Narodowe Centrum Badań i Rozwoju zamyka swój multimedialny program MeduM. - Projekt na samą platformę i na materiały historyczne wygrała firma, która zupełnie przypadkowo jest powiązana z fundacją wspólnika kuzyna Jarosława Kaczyńskiego - przekazała podczas konferencji Katarzyna Lubnauer, wiceministra edukacji. - Jako naukowca bolało mnie, że taka perełka jak NCBR jest wykorzystywana do szeregu działań o charakterze dewiacyjnym - skomentował dla biznesowej redakcji tvn24.pl Jerzy Małachowski, szef NCBR.
Katarzyna Lubnauer, wiceministra edukacji, przekazała podczas środowej konferencji w siedzibie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, że NCBR w porozumieniu z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Edukacji Narodowej podjął decyzję o zamknięciu programu MeduM (Multimedialna Edukacja Młodzieży).
MeduM to program, który został zlecony do realizacji Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju w 2022 r. przez ówczesnego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka.
Jego celem, jak czytamy na rządowej stronie, było stworzenie i upowszechnienie wśród uczniów w wieku 12-18 lat multimedialnych materiałów edukacyjnych oraz dydaktycznych wspierających proces kształcenia w Polsce oraz umieszczenie ich na utworzonej na potrzeby tego działania platformie streamingowej VoD, spełniającej wymagania w zakresie dostępności, w szczególności dla osób wymagających specjalnego wsparcia w procesie edukacji (w tym uchodźców).
- W programie chodzi o to, że na platformie VoD miały być zamieszczane materiały multimedialne, filmiki związane z historią, ale również z kulturą i przedsiębiorczością. Na projekt przewidziane miało być dwadzieścia siedem milionów złotych, w tym siedem milionów złotych na platformę VoD - wyliczała Katarzyna Lubnauer podczas konferencji.
Czytaj więcej: Platforma ministra Czarnka ze sporym poślizgiem. MeduM ma ruszyć przed wyborami. "Będzie klapą"
O projekcie MeduM: nie miał większego sensu
Jak dodała, "w ocenie Ministerstwa Edukacji Narodowej nigdy nie było powodu do powstania nowej platformy".
- W resorcie funkcjonuje od lat Zintegrowana Platforma Edukacyjna, która pełni rolę centralnej, ogólnokrajowej platformy edukacyjnej. Wszystkie zamieszczone tam materiały są bezpłatne i w pełni dostępne dla uczniów i nauczycieli. Tymczasem materiały na MeduM nie mogły być w pełni wykorzystywane ze względu na prawa autorskie. Ten projekt nigdy nie miał więc uzasadnienia z punktu widzenia edukacji. W związku z tym, można powiedzieć, że ówcześnie rządzący chcieli dwa razy płacić za to samo - wskazała.
Wspomniała, że "od początku nie wiadomo było, dlaczego minister Czarek zdecydował się na tworzenie nowej platformy".
- Urzędnicy w 2022 roku wyrażali bardzo jasno swoje wątpliwości związane z tym projektem. Przekazali, że w umowie należałoby opisać kwestie praw autorskich do powstałych materiałów oraz na to, czy będą one potem dostępne na przykład na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej - dodała.
W jej ocenie "minister Czarnek zdecydował o tym, że powstanie coś, co nie miało większego sensu".
- Projekt na samą platformę i na materiały historyczne wygrała firma, która zupełnie przypadkowo jest powiązana z fundacją wspólnika kuzyna Jarosława Kaczyńskiego. Miała powstać platforma, nazwijmy to propagandowa, która miała głosić wersję historii w wersji HIT-u. W związku z tym z naszego punktu widzenia ten projekt nigdy nie miał sensu. Był projektem czysto politycznym - oceniła wiceministra podczas konferencji.
- Sprawa MeduM kojarzy mi się ze sprawą niesławnej willi plus - powiedziała w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl Katarzyna Lubnauer.
- Z punktu widzenia interesu uczniów i edukacji najważniejsze jest to, żeby wszelkie zasoby, które są wytworzone w ramach takiego projektu były dla nich dostępne i by mogli z nich swobodnie korzystać. Tymczasem w przypadku zarówno willi plus, jak i programu MeduM mamy sytuację, w której trwałość projektu określona jest na bardzo krótki czas. W przypadku willi plus było to od zaledwie pięciu do piętnastu lat. Dopiero po interwencjach poselskich wydłużono ten czas bezwzględnie do piętnastu lat - przypomniała.
Wskazała, że w przypadku MeduM było to wyłącznie pięć lat. - Po pięciu latach wszystko to, za co zapłacono z publicznych pieniędzy, staje się znowu własnością wykonawców. Łącznie z wartością trwałą, jaką jest – w przypadku MeduM – platforma VOD, która miała kosztować siedem milionów złotych. Zagwarantowanie bezpłatnego dostępu na pięć lat do materiałów i narzędzia, za które się już wcześniej zapłaciło, to w przypadku edukacji żadna trwałość. To znaczy, że uczniowie, którzy są w tej chwili w klasie pierwszej, w klasie ósmej już z tych materiałów nie skorzystają - zwróciła uwagę.
- Tymczasem wykonawcy mogą swoje realizacje wykorzystać do celów komercyjnych, mogą zrobić z nimi niemal wszystko. Po prostu nie zadbano o interes publiczny, o interes edukacji, o interes uczniów, uczennic, nauczycieli i nauczycielek, a przecież to niby im miał służyć ten projekt - podkreśliła.
Tajne raporty. "Jedna wielka patologia"
Do sprawy odniósł się też Marek Gzik, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego. Wskazał, że projekt MeduM pokazuje, jak "dalece instrumentalnie był wykorzystywany NCBR".
- Tego rodzaju projekty są dowodem na to, jak od samego początku władze Prawa i Sprawiedliwości wykorzystywały tę instytucję do celów politycznych - podkreślił podczas konferencji.
- Od czterech miesięcy nadzorujemy NCBR i informacje, które napływają do nas w postaci tajnych raportów z różnych instytucji. Dają obraz jednej wielkiej patologii, która rozgrywała się w NCBR na zamówienie polityczne - przekazał.
Według niego, "to jest oburzające, ponieważ widzimy, jak trudno jest pozyskać złotówkę na rozwój nauki".
- Podczas gdy z drugiej strony widzimy, jak lekką ręką i można to nazwać niemal malwersacją, zostało przekazane do swoich partyjnych kolegów 27 milionów złotych - stwierdził.
Jak podkreślił, "zlecenie otrzymała firma powiązana z politykami PiS-u, która tak naprawdę nie ma w swoich zasobach żadnych kompetencji do budowania tego rodzaju systemu informatycznego".
Szef NCBR: to ma charakter dewiacyjny
Jerzy Małachowski, dyrektor NCBR, ocenił, że w projekcie MeduM "na dzień dzisiejszy mamy sytuację, że na cztery komponenty tylko jeden komponent został w całości przygotowany i odebrany".
- Jest to komponent związany z materiałami szkoleniowymi związanymi z biznesem, z nauką przedsiębiorczości. Pozostałe komponenty, zarówno platforma VoD, jak też i dwa komponenty historyczne, nie zostały odebrane. W związku z tym podjąłem decyzję z początkiem lipca o rozwiązaniu tej umowy. Będziemy chcieli uratować kwoty, które były przewidziane na realizację tego projektu - zapowiedział podczas konferencji.
W rozmowie z tvn24.pl skomentował, że "13 milionów złotych w ogóle nie wypłaciliśmy, kwotę około 8,5 miliona złotych będziemy chcieli odzyskać na drodze prawnej". - Widzimy, że fundacje, które podjęły się realizacji zadania, nie mają kompetencji, aby je zrealizować - wskazał.
Jak wyjaśnił Małachowski, "komponent historyczny oraz platformę MeduM miała wykonać Fundacja Wspierania Kinematografii Polskiej. Bez żadnego doświadczenia w działaniach informatycznych".
- W drugim przypadku komponenty do historii sztuki, muzyki i literatury realizowało Stowarzyszenie Aktywne Beskidy. Tylko część materiałów została zaakceptowana, dokładnie pięć na sto trzydzieści. W przypadku Stowarzyszenia Top 500 Innovators część materiałów jest akceptowalna i można powiedzieć, że została wykonana - wskazał.
- Jako naukowca bolało mnie, że taka perełka jak Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, która powinna służyć uczelniom, instytutom badawczym, jest wykorzystywana do szeregu działań o charakterze dewiacyjnym - powiedział.
Podczas konferencji Marek Gzik przekazał również, że w NCBR "byli pracownicy, którzy ulegli politycznej presji". Pytamy więc szefa NCBR o tę kwestię.
- My już z tymi osobami nie pracujemy, zostały podpisane umowy rozwiązujące stosunek pracy. Toczą się postępowania. Na bieżąco udostępniamy materiały do Centralnego Biura Antykorupcyjnego czy na przykład do Najwyższej Izby Kontroli - powiedział.
Jak dodał, NCBR nie chce żyć tylko poprzednimi aferami, a skupiać się na pracy na rzecz nauki i szkolnictwa wyższego. - To są projekty, w których środki dedykujemy na rozwój społeczny, szczególnie uczelni wyższych, na tak zwane Uczelnie Przyszłości, gdzie są środki dla młodych naukowców, kół naukowych i szereg tego typu przedsięwzięć. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wraca do nauki - zapewnił Jerzy Małachowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Albert Zawada