- Od kiedy to będzie, to teraz nie potrafię powiedzieć, twardego zobowiązania ze strony rządu nie było - mówił Mateusz Morawiecki w "Salonie politycznym Trójki" w programie Trzecim Polskiego Radia pytany o obniżenie wieku emerytalnego.
Wicepremier unikał jasnych deklaracji, czy rząd poprze rozwiązania zaproponowane przez prezydenta. Morawiecki jednocześnie zwracał uwagę, że obniżenie wieku emerytalnego będzie generowało dodatkowe koszty dla budżetu.
- W pierwszych kilku latach koszty nie są duże. Natomiast po paru latach są one bardzo zauważalne. W trzecim i czwartym roku jest to kilka miliardów złotych. Od 2020 roku jest 10-12 miliardów złotych rocznie - mówił.
Z drugiej strony przyznał jednak, że niezbędne jest przyjrzenie się obecnemu systemowi emerytalnemu.
- W dłuższej perspektywie będziemy pracować i przyglądać się systemowi emerytalnemu w taki sposób, żeby nie generował aż tak poważanych obciążeń dla budżetu państwa połączonego z ZUS-em. Musi się to w dłuższej perspektywie lepiej bilansować - podkreślił.
Projekt prezydenta
Przypomnijmy, że obniżenie wieku emerytalnego było jedną z najważniejszych obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydenta Andrzeja Dudy. - Wiek emerytalny zostanie obniżony - zapewniał wielokrotnie prezydent.
Zgodnie z projektem ustawy złożonym przez prezydenta Dudę zmiany miały zostać wprowadzone od początku tego roku. Głównym celem projektu jest przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego. To znaczy, że kobiety będą mogły skorzystać ze świadczenia w wieku 60 lat, a mężczyźni 65 lat.
- Prezydent przedstawił kilka projektów żeby wypełnić obietnice wyborcze i teraz Sejm i rząd będą pracowały nad tym - mówił Morawiecki. Unikał jednak jasnych deklaracji, czy rząd poprze takie rozwiązanie.
Jak mówił, "nie ma jeszcze precyzyjnie określonego planu dotyczącego tej ustawy".
Pytany o to, czy jest szansa na obniżenie wieku emerytalnego od 2017 roku odsyłał do minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej.
Obietnica wyborcza
O tej obietnicy mówili także najważniejsi politycy Prawa i Sprawiedliwości zarówno przed jak i po wyborach do Parlamentu.
- Mamy trzy priorytety: obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie kwoty wolnej od podatku oraz program dodatków na dzieci - przyznała w lipcowej rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawna" Beata Szydło, wówczas jeszcze kandydatka PiS na premiera.
O obietnicy usłyszeliśmy także w expose. W listopadzie premier Szydło zapowiedziała bowiem, że w czasie 100 pierwszych dni rządzenia zajmie się m.in. właśnie obniżeniem wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.
Potwierdzał to również przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, minister Henryk Kowalczyk.
- Zapowiadane przez rząd PiS obniżenie wieku emerytalnego może wejść w życie w ciągu roku – poinformował. - Nie ma przeszkody, żeby to weszło w życie w ciągu roku – powiedział dziennikarzom Kowalczyk.
Po trzech latach
Oprócz obniżenia wieku emerytalnego prezydencki projekt zakłada też wprowadzenie minimalnego okresu składkowego. Na wcześniejszą emeryturę przejdą kobiety z co najmniej 20-letnim stażem pracy, a w przypadku mężczyzn minimalny okres składkowy ma wynosić 25 lat.
W perspektywie długoterminowej obniżenie wieku emerytalnego może przełożyć się jednak na dalsze zwiększenie wydatków na świadczenia emerytalne, co przyznają sami autorzy ustawy.
Projekt ustawy w tej sprawie prezydent złożył w Sejmie już we wrześniu, ale Parlament nie zdążył zająć się tą propozycją. Teraz o powrocie do poprzedniego wieku emerytalnego zadecydują posłowie nowej kadencji, którzy jednak sami przyznają, że nie jest to sprawą szczególnie pilną.
Przypomnijmy, że reforma emerytalna polegająca na stopniowym wydłużaniu wieku emerytalnego do docelowych 67 lat dla kobiet i mężczyzn została uchwalona przez Parlament w maju 2012 r. Inicjatorem zmian była Platforma Obywatelska.
Materiał "Faktów" TVN:
Autor: mb//km / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock