Ok. 300 osób protestowało w sobotę w Warszawie przeciw negocjowanej między UE a USA umowie o transatlantyckim partnerstwie handlowo-inwestycyjnym (TTIP). Demonstracja wpisała się w serię protestów w całej Europie. Mniejsze akcje odbyły się też w innych miastach Polski.
Przed przedstawicielstwem Komisji Europejskiej w Warszawie, gdzie zebrali się demonstranci, stanął wielki drewniany koń trojański, symbolizujący - jak mówili organizatorzy - stojące za porozumieniem międzynarodowe korporacje. Część uczestników akcji przebrała się za "krwiożercze roboty korporacyjne", pojawiła się również kukła "korporacyjnej ośmiornicy". Przeciwnicy TTIP podkreślali, że umowa jest niekorzystna dla Unii Europejskiej i Polski, a prowadzone przez Komisję Europejską i administrację USA za zamkniętymi drzwiami negocjacje przeczą zasadom demokracji. Według nich TTIP nie jest porozumieniem handlowym, tylko umową, która doprowadzi do ograniczenia praw obywatelskich, praw pracowniczych, praw cyfrowych na korzyść wielkich korporacji.
Negocjacje za zamkniętymi drzwiami
Marcin Wojtalik z zarządu Instytutu Globalnej Odpowiedzialności i inicjatywy STOP TTIP powiedział PAP, że największe zastrzeżenia wzbudzają arbitraż inwestycyjny, który pozwala korporacjom zaskarżać państwa, a także planowana Rada ds. Współpracy Regulacyjnej, czyli "niewybieralne, niedemokratyczne ciało, które ma stać ponad parlamentami i ma decydować o tym, czy jakieś nowe prawo zostanie w Europie wprowadzone, czy nie".
- Najlepsze, co może zrobić Polska i Europa to, żeby na nowo zaangażować się w rozmowy wielostronne na forum Światowej Organizacji Handlu. Niestety Unia Europejska i Stany Zjednoczone próbują pójść na skróty, dogadać się między sobą, aby potem reszcie świata narzucić przywileje dla korporacji - zauważył Wojtalik. - Nie skorzysta na tym większość Polaków, tylko udziałowcy tych korporacji - dodał.
Wygrają tylko korporacje?
Obecna na proteście posłanka Anna Grodzka z Partii Zieloni zaznaczyła, że umowa jest zbyt ważna, aby negocjacje w imieniu UE mogła prowadzić wyłącznie Komisja Europejska. - Osobiście jestem za łączeniem się Europy i Stanów Zjednoczonych (...) w taki sposób, aby mogły stanowić organizm zdolny przeciwstawić się wzrastającej sile ekonomicznej Chin, Brazylii, żeby funkcjonowała pewna równowaga w świecie. Ale musi to być robione w sposób demokratyczny - przez rządy, przez społeczeństwa i w interesie społecznym - podkreśliła. - Musi być jasne, że bilans takiej umowy powoduje, że zyskuje społeczność, państwo, a nie wielkie korporacje i świat finansów. A jesteśmy przekonani, że tylko taki interesariusz występuje w umowie TTIP - dodała. Demonstracje przeciw TTIP odbywają się w sobotę w całej Europie. Największe przewidziano w Berlinie i Frankfurcie nad Menem. W Polsce - oprócz stolicy - mniejsze, powiązane akcje odbywają się w Białymstoku, Katowicach, Łodzi, Szczecinie, Wrocławiu i Żurawlowie (w woj. lubelskim). Protesty organizują Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza, Greenpeace Polska, Fundacja Strefa Zieleni, Razem i Instytut Globalnej Odpowiedzialności. Na sobotnie demonstracje zareagowała unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmstroem. W swym oświadczeniu podkreśliła, że część argumentów przeciwników TTIP nie ma pokrycia w faktach. - Nie omawiamy współpracy w kwestiach, gdzie podejście UE i USA za bardzo się różni. Właśnie dlatego TTIP nie zmieni naszego reżimu względem żywności genetycznie modyfikowanej, czy wołowiny z hormonami wzrostu - to tylko dwa przykłady. I żaden produkt, który nie spełnia naszych wysokich unijnych standardów, nie zostanie dopuszczony na rynek Europy - zaznaczyła. Odnosząc się do zarzutów dotyczących arbitrażu państwo-inwestor (tzw. klauzuli ISDS) oraz ochrony inwestycji, Malmstroem zgodziła się, że system wymaga reform, ale TTIP według niej jest kluczowym krokiem w stronę zmian. - Właśnie dlatego rozważamy nowy system arbitrażu inwestycyjnego i wkrótce przedstawimy nowe propozycje - zaznaczyła.
Autor: km / Źródło: PAP