Zadłużenie Polaków rośnie. Jak podaje Krajowy Rejestr Długów, wynosi już 45 miliardów złotych, a w ciągu ostatniego roku wzrosło o 2,8 miliarda złotych. Obecnie do rejestru wpisanych jest już prawie 2,3 miliona osób. W ocenie instytucji problem ten może się pogłębiać.
Jak poinformował Krajowy Rejestr Długów (KRD), liczba dłużników wpisanych do rejestru na koniec sierpnia 2022 roku wyniosła 2 359 865, a na koniec sierpnia 2023 roku - 2 250 235. Mamy więc niewielki spadek liczby zadłużonych wpisanych do KRD - o 109 630 osób.
KRD zaczyna komentarz do zadłużenia Polaków od danych na temat inflacji, która wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie - w sierpniu wynosiła 10,1 proc. Według szacunków analityków we wrześniu ma ona wynosić pomiędzy 8,3 a 8,7 proc. KRD zauważa, że z powodu wzrostu cen Polacy nie odczuwają wzrostu swoich wynagrodzeń (o ile dostają podwyżki).
"Według danych GUS, przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w sierpniu 7363,57 zł i było niższe w porównaniu do lipca br. Niepokój budzą też dane KRD, z których wynika, że w ciągu 12 ostatnich miesięcy wzrosło też o 2,8 mld zł łączne zadłużenie konsumentów. Prognozy na najbliższe miesiące nie wróżą dobrze naszym portfelom" - zauważa KRD.
- Niestety mam duże obawy, że problem będzie się pogłębiał. Inflacja co prawda wykazuje tendencję spadkową, ale nadal jest bardzo wysoka, a przede wszystkim znacznie bardziej odczuwalna niż wzrost płac. Konsumenci mają coraz mniej pieniędzy w portfelu. Niewielki wzrost PKB i sygnały o pogarszającej się koniunkturze też nie rokują dobrze, jeśli chodzi o wzrost wynagrodzeń w najbliższym czasie - wskazuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Łącki zwraca uwagę także na fakt, że wciąż nie wiadomo, czy i w jakim zakresie zostaną utrzymane rządowe tarcze osłonowe w nowym roku.
- Jeśli wzrośnie choćby VAT na żywność (który teraz wynosi 0 proc., a wcześniej 5 proc.), to też wpłynie na kondycję finansową części Polaków osiągających najniższe dochody i nieposiadających oszczędności. Brakuje też jednoznacznych decyzji, jeśli chodzi o ceny energii w przyszłym roku - wskazuje prezes zarządu KRD.
Co drugi Polak nie ma żadnych oszczędności
KRD przypomniało o niedawnym badaniu "Oszczędzanie Polaków w inflacji". Wynika z niego, że połowa z nas nie ma odłożonych żadnych pieniędzy. Aż 70 proc. Polaków uważa, że coraz trudniej jest im oszczędzać, a ponad połowa badanych zadeklarowała, że musi rezygnować z pewnych wydatków, by móc odkładać pieniądze. Niemal 2/3 konsumentów zgromadziło mniej gotówki niż wcześniej, a 40 proc. z nich musiało sięgnąć po zgromadzone środki z powodu rosnących cen i kosztów utrzymania.
– Większość społeczeństwa odczuwa rosnący ciężar codziennych wydatków i zobowiązań finansowych. Rezygnacja z zakupów może wpływać na spowolnienie konsumpcji, co z kolei może mieć negatywny wpływ na wzrost gospodarczy. Wielu Polaków wyczerpuje swoje finansowe zasoby niemal natychmiast po wypłacie, co może prowadzić do problemów w nagłych sytuacjach – wskazuje prezes KRD.
Coraz więcej "multidłużników"
O narastających problemach w regulowaniu bieżących rachunków i zaciągniętych zobowiązań świadczy fakt, że blisko połowa łącznego zadłużenia Polaków notowanego w Krajowym Rejestrze Długów należy do multidłużników.
– To osoby, które mają niezapłacone zobowiązania u co najmniej trzech różnych wierzycieli. Zauważmy, że już jedno, dwa przeterminowane zobowiązania finansowe są dużym obciążeniem dla domowego budżetu, ale kilka czy kilkanaście takich długów tworzy pułapkę, z której trudno się wydostać. Niestety dane z KRD pokazują, że problem narasta. W spirali zadłużenia uwięzionych jest pół miliona osób. Mają do oddania 20,2 mld zł, z czego rekordzistka ma do uregulowania aż 190 zobowiązań na łączną kwotę 2,2 mln zł – komentuje Adam Łącki.
Przeciętne zadłużenie to prawie 20 tys. zł
KRD zauważa, że nie trzeba posiadać gigantycznych długów, by "mieć powody do zmartwień". W rejestrze znajdują się także osoby, które nie płacą rat kredytów, pożyczek, rachunków, czynszu czy alimentów.
Obecnie przeciętne zadłużenie jednego konsumenta wynosi 19 271 zł.
Jeśli przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosi około 5366 zł netto, oznacza to, że aby spłacić takie zadłużenie, statystyczny Polak musiałby pracować przez 3 miesiące i 18 dni, zakładając, że całość wynagrodzenia byłaby przeznaczona na spłatę zobowiązań. Sytuacja jest najbardziej niekorzystna dla mieszkańców Lubelszczyzny, gdzie potrzebują prawie 5 miesięcy pracy, aby uwolnić się od długów.
- Pamiętajmy jednak, że w realnym świecie nikt nie przeznacza całych swoich dochodów na spłatę zadłużenia, dlatego w rzeczywistości spłata jest zawsze rozciągnięta w czasie. Może trwać wiele miesięcy lub nawet lat. Dopiero wspólne wypracowanie optymalnych warunków spłaty z doświadczonym negocjatorem może sprawić, że taka sytuacja będzie mniej odczuwalna w codziennym życiu i że w końcu wyjdziemy na prostą z naszymi długami - komentuje Jakub Kostecki, prezes zarządu firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.
Najmniej sumienni w regulowaniu swoich rachunków są mieszkańcy Dolnego Śląska, Pomorza oraz Warmii i Mazur. W rankingu rzetelności województw, przygotowanym przez KRD i Rzetelną Firmę, zajmują ostatnie miejsca. Na Dolnym Śląsku co 10. mieszkaniec jest wpisany do Krajowego Rejestru Długów. Na przeciwległym biegunie znajdują się mieszkańcy województw podkarpackiego, małopolskiego i świętokrzyskiego. Zajmują czołowe miejsca w rankingu i uchodzą za najbardziej terminowych w opłacaniu rachunków.
2023 rok będzie rekordowym pod względem upadłości
Gdy skala przeterminowanych zobowiązań finansowych przekracza nasze możliwości, a do drzwi pukają wierzyciele, może to być zwiastun jeszcze poważniejszych kłopotów, czyli bankructwa. W II kwartale 2023 r. w takiej sytuacji znalazło się 5,2 tys. osób. W całym pierwszym półroczu - 10 tys. Do końca roku może - być ponad 20 tys. Zdaniem ekspertów, bieżący rok będzie rekordowym w historii pod względem liczby upadłości konsumenckich.
- Trzeba zrozumieć, że dłużnikiem można stać się z różnych powodów. Jedni dlatego, że są nieuczciwi. Inni, bo są nieroztropni i zaciągają zobowiązania impulsywnie, bez refleksji i analizy, czy ich na to stać. A są też tacy, którzy padli ofiarą niesprzyjających okoliczności: choroby, wypadku czy śmierci kogoś bliskiego. Rzadziej jest to utrata pracy, bo przy tak niskim bezrobociu, jakie mamy obecnie, brak zatrudnienia nie należy do najczęstszych powodów zadłużenia. Niemniej jednak, jako firma windykacyjna, zawsze staramy się analizować genezę problemów finansowych dłużnika i jeśli wyraża on wolę współpracy, to pomagamy mu wyjść z kłopotu. I taka postawa znajduje zrozumienie. Aż 46 procent konsumentów ankietowanych w naszym badaniu "Przydatność firm windykacyjnych dla gospodarki" wskazuje, że to oni są grupą, która najbardziej potrzebuje wsparcia takich podmiotów. Dopiero na dalszych pozycjach wskazali sektor bankowy i przedsiębiorstwa z segmentu MŚP jako te, które nie mogą funkcjonować bez pomocy firm odzyskujących należności - podsumowuje Jakub Kostecki.
Źródło: KRD
Źródło zdjęcia głównego: konkret24