To nie jest przejaw fiskalizmu państwa, które szuka pieniędzy w kieszeniach kolejnej grupy osób, ale gra o uzdrowienie rynku pracy - tak plan pełnego oskładkowania zleceń i umów o dzieło komentuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich i członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jak ocenił, pod względem obowiązujących rozwiązań Polska jest "absolutnym ewenementem" w Europie.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) w odpowiedzi na pytanie redakcji biznesowej tvn24.pl na temat oskładkowania umów cywilnoprawnych odpowiedziało, że obecnie w resorcie "trwają prace analityczne i ustalenia w celu przygotowania projektu ustawy, wdrażającej reformę A4.7 (zapisaną w Krajowym Planie Odbudowy)". Chodzi o "zwiększenie ochrony socjalnej wszystkich osób wykonujących pracę na podstawie umów cywilnoprawnych".
Składki od umów zleceń i o dzieło
"W ramach wdrożenia przedmiotowej reformy wymagane jest m in. objęcie wszystkich umów zlecenia obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi - podlegałyby tym samym zasadom ubezpieczeń społecznych co umowy o pracę. W przypadku umów zleceń konieczna jest zmiana charakteru ubezpieczenia chorobowego (z dobrowolne na obowiązkowe)" - wskazało MRPiPS.
Jak dodano, zgodnie z przygotowywanym projektem ustawy również wszystkie umowy o dzieło powinny zostać objęte obowiązkowym ubezpieczeniami emerytalnym, rentowym i wypadkowym (ubezpieczenie chorobowe będzie dobrowolne). "Obecnie umowy o dzieło są objęte obowiązkowym ubezpieczeniem jedynie w przypadku, jeżeli zawarte są one z własnym pracodawcą, z którym pozostają równocześnie w stosunku pracy, lub jeżeli w ramach takiej umowy wykonują pracę na rzecz pracodawcy, z którym pozostają w stosunku pracy - wyjaśniono.
Ministerstwo precyzuje także, że powyższe zmiany nie objęłyby tylko umów cywilnoprawnych zawieranych przez studentów/uczniów poniżej 26. roku życia. Umowy te pozostałyby nieoskładkowane, tak jak ma to miejsce obecnie.
Czytaj także: Rząd chce oskładkować umowy-zlecenia. "Niższe płace, wyższe koszty" kontra "pozytywne konsekwencje"
"Gra o uzdrowienie rynku pracy"
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich i członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, odniósł się do tej propozycji w serii wpisów na portalu X (dawniej Twitter).
Jak stwierdził, "dyskusja o tej zmianie jest często sprowadzana do interpretacji jej jako przejawu fiskalizmu państwa, które szuka pieniędzy w kieszeniach kolejnej grupy". "Ale gra toczy się również o uzdrowienie rynku pracy oraz konkurencji" - ocenił.
Jak wyjaśnił, obecnie "jeśli posiadamy dwa tytuły ubezpieczeniowe (umowy), zgodnie z przepisami ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, w niektórych przypadkach składki możemy odprowadzać tylko od pierwszej z nich".
Wskazał, że oskładkowane są w pełni dwie umowy o pracę, a także umowa o pracę i umowa zlecenie zawarta z własnym pracodawcą. Jednocześnie jednak, jeśli umowa zlecenie nie jest zawierana z tym samym pracodawcą, to nie podlega już oskładkowaniu.
"Dotyczy to także kombinacji umowa zlecenia + umowa zlecenia oraz działalność gospodarcza + umowa zlecenia. Wcześniejsze przepisy pozwalały nawet na to, by z oskładkowania zwalniało zawarcie pierwszej umowy choćby na kwotę... 10 zł miesięcznie" - napisał Łukasz Kozłowski.
Ten stan rzeczy zmieniła ustawa z 23 października 2014 roku. Jak zaznacza Kozłowski, wprowadziła ona "zasadę oskładkowania zbiegów tytułów do poziomu płacy minimalnej".
"Kolejna umowa nie podlegała oskładkowaniu, ale pod warunkiem, że suma poprzednich umów była co najmniej równa minimalnemu wynagrodzeniu. Nowe przepisy weszły w życie 1 stycznia 2016 r., czyli rynek dostał aż 14 miesięcy na przygotowanie się do wprowadzenia zmian. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ firmy miały dość czasu na renegocjację warunków umów i dostosowanie budżetów" - napisał ekonomista.
Dzięki temu odroczeniu w czasie "rozwiązania weszły w życie gładko, bez wywoływania poważnych napięć na rynku pracy. Wartość nieoskładkowanych umów zlecenia zmalała z 10,7 mld zł w 2015 r. do 8,3 mld zł w 2016 r. Zleceniobiorcy zyskali przynajmniej możliwość wypracowania prawa do minimalnej emerytury".
By nie było głodowych emerytur
Kozłowski zauważył, że brak składek od umów zlecenia przyczynił się do trendu, jakim jest wzrost liczby osób, które pobierają emeryturę niższą niż minimalna.
"O ile w 2011 mieliśmy prawie 24 tys. osób pobierających emeryturę niższą niż minimalna, to 12 lat później było już ich blisko 397 tys. – ponad 17-krotnie więcej" - napisał ekonomista.
Skala nieoskładkowanych umów
Ekonomista wyjaśnił, że "wartość nieoskładkowanych umów na szczęście możemy dość precyzyjnie określić, dzięki temu, że od każdej umowy zlecenia należna jest składka zdrowotna. Wystarczy więc ustalić i porównać podstawy wymiaru między ubezpieczeniami społecznymi a zdrowotnymi, by określić skalę zjawisk".
Na podstawie danych od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych oszacował, że w latach od 2008 do 2023 roku wartość niezapłaconych składek wyniosła 48 mld zł. W samym 2023 roku - 13 miliardów złotych.
"Oszczędzanie na składkach to ostatnia rzecz, którą powinniśmy robić"
Według Kozłowskiego dane te oznaczają, "że na indywidualnych kontach zleceniobiorców w ZUS za ostatnie 15 lat nie zostało zapisanych ok. 28,4 mld zł z tytułu składki emerytalnej, co oznacza, że o tyle będzie niższa kwota stanowiąca podstawę obliczania ich przyszłej emerytury".
"To prowadzi nas do najważniejszej konkluzji dotyczącej zatrudnionych – oszczędzanie na składkach to ostatnia rzecz, którą powinniśmy robić. Składki na ubezpieczenie społeczne nie są bowiem 'pustym kosztem', tylko przeniesieniem dochodu w czasie i konkretnym zabezpieczeniem" - napisał ekonomista.
Kozłowski wskazał, że owszem składki są wydatkiem, ale takim, dzięki któremu coś uzyskujemy w zamian. Podkreślił, że każdy zapłacony złoty ma wpływ na większe uprawnienia do emerytury, zasiłku chorobowego, macierzyńskiego i renty. Dodał, że "jeśli chcemy ograniczać obciążenia zatrudnionych, nie robiąc im przy okazji krzywdy, to jedyną drogą są zmiany w podatkach".
Wpływ na rynek pracy
Ekonomista podkreśla dalej, że różnice w kosztach, jakie powstają przez nierówne oskładkowanie, prowadzą do "powstawania segmentacji rynku pracy, a zatrudnieni na umowach zlecenia tracą nie tylko uprawnienia do świadczeń, ale również uprawnienia i ochronę związaną ze stosunkiem pracy – choćby prawo do urlopu".
"Kształtujący się w ten sposób wyścig na dno (race to the bottom) na rynku pracy nie jest także korzystny dla przedsiębiorców. Wartość kontraktów na rynku np. zamówień publicznych spada, ponieważ ich cena zaczyna uwzględniać możliwość tańszego zatrudniania" - wskazał we wpisie. "W takich warunkach tracą konkurencyjność, a w konsekwencji szanse na wygranie przetargu lub zdobycie zamówienia te firmy, które nie uciekają się do różnego rodzaju zabiegów związanych ze stosowaniem umów zlecenia w celu obniżenia kosztów pracy" - dodał dalej.
W ocenie Kozłowskiego jedynym członkiem łańcucha gospodarczego, który zyskuje w takim przypadku, jest "nabywca usług". Wskazał, że "ogromną część korzyści finansowych wynikających z niepełnego oskładkowania umów zleceń czerpało... państwo. To właśnie rynek zamówień publicznych, poprzez dominację kryterium cenowego, grał wiodącą rolę w tym trendzie".
Ekonomista napisał, że jeśli zajrzymy do świetnego raportu "Pełne dochody – niepełne składki" Fundacji Instrat z 2020 r., okazuje się, że "w zasadzie nigdzie w Europie nie funkcjonuje tak przedziwna logika funkcjonowania systemu ubezpieczeń społecznych".
"W niektórych państwach istnieje tylko możliwość częściowego obniżenia składek, i to w ściśle określonych przypadkach. Z naszymi zbiegami tytułów, jesteśmy, obok Malty, absolutnym ewenementem" - dodał.
Jak pełne oskładkowanie przełoży się na zarobki?
Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i partnerka w Grant Thorton, przedstawiła możliwe scenariusze dla wysokości pensji pracowników po wprowadzeniu ozusowania wszystkich umów zlecenia od 2025 roku.
W kolejnym wpisie zauważyła, że "kwota netto zleceniobiorcy spadnie o 28 proc. jeśli firma nie zwiększy kosztów umowy po swojej stronie".
Z kolei "koszt firmy wzrośnie prawie o 40 proc. jeśli zleceniobiorca ma po ozusowaniu umowy zlecenia dostać taką samą kwotę 'na rękę'".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: A. Aleksandravicius/Shutterstock