Producent odzieży kusi klientów użyciem naturalnych materiałów, ale okazuje się, że prawie sto procent składu to syntetyki. - Przepisy są przestarzałe. Potrzebujemy nowych rozwiązań, dzięki którym prawa konsumentów będą lepiej chronione - stwierdza Michał Kędziora, znany jako Mr Vintage.
Zaczęło się od "wełnianego płaszcza zapinanego na guziki", sprzedawanego przez jedną z marek odzieżowych w internecie. Wystarczy jednak chwila poświęcona na sprawdzenie udostępnionego przez producenta składu produktu, by odkryć, że w rzeczywistości wełny jest w tym płaszczu niezbyt wiele. Konkretnie - 1 proc. składu.
Reszta użytych materiałów to wytwarzany z ropy naftowej poliester (aż 87 proc.), nieprzepuszczający powietrza i szybko ulegający zmechaceniu akryl (9 proc.) oraz poliamid (2 proc). Składu dopełniają wiskoza uważana za jeden z najlepszych dla człowieka syntetycznych materiałów (1 proc.) i wspomniana wełna. Do tego podszewka, w całości wykonana z poliestru, sztucznego włókna, które sprzyja poceniu się, bo nie przepuszcza powietrza.
Sprawę nagłośniła Ola Włodarczyk, prowadząca na Instagramie konto "Świadomy konsument mody". Jak tłumaczy, "to skład, który sprawi, że dziecko łatwo się spoci, ale na pewno nie ogrzeje".
Obserwujący instagramerkę użytkownicy wskazują, że ten "wełniany" płaszcz to nie jest jedyny przykład tego, jak znane marki próbują nagiąć rzeczywistość do swoich potrzeb.
"Czytajcie metki, wnioskujcie z nich i głosujcie swoimi portfelami na uczciwą, jakościową i etyczną modę. Nie dajcie się zwieść opisom" - mówi instagramerka. "To metki wewnętrzne powiedzą wam prawdę, bo są one wymagane prawem" - podsumowuje.
Trzeba czytać metki
W sklepach internetowych większość producentów eksponuje zdjęcia produktów i ich nazwę, która siłą rzeczy nie zawiera wszystkich informacji, jest tylko hasłem, mającym zachęcić do kliknięcia. Aby poznać szczegóły, czyli np. dokładny skład, należy poświęcić trochę czasu. Eksperci nie mają dobrej wiadomości - bez tego ani rusz.
- Jeśli zależy nam na ubraniach dobrej jakości, to zawsze należy czytać metki, a przy zakupach internetowych dokładnie sprawdzać skład produktu, a nie polegać wyłącznie na tytułach produktów, bo bardzo często jest tak, że "płaszcz wełniany" okazuje się nie mieć z tą wełną wiele wspólnego - komentuje Michał Kędziora, bloger znany w internecie jako Mr Vintage.
Sam obserwuje rynek od wielu lat i jak mówi, nie da się nie zauważyć, że spada jakość sprzedawanych ubrań. Marki za wszelką cenę szukają oszczędności. - Z tego powodu coraz częściej sięgają po tańsze zamienniki wełny, ale jednocześnie nie chcą się z tym afiszować, więc płaszcz, który ma w sobie kilka procent wełny, a reszta jest zazwyczaj mieszanką syntetyków, też nazywają wełnianym. Po prostu wstydzą się napisać “płaszcz poliestrowy”, bo marketingowo brzmi to słabo.
W ten sposób producenci wprowadzają konsumentów w błąd. - Nie każdy wie, że choć poliester może wyglądać niemal identycznie jak wełna, to ma zupełnie inne właściwości, wpływ na środowisko i parametry użytkowe - dodaje Kędziora.
Pół miliona ton plastiku
Po latach dominacji syntetycznych materiałów konsumenci chętnie wracają do tkanin naturalnych: wełny, bawełny, jedwabiu czy lnu. To nie tylko kwestia wygody użytkowania czy większej trwałości produktów wykonanych z takich materiałów. Nie bez znaczenia jest też wymiar ekologiczny.
Szacuje się, że branża odzieżowa odpowiada za 10 proc. światowych emisji dwutlenku węgla – to więcej niż łączne emisje pochodzące z lotów międzynarodowych i żeglugi morskiej. Produkcja tekstyliów odpowiada też za ok. 20 proc. globalnego zanieczyszczenia czystej wody, z powodu farbowania i wykańczania produktów. Jedno pranie ubrań z poliestru może prowadzić do uwolnienia 700 000 mikrowłókien. Ponad pół miliona ton mikrodrobin plastiku pochodzących z prania tkanin syntetycznych każdego roku trafia na dno oceanów. Technologia nie nadąża za odzieżową nadprodukcją - tylko 1 proc. odzieży poddaje się recyclingowi na nowe ubrania.
Czytaj także: Podczas prania tysiące ton mikrowłókien trafiają do środowiska. To poważne zanieczyszczenie >>>
Ale materiały naturalne mają też wady, przede wszystkim często są droższe niż tkaniny syntetyczne. To dlatego producenci odzieży lawirują pomiędzy dodawaniem do odzieży np. kaszmiru czy bawełny a zachowaniem akceptowalnych przez klientów poziomów cen.
Ale już nawet wysoka cena niekoniecznie może być wyznacznikiem "dobrego" składu. - Jeszcze kilka lat temu można było w ciemno kupować ubrania marek premium, które nie korzystały z zamienników, dziś to już nie jest takie oczywiste - wskazuje Michał Kędziora.
- Przykładem mogą być tutaj swetry, gdzie zamiennikiem wełny stał się akryl i obecnie nawet marki premium go stosują. Na pierwszy rzut oka doskonale imituje wełnę, ale to tworzywo syntetyczne o słabych właściwościach dla konsumenta. Mechaci się, nie grzeje, szybko łapie nieprzyjemne zapachy - wymienia.
Kary dla firm
Na to, czy etykiety o składzie ubrań pokrywają się z rzeczywistością, zwraca uwagę Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Przekonały się o tym polskie firmy odzieżowe Kubenz, Recman i Dastan Logistics na które w 2022 r. UOKiK nałożył łączną karę w wysokości ponad 2 mln zł. Sytuacja powtórzyła się rok później, gdy fałszowanie składów zarzucono spółkom Polskie Sklepy Odzieżowe (ostatecznie nakazano zapłacenie 3,8 mln zł kary) i Lord (ponad 213 tys. zł kary).
Badania laboratoryjne dowiodły, że w wielu przypadkach podany przez producenta skład ubrań był nieprawdziwy. Nie było mowy o pomyłce - na metce widniała informacja o np. 70 proc. zawartości wełny, a badania pokazywały, że w rzeczywistości wełny nie było wcale.
"Skład użytych materiałów wpływa na decyzje konsumentów - ich ocenę jakości, zastosowania, wysokości ceny produktu. Czasem dotyczy to nawet zdrowia i bezpieczeństwa, gdy dobór odpowiedniego materiału wynika z występujących alergii. Rodzaj tkaniny ma również znaczenie dla sposobu użytkowania lub konserwacji odzieży. Pranie lub prasowanie niedostosowane do rzeczywistego składu ubrań może doprowadzić do pogorszenia ich wyglądu, utraty wartości lub nawet zniszczenia" - pisał UOKiK w komunikacie.
Marki tłumaczyły się na różne sposoby, np. współpracą z nieuczciwymi dostawcami. - Spółka kupowała w dobrej wierze materiał od producenta. Zresztą taki skład materiałowy był wykazywany we wszystkich możliwych dokumentach, włącznie z dokumentami z odpraw celnych - mówiła w rozmowie z tvn24.pl pełnomocniczka firmy Kubenz Eliza Rurewicz.
Potrzebne są nowe przepisy
Czy jednak "wełniany" płaszcz z 1 proc. wełny w składzie to temat, który także mógłby zainteresować UOKiK? Od Małgorzaty Cieloch, rzeczniczki urzędu, słyszymy, że procentowy udział danego składnika ma zastosowanie choćby w przypadku żywności. "Pasztet z królika" nie może mieć w składzie 1 proc. mięsa z tego zwierzęcia.
Ale jak jest w przypadku ubrań? Tu czekamy kilka dni, wielokrotnie dopytując o stanowisko UOKiK-u, ale nie otrzymujemy odpowiedzi.
Potwierdza to teorię Michała Kędziory, który uważa, że przepisy nie nadążają za zmieniającą się rzeczywistością. Płaszcz "wełniany" jedynie z domieszką wełny? - Domyślam się, że producenci nie łamią w ten sposób prawa - stwierdza Mr Vintage.
- Ale dzieje się tak dlatego, że przepisy są przestarzałe. Potrzebujemy nowych rozwiązań, dzięki którym prawa konsumentów będą lepiej chronione.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock