Minister rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski odniósł się do incydentu wysypania zboża na granicy z Ukrainą. W jego ocenie "nie jest to właściwa forma protestu, ale często stosowana przez rolników w różnych krajach". "Rolnicy nie opanowali swoich emocji, ale należy pamiętać, że są oni w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej" - podkreślił szef MRiRW. Jednocześnie Siekierski przeprosił w imieniu polskich rolników "za taki akt desperacji". Polski minister zwrócił też uwagę, że "przedstawiciele władz Ukrainy także nie byli powściągliwi".
Sprawa dotyczy protestujących rolników, którzy zatrzymali trzy ukraińskie ciężarówki i wysypali zboże na jezdnię. Do zdarzenia doszło w niedzielę około godziny 11.30 na drodze krajowej numer 12, prowadzącej do przejścia granicznego w Dorohusku, w pobliżu miejsca protestu rolników.
Minister rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski nie ukrywa, że "sytuacja jest napięta". "Polscy rolnicy wysypali część zboża z ukraińskich ciężarówek. W mojej ocenie nie jest to właściwa forma protestu, ale często stosowana przez rolników w różnych krajach. Rolnicy nie opanowali swoich emocji, ale należy pamiętać, że są oni w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. U progu wiosennych prac polowych nie mają pieniędzy na zakup nawozów i środków ochrony roślin. Trudno nie zrozumieć ich desperacji" - podkreślił minister Siekierski w komentarzu opublikowanym na stronie resortu.
"Jestem zwolennikiem dialogu i bezpośrednich rozmów, jako najlepszej formy rozwiązywania trudnych problemów" - zadeklarował szef MRiRW.
Minister Siekierski o incydencie z ukraińskim zbożem na przejściu w Dorohusku
"W imieniu polskich rolników przepraszam za taki akt desperacji i proszę o zrozumienie ich wyjątkowo trudnej sytuacji. Prowadzimy z ministerstwem rolnictwa Ukrainy rozmowy techniczne, podczas których chcemy określić warunki wymiany handlowej, które ograniczyłyby napływ towarów naruszających stabilność rynków rolno-spożywczych" - dodał.
Jednocześnie minister Siekierski zwrócił uwagę, że "jednak przedstawiciele władz Ukrainy także nie byli powściągliwi". "Formy wypowiedzi ministra gospodarki, a wcześniej mera Lwowa były zbyt ostre. Inni politycy ukraińscy też byli zbyt emocjonalni w przekazywaniu informacji" - zauważył.
Szef MRiRW przyznał, że rozumie "sprzeciw władz Ukrainy wobec trudności w eksporcie produktów rolnych". "Mam też pełną świadomość, że handel odbywa się w dwie strony i my również eksportujemy do Ukrainy. Pamiętajmy jednak, że polscy rolnicy pomagali Ukrainie i nadal chcą pomagać. Chcieliby jednak, aby z tej pomocy korzystał budżet Ukrainy, korzystali rolnicy, a nie oligarchowie, którzy dysponują ogromnymi powierzchniami do upraw zbóż i prowadzenia innych rodzajów produkcji rolnej. To oni głównie stoją za tym wielkim importem, który narusza stabilizację rynków rolno-spożywczych w Europie" - ocenił Czesław Siekierski.
Minister rolnictwa zauważył, że "rozwiązania problemów nie leżą tylko w relacji polsko-ukraińskiej, ponieważ za organizację i zasady handlu na wspólnym, europejskim rynku jest odpowiedzialna Komisja Europejska".
Prokuratura wszczęła śledztwo
Prokuratura Rejonowa w Chełmie wszczęła śledztwo w sprawie wysypania zboża z ukraińskich ciężarówek przed przejściem w Dorohusku. Postępowanie prowadzone jest w kierunku zniszczenia mienia i przełamania zabezpieczeń celnych, za co może grozić do 5 lat więzienia.
- Śledztwo zostało wszczęte w dwóch kierunkach, tj. zniszczenia mienia i przełamania zabezpieczeń celnych. Postępowanie prowadzone jest w sprawie. Przesłuchujemy świadków, zabezpieczamy monitoring, dokumentację tych trzech transportów - przekazała w poniedziałek po południu rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka.
Jak relacjonowała w niedzielę Ewa Czyż z Komendy Miejskiej Policji w Chełmie, "trzy ciężarówki, których kierującymi byli obywatele Ukrainy, wjechały po odprawie na teren Polski". - Uczestnicy protestu nie przepuścili dalej tego transportu i w pewnej chwili otworzyli naczepy, co spowodowało częściowe wysypanie się zboża na jezdnię. Kierujący zawrócili w kierunku Ukrainy - przekazała.
Źródło: tvn24.pl, PAP