Choć pandemia przyniosła relatywnie niewielki wzrost bezrobocia rejestrowanego to skutki koronawirusa dla rynku pracy mogą być odroczone - oceniają eksperci. Zwracają też uwagę, że po raz pierwszy na tak dużą skalę zaczęła być stosowana praca zdalna.
W 2020 r. weszliśmy ze stopą bezrobocia na poziomie 5,5 proc. Po nieznacznym spadku w marcu (do 5,4 proc.), kwiecień przyniósł wzrost wskaźnika do 5,8 proc., a maj do 6 proc. Od czerwca bezrobocie pozostaje na poziomie 6,1 proc.
Odporność na skutki kryzysu
Zdaniem wiceminister rozwoju, pracy i technologii Iwony Michałek dzięki tarczom antykryzysowym nasz rynek pracy wykazał się dużą odpornością na skutki kryzysu wywołanego przez pandemię. - Mimo wprowadzanych ograniczeń, które mają wpływ na życie gospodarcze i społeczne w 2020 r., stopa bezrobocia rejestrowanego od czerwca 2020 r. utrzymuje się na tym samym poziomie. To pokazuje skuteczność antykryzysowych działań polskiego rządu ukierunkowanych przede wszystkim na ochronę miejsc pracy i zachowanie płynności finansowej przedsiębiorstw. Dodatkowo skutki obostrzeń będą łagodzone wsparciem z tak zwanej tarczy branżowej oraz szybką odbudową gospodarki po ustaniu pandemii - oceniła. - Przeszliśmy z rynku, na którym był wysoki popyt na pracę i spore niedobory kadrowe do rynku kryzysowego, który musiał sobie radzić w warunkach pierwszej od 30 lat recesji - zwrócił uwagę zastępca dyrektora ds. badań i analiz w Polskim Instytucie Ekonomicznym Andrzej Kubisiak. Zaznaczył, że po pierwszym szoku na rynku pracy, kiedy to firmy zaczęły redukować plany zatrudnienia, latem sytuacja zaczęła się stabilizować, a druga fala epidemii została przyjęta przez pracodawców z dużo większym spokojem, o czym świadczą stabilne dane o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw. - Na skutek pandemii bezrobocie rejestrowane wzrosło w relatywnie niewielkim stopniu w porównaniu do skali kryzysu, bo wzrosło o ok. 100 tys. bezrobotnych. To nie znaczy, że tyle osób straciło pracę, bo tych osób było więcej, ale jest to bilans osób, które straciły pracę i jej nie znalazły, nadal figurują w rejestrze osób bezrobotnych - zauważył.
Dodał, że według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) w II kw. liczba pracujących w Polsce spadła o ok. 1 proc., wzrosła też liczba osób biernych zawodowo, natomiast w III kw. nastąpiło odbicie w poziomie aktywności zawodowej i liczbie osób pracujących.
- Te dane były lepsze niż rok temu. W trzecim kwartale, kiedy obowiązywało najmniej obostrzeń, rynek pracy zaczął się odbudowywać - stwierdził.
"Najtrudniejsza sytuacja będzie miała miejsce na początku przyszłego roku"
Agnieszka Pietrasik z Hays Poland wskazała, że od dwóch, trzech miesięcy zauważalny jest zdecydowany wzrost zapotrzebowania na pracowników, zwłaszcza w sektorach, które przed pandemią dobrze się rozwijały. - Na pandemii nie stracił sektor e-commerce. Także sektor farmaceutyczny suchą stopą przeszedł przez okres pandemii. Pod koniec roku obserwujemy też wzrost zapotrzebowania na specjalistów IT - popyt na tych pracowników powrócił do poziomu sprzed pandemii - zauważyła. Dodała, że w bardzo trudnej sytuacji pozostają branże najmocniej dotknięte przez pandemię: turystyka, hotelarstwo i częściowo też gastronomia. Kubisiak zwrócił uwagę, że rynek pracy był wsparty działaniami osłonowymi, przez co negatywne skutki pandemii mogą być odroczone. - W naszym scenariuszu zakładamy, że najtrudniejsza sytuacja będzie miała miejsce na początku przyszłego roku - na sezonowość zatrudnienia nałożą się odroczone skutki drugiej fali epidemii i kolejnych obostrzeń dla gospodarki. Bierzemy też pod uwagę, że może się pojawić trzecia fala - stwierdził. Według PIE w I kw. 2021 r. stopa bezrobocia wzrośnie do 7 proc.
Młodzi nie nadrobili strat
Z analizy Instytutu wynika, że w czasie pandemii, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, pracę tracili głównie ludzie młodzi. - Zarówno po stronie bezrobocia, jak i dezaktywizacji, to jest jedyna grupa, która w III kwartale nie nadrobiła strat po pierwszej fali koronawirusa. Te branże, które są zamrażane: turystyka, gastronomia, hotelarstwo, imprezy masowe, kultura to są sektory, gdzie pracuje dużo młodych ludzi. Co więcej, w Polsce te osoby pracują najczęściej na umowach cywilnoprawnych - zaznaczył. Dodał, że konsekwencje wejścia w tak trudnych warunkach na rynek pracy mogą się ciągnąć za tymi pracownikami przez całą karierę zawodową, nie tylko pod względem form zatrudnienia, ale też poziomu wynagrodzeń i perspektyw na awans. Jak mówił, pandemia uwydatniła podział pracowników na tych, którzy mają umowę o pracę i tych, którzy pracują na umowach pozakodeksowych. - Ok. 2 mln osób pracuje na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnieniu. Te osoby często nie mogły korzystać z pakietów osłonowych, które były skierowane do ich kolegów z pracy siedzących biurko obok, zatrudnionych na umowę o pracę. To jest pewna lekcja, którą powinniśmy wyciągnąć. Trzeba zmienić te formy zatrudnienia: jeśli ktoś pracuje najemnie, to niech pracuje na umowę o pracę - zaznaczył.
Praca zdalna na dużą skalę
Znamienne dla kończącego się roku było upowszechnienie się pracy zdanej. Według GUS jedna czwarta pracowników świadczyła podczas epidemii pracę zdalną, czasowo, na stałe lub w modelu hybrydowym. Przed epidemią odsetek sięgał kilku procent. Kubisiak wskazał, że w Polsce potencjalnie do 33 proc. pracowników mogłoby pracować zdalnie. Dla większości zatem - ze względu na strukturę naszej gospodarki - ta forma pracy nie jest dostępna. - Praca zdalna jest dobrem luksusowym, z którego mogą korzystać przede wszystkim mieszkańcy dużych miast, tzw. białe kołnierzyki, osoby lepiej sytuowane. Natomiast – poza częścią backoffice - miejsc pracy z sektora przemysłowego, budowlanego, handlowego czy usługowego nie da się przenieść do domów - zaznaczył. Jak dodał, z badań MFW wynika, że osoby, które mogą pracować zdalnie, są też mniej narażone na bezrobocie. - To wprowadza nowy podział na rynku pracy, który może pozostać na dłużej - ocenił. - Praca zdalna narzuca inny model zarządzania, współpracy w zespole, wdrożenia nowych pracowników, polityki szkoleniowej. To jest szereg konsekwencji i wyzwań, przed którymi stanęły firmy - zauważyła Agnieszka Pietrasik. Jak podkreśliła, przed pandemią praca zdalna lub elastyczny czas pracy były jednymi z ważniejszych benefitów oczekiwanych przez pracowników. Teraz okazało się, że taką formą pracy jesteśmy pomału zmęczeni. - Ten pożądany benefit ma swoje cienie. Obowiązki zawodowe i domowe przenikają się. Pracownicy czują potrzebę, by raz na jakiś czas pójść do biura, spotkać się z kolegami z pracy - powiedziała. Wiele firm deklaruje, że jeśli już będzie można w pełni powrócić do biur, będą w większym stopniu oferować pracę zdalną. Czy tak będzie, zobaczymy - podsumowała Pietrasik.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock