosyjskiego gazu, czyli ok. 1/3 swoich potrzeb. 60 mld m sześc. z tego gazu przesłano przez Ukrainę. Reszta pompowana była przez Białoruś, istniejący rurociąg do Turcji o nazwie Blue Stream oraz przez Nord Stream, który przechodzi pod Morzem Bałtyckim do Niemiec.
Unia Europejska chce zdywersyfikować źródła dostaw gazu, ale jednocześnie opera się przed kosztami budowy nowych gazowych połączeń. Zwłaszcza, że zobowiązała się już pomóc Ukrainie w zmodernizowaniu jej infrastruktury tranzytowej.
Zarówno Europa jak i Ukraina próbują ograniczyć swoją zależność od Gazpromu. Bruksela wspiera konkurencyjny dla Rosji South Gas Corridor, który ma dostarczać gaz do Europy przez Azerbejdżan.
Moskwa patrzy na Wschód
Z kolei Moskwa przenosi swoją uwagę na Chiny. Ale miną lata, zanim rosyjskie zasoby oraz infrastruktura pozwolą dostarczać Pekinowi tego co potrzebuje. Tak więc relacje z Europą wciąż pozostają dla Putina kluczowe.
Finanse Rosji w znaczniej mierze zależą od jej eksportu energii. Gazprom otrzymuje 2/3 swoich przychodów w twardej walucie głównie ze sprzedaży gazu do Europy. Koncern szacował wcześniej koszty budowy podwodnej część South Streamu na 19 mld dolarów. Dodatkowo Gazprom potrzebuje także 11 mld dolarów na modernizację krajowego systemu gazowego.
Jedną z opcji dla Europy jest import gazu skroplonego ze Stanów Zjednoczonych. - W tym przypadku kupno LNG z USA może być racjonalnym zabezpieczeniem - powiedział Thierry Bros, analityk Societe Generale. USA planują rozpoczęcie eksportu LNG w 2016 roku.
Gazprom nie ma wyboru
Eksperci twierdzą, że Gazprom na razie nie ma wielkiego wyboru i będzie chciał zachować przynajmniej część swoich szlaków tranzytowych przez Ukrainę. Szczególnie, że naftowy gigant nie znalazł rynków zbytu poza Starym Kontynentem, a gazociąg do Chin będzie gotowy dopiero pod koniec dekady.
- Musimy optymalizować trasy dostawy gazu do Europy. Oczywiście ukraiński tranzyt nie powinien być całkowicie odcięty, jak to sugerował Gazprom - powiedział w ub. miesiącu w Moskwie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szefczovicz.
Autor: ToL//km / Źródło: Reuters