Gminy, jeśli nie będą inwestowały w zatrzymywanie wody w środowisku, zapłacą tzw. opłatę za utraconą wodę – poinformował wiceminister środowiska Mariusz Gajda. Opłaty będą wyższe, jeśli samorządy nie będą wcale inwestować w retencję.
- Polska nie jest krajem zasobnym w wodę. Opinie, że mamy mniej wody niż Hiszpanie są zasadne. Wiele zależy od pogody, ale musimy się w końcu nauczyć jak retencjonować wodę, czyli zatrzymywać ją w środowisku, by móc ją wykorzystać np. w czasie suszy – powiedział Gajda.
Kto i kiedy będzie płacił?
Wiceminister podkreślił dużą rolę retencji miejskiej. - Mamy coraz więcej terenów zurbanizowanych, z których następuje szybki odpływ wody. Miasta muszą prowadzić taką politykę przestrzenną, a także prowadzić takie inwestycje, by zatrzymać wody opadowe. Np. nie zrzucać jej od razu do rzeki zwiększając zagrożenie powodziowe miejscowości położonych poniżej, a zatrzymać i powoli oddawać środowisku - dodał. Aby zmobilizować samorządy do sprawniejszej retencji, resort środowiska zaproponuje mechanizm finansowy podobny do tzw. podatku deszczowego. - Będzie to opłata za utraconą wodę. Polegać ona będzie na tym, że jeśli na terenie gmin inwestor bądź właściciel zbuduje np. supermarket z dużym wybetonowanym parkingiem i przy okazji nie zapewni odpowiednich instalacji służących retencji (np. drenaż, czy zbiorniki), nałożona będzie taka opłata - wyjaśnił Gajda. Wiceminister zaznaczył, że opłaty będą zdecydowanie wyższe w gminach, gdzie nie będą prowadzone inwestycje retencyjne. - Kiedy będzie zbudowany odpowiedni system retencyjny, nie polegający jedynie na zrzuceniu wody do rzeki przez kanalizacje burzową, taka oplata będzie zdecydowanie niższa - dodał. Tzw. opłata za utraconą wodę, ma znaleźć się w obecnie opracowywanym nowym Prawie wodnym, którego projekt ma być gotowy do końca pierwszego półrocza br.
Autor: tol / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: commons.wikimedia.org/ (CC BY-SA 2.0) | Davide Restivo